1: LIX

332 36 5
                                    


Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.

- Powiedziałeś mu?!

Stała w salonie na Baker Street. Był późny wieczór i po jej włosach każdy mógł się przekonać, że dopiero wstała po nieprzespanej nocy.

- Owszem - odparł spokojnie, i skinął głową. - Nie mówiłaś, że ma się nigdy o tym nie dowiedzieć.

- Dobrze. - Usiadła na drugim fotelu. - Teraz ci to mówię. On nigdy miał się o tym nie dowiedzieć! Jesteś winny! - Wycelowała w jego stronę palec.

- Nie jestem niczemu winny, jeszcze wtedy o niczym nie wiedziałem.

- Ale teraz wiesz!

- Ale to nic nie zmieni - odparł spokojnie.

- Dobrze. - Udpokoiła się. - Dobranoc.

Ruszyła do sypialni.

- Dopiero wstałaś. - Rozłożył ręce. Skinęła głową.

- Owszem, ale mam nieodpartą ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić.

~*~

Stała z kubkiem kawy w swojej zwyczajowej pozie przed oknem w biurze Mycrofta, i wpatrywała się w ulice pełne pędzących samochodów.

- Zastanawiam się, w jaki sposób zniknęła twoja ciotka - powiedział po dłuższej chwili.

- Mogę tylko powiedzieć, że Sherin ma znajomości na każdym kroku - odparła. - Nawet mi nie chciała powiedzieć w jaki sposób tego dokonała, ale jestem pewna, że umywała od tego ręce. - Wzruszyła lekko ramionami, i oparła się bokiem o framugę.

Dziś miała na sobie zwyczajną koszulę i czarne jeansy. Na nogach eleganckie, czarne szpilki na podwyższeniu. Z niegdyś czerwonej czupryny zrobiło się ombre, a ona nie zadawała sobie trudu aby przywrócić im dawny wygląd. Na twarzy doskonale widoczny był smutek.

- Powiedziała mi, że wyjeżdża - powiedziała, jakby czytała mu w myślach. - Oczywiście tylko na jakiś czas, ale i tak czuję, że będzie mi jej brakować. - Spojrzała na kubek trzymany w ręce, i uśmiechnęła si lekko. - Gdyby nagle jakimś cudem tu weszła, napierw by się skrzywila, a następnie kazała mi wylać to za okno.

Mycroft już otwierał usta aby rzucić jakąś uwagą odnośnie zachowania ich wspólnej przyjaciółki, ale przeszkodziły mu jakieś krzyki na korytarzu, które skutecznie odwróciły jego uwagę. Kiedy drzwi się nagle otworzyły, nie mógł zrobić nic innego, jak tylko unieść brew, i rzucić Sharon szybkie spojrzenie. Dziewczyna była blada, ale nadal się lekko uśmiechała.

- Mycroft, Nermal mnie denerwuje! - poskarżyła się, pokazując kciukiem za siebie. - Widział mnie tutaj już tak wiele razy, a jednak wciąż marudzi mi o jakiejś kątroli podmiotów! - Nagle odwróciła się do ochroniarza. - I dla twojej jasności, nie jestem jakimś tam podmiotem!

Kiedy znowu odwróciła się do nich przodem, chwilę stała bezruchu, a następnie mocno się skrzywiła. Spojrzała na Sharon, i wycelowała palec w kubek.

- Wylej to paskuctwo za okno.

Sharon uśmiechnęła się blado, a następnie wzruszyła ramionami, i odparła:

- Chyba jestem jasnowidzem.

~*~

Siedział na fotelu z nogami - wyciągniętymi, i skrzyżowanymi w kostkach - na biurku, a ręce trzymał za głową. Przed nim stały trzy postacie w czarnych płaszczach. Jednym z nich był jego stały gość - Jean Charpentier. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Mieć brata ukochanej Sherlocka w garści, to jak mieć jego samego, chociaż ten nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

- Mira i wasza Lilia powoli się wykańczają, ale nie tak szybko, jakbym chciał - powiedział.

- Nigdy nie można mieć wszystkiego - odparł czarnowłosy. - Moja siostra na przykład chciałaby abyś znikł z powierzchni ziemi.

- Odważne słowa... Kiedy zdołałeś się z nią zobaczyć?

- Dawno temu, już nawet nie pamiętam kiedy - skłamał, i Moriarty doskonale o tym wiedział.

- Mam nadzieję, że u niej wszystko w jak najlepszym porządku? - zapytał, zdejmując nogi z blatu.

- Nie żeby cię to obchodziło - odparł obojętnie.

- Ależ skąd. Bardzo mnie to obchodzi - zapewnił. - Jak również jej bezpiczeństwo, samopoczucie, i wszystko co dzięki niej może mi zaszkodzić.

- Mogą ci zaszkodzić przeterminowane produkty, które trzymasz w tej starej norze.

- Nie nazywaj mojego domu starą norą, mój drogi - obruszył się.

- Zwykle to wiedźmy mają swoje stare nory - wtrącił się jeden z towarzyszy Jeana. - Chcesz powiedzieć, Jean, że ma równie paskudny charakter?

- To widać przecież na pierwszy rzut oka - wtrącił drugi. - O ile pamiętam to Sherin zapytała kiedyś, czy może nazywać go świrkiem. Zabawne, jak machinalnie potrafi wplatać obelgi w pozornie nieistotne zdania. - Uśmiechnął się lekko.

- O tak - odparł Jean, nie patrząc na nikogo konkretnego. - Moja siostra miała wiele talentów. Obie miały - dodał, patrząc oskarżycielsko na Moriarty'ego.

Ten uniósł dłonie w obronnym geście.

- Pozostawiłem Mirze wolną wolę - odparł.

- Więc było trzeba zaznaczyć, tylko zastrzaszenie, bądź lekkie pokiereszowanie.

- Ale spójrz na to z drugiej strony - odparował. - Sabrina za bardzo pałętałaby mi się pod nogami, zanim zdołałbym dojść do naszej słodkiej Sherin. Bo czyż wasza dwójka nie zrobiłaby wszystkiego dla najmłodszej siostrzyczki?

~∆~

Hejka, skarbki :)

Jeszcze tylko jeden rozdział i koniec części I.

Tak z drugiej strony, to będzie mi brakować kąśliwości naszej drogiej Sher.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now