1: IX

900 75 2
                                    

  

     Szli ruchliwymi ulicami miasta, nie śpieszyli się, nie rozmawiali, nie zwracali uwagi na przechodniów.

     Było dość chłodno, a Sherin była tylko w swoim żakiecie, i na dodatek w spódnicy. Zatrzęsła się delikatnie, nie uszło to jednak uwadze Sherlocka. Nie żeby miał jakiś odruch życzliwości, czy coś w tym stylu, ale nie chciał żeby dziewczyna się przeziębiła. Bądź co bądź była mu potrzebna. Oddał jej płaszcz, a ona przyjęła go z wdzięcznością pomieszaną ze zdziwieniem.

— Podobno miałaś zostać na noc. Coś ci się odmieniło? — powiedział po raz pierwszy od jej wyjścia.

— To nie to, co myślisz - odparła zmieszana. Spojrzał na nią.

— To mi wyjaśnij.

— Nie tutaj — mruknęła. — Nie wśród ludzi.

— W moim mieszkaniu.

— Skąd wiesz, że nie jest monitorowany?

— W takim razie, co proponujesz?

— Moje mieszkanie. Na następnym skrzyżowaniu w prawo.

~*~

   Dawne mieszkanie Sherin było tak samo białe jak pozostałe budynki Luna. Tak samo duże. Tak samo czyste. Tak samo rzucające w oczy.

— Najciemniej pod latarnią. Kto by szukał mordercy w takim domu, gdy nie ma śladów?

— A gdy są ślady?

— To nie nasza robota.

— Nasza? Czyli to grupa?

— Pamiętasz jak dziś popołudniu, że musiałabym cię zabić? To prawda. Jeżeli komuś wypaplasz, nawet Mycroft'owi, będziesz trupem — powiedziała, siadając w fotelu.

— Ukrywasz przed nim mroczny sekret. — Uśmiechnęła się półgłębkiem. — A on traktuje cię jak siostrę.

— A ty? Dla ciebie też jestem siostrą?

— Powiedzmy.

— Mycroft jest beznadziejnym starszym bratem.

— Zgadzam się. — Usiadł naprzeciwko.

— Kawy, herbaty... wina? Mam ochotę się upić.

— Podziękuję.

— A ja skorzystam. Czekaj chwilę.

     Wyszła z pomieszczenia po chwili wracając z butelką wina i kieliszkiem.

— Na pewno widziałeś napis na szyldzie restauracji — powiedziała, nalewając sobie wina. — Luna. Restauratorzy, domy mody, architekci, firmy spożywcze. A nieoficjalnie? — Upiła łyk. — Wykonujemy brudną robotę dla rządu.

     Uniósł brew, rozpierając się w fotelu.

— Tylko tyle masz zamiar mi powiedzieć? To jest ta cała tajemnica, którą ukrywasz?

— Nie. I nie. — Kolejny łyk. — Wiesz kto zabił Davis'a? Sebastian, pseudonim Rudolf — wycedziła. — Beznadziejnie zakochany w Sherin nieznającej swojego pochodzenia.

     Wstała, i podeszła do okna, odsłaniając jego kawałek. Zamyślona spoglądała na księżyc.

— Sierp księżyca. Logo Luny. Agentki noszą naszyjniki. — Pokazała swój. — A panowie zegarki z takim cyferblatem. Widziałeś obrożę François'a?

Nie zwracam uwagi na tego kocura — prychnął.

— Jasne. Ale na to zwróciłeś uwagę. — Uśmiechnęła się.

     Wróciła do niego, wzięła kieliszek z winem i usiadła mu na kolanach.

— Alkohol sprawia, że stajemy się odważniejsi, i robimy rzeczy, których nigdy byśmy nie zrobili na trzeźwo. Upij się ze mną — dodała. — Zapomnij o świecie, braciszku. — Oparła się o jego pierś.

— Co takiego zrobił Davis, że zasłużył na śmierć? — zapytał skonsternowany.

— Odkrył nasze drugie powołanie — zacytowała Sebastiana. — Praca dla rządu to nie przelewki. A jak ktoś się nie pilnuje, to po nim. Niedługo będzie kolejny trup — mruknęła nieprzytomnie, upuszczając kieliszek. — Niedobrze mi. Znowu boli mnie głowa.

— Same z tobą kłopoty.

— Często mi to mówią — powiedziała sennie. — Przyciągam kłopoty na kilometr.

— Kto będzie kolejnym trupem?

— Ty, jeśli zaczniesz się w to mieszać.

— Pytam poważnie.

Luna próbuje rozszyfrować kto mógł się wygadać. Nie zajmie im to długo.

— Ile osób sprawuje władzę? — Wzruszyła ramionami.

— Kilka... naście. Teraz możesz się mnie pozbyć.

— Co?

— No, pozbądź się mnie. Przecież już się wszystkiego dowiedziałeś. Po co ci jeszcze dziecinna, siedemnastoletnia blondynka z kotem.

— Każesz mi, pozbyć się siostry?

- Zrobiłeś się strasznie sentymentalny, Sherlocku. Czy teraz na nagłówkach gazet pokaże się moje zdjęcie z tobą u boku? Jaki byłby tytuł?

— Nieznana siostra Sherlocka Holmesa.

— Już widzę minę Grega...

— Kto to Greg?

— Nie przerywaj mi. — Trzepnęła go w ramię. — Powiedział by: to ty masz siostrę?!

— Kto to Greg?

— Zapamiętaj sobie raz na zawsze, braciszku. Greg to Lestrade. A Lestrade to Greg.

— Ten Lestrade?

— A znasz jeszcze jakiegoś?

— Nie przypominam sobie.

— No właśnie. A ty przecież wszystko pamiętasz. Przepraszam, oprócz imienia Lestrada. Zaniesiesz mnie do sypialni? — dodała.

— Upiłaś się i teraz sama sobie nie poradzisz?

— Nie. Po prostu mi się nie chce.

— Jesteś strasznie leniwa.

— Wiem.

— I nigdzie cię nie zaniosę.

— Warto było zapytać. Będę spać na tobie.

     Nastała dłuższa chwila ciszy, podczas której za oknem zdołało przejechać dwadzieścia osiem samochodów, dziewiątka przechodniów, i jeden bezdomny kot.

— To gdzie ta sypialnia?

— Zmieniłeś zdanie?

— Nie mogę się ruszyć.

— To straszne. Tak nie móc podrapać się po tył... nosie.

— Owszem, to straszne.

— Jak bardzo.

— Bardzo.

— Bardzo, bardzo?

— Bardzo, bardzo.

— Jak tak bardzo cię swędzi, to mogę cię podrapać. — Spojrzał na nią dziwnie. — No co? Chciałam pomóc.

— Lepiej nie.

— Dlaczego?

— Po prostu.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now