1: X

887 84 4
                                    


    Poranek na Baker Street był nadwyraz cichy. Tym razem za cichy.

    John wstając rano, zaniepokoił się, widząc że ani Sherlocka, ani Sherin nie ma w mieszkaniu. Do Holmesa było to podobne, ale nie do niebieskookiej. Ta dziewczyna późno wstawała i równie późno kładła się do łóżka.

    Sherlock wyszedł wczoraj zaraz za nią, i nie wrócił do tej pory. Watson podejrzewał, że są w tej chwili razem, ale jak znał Holmesa nic nie było pewne.

    Jego przemyślenia przerwał głośny huk z dołu. Okazało się, że to Sherin uderzyła w drzwi. Całkiem niechcący, po prostu straciła równowagę, i wpadła na nie. Jakoże te nie były zamknięte na klucz, upadła na podłogę, rozbijając sobie kolano. Holmes widząc to, wybuchł śmiechem.

— Cholera — syknęła. — To nie jest śmieszne, Holmes — warknęła w jego stronę.

— Ależ jest. — Pomógł jej wstać. — Jesteś dziś strasznie niezdarna — dodał, przypominając sobie dzisiejsze wypadki.

    Rano, gdy tylko wstała i chciała wyjść z łóżka, zaplątała się w pościel, w efekcie spadając na podłogę i rozbijając sobie łokieć. Następnie niosąc dwa kubki z kawą poślizgnęła się nadywanie, i poleciała do tyłu przy okazji wylewając kawę, co i tak dobrze się skończyło bo kawa nie wylała się na nią. Na końcu, gdy już wychodzili, poślizgnęła się na schodach, i tylko jego czuła uwaga uchroniła ją przed upadkiem. Przypominając sobie jej wszystkie dzisiejsze wypadki po prostu nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

~*~

  Zaraz po śniadaniu Sherlock wybrał się z niezapowiedzianą wizytą do swojego beznadziejnego, straszego brata.

  Wchodząc bez zapowiedzi do biura, oburzył swoim zachowaniem nie tylko sekretarkę, ale i Mycrofta, choć ten zdążył już się do tego przyzwyczaić.

—  Nie kłopocz się z herbatą, braciszku — powiedział od progu.

— Czymże zasłużyłem na tę wizytę?

— To już nie można odwiedzać rodziny od czasu do czasu? — odparł ze sztucznym uśmiechem.

— Oboje wiemy, że to nie w twoim stylu. Może od razu powiedz, co ci siedzi w tej dużej, kudłatej głowie?

— To tak jakbyś ty musiał powiedzieć, co ci siedzi w tym wielkim, tłustym bembenie. Braciszku — dodał.

   Przez chwilę siedzieli w ciszy piorunując się wzrokiem.

— Doprawdy nie wiem, dlaczego ratuje cię z tych wszystkich opresji.

   Młodszy Holmes już otwierał usta, kiedy ktoś go uprzedził.

—  Po prostu zrobiłeś się strasznie sentymentalny. Obaj.

   Sherin stała w drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami. Pewność siebie biła od niej na kilometr.

— Miło cię widzieć, siostrzyczko — skomentował Mycroft. — Obawiam się, że konflikty powinniście rozwiązywać między sobą.

— Nie wiem o jaki konflikt ci chodzi, Mycroft — powiedziała stanowczo. — Wydaje mi się, czy właśnie chciałeś wypaplać czyjś sekret — zwróciła się do Sherlocka.

— Ależ skąd, wpadłem tylko na herbatkę. — Pozostał niewzruszony.

— Oczywiście. — Skinęła głową z uśmiechem. — Sherlock chciał ci powiedzieć, że należę do tajnej organizacji, pracującej dla rządu o wdzięcznej nazwie Luna. O której wiesz — dodała po chwili.

    Obaj spojrzeli na nią z    niedowierzaniem.

— Powiedziałaś mu?!

— On wiedział?! — powiedzieli jednocześnie.

— Cieszę się, że się zgadzacie. No prawie. — Znów wzróciła się do młodszego Holmesa. — A mówiłam, że jak wypaplasz NAWET Mycroft'owi to będziesz trupem?

— Sama wypaplałaś — bronił się.

— Bo ty chciałeś to zrobić.

— Co to za różnica skoro o tym wiedział.

— A taka, że jakby nie wiedział było by po mnie.

— W jaki sposób?

— Uduszenie, powieszenie, ewentualnie kulka w łep — wyliczała z jawną arogancją. — Wyliczać dalej?

— Nie o to mi chodzi. — Przewrócił oczami. — W jaki sposób wiedział, dowiedział, skąd wiedział, czy jakkolwiek ułożysz sobie pytanie.

— Pracuje w rządzie, głupku — wtrącił się Mycroft.

— Czy nadal konieczne jest abym odpowiedziała na twoje pytanie?

— A ja na twoje?

— Nie. Chciałam cię zirytować.

— Nie udało ci się.

— Na pewno?

— Oczywiście.

— Nie wierzę ci.

— To uwierz.

—  Nigdy.

— Ponieważ?

— Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Proponuje abyś zapytał kiedy indziej.

— A ja proponuje abyś odnalazła ją teraz.

— To nie jest możliwe.

— Ponieważ?

— Powtarzasz się.

— Ponieważ?

— O, widzisz, Mycroft? — wzróciła się do jednego z przedstawicieli rządu. — Mam dowód.

— Ponieważ? — powtórzył zirytowany Sherlock.

— Ha! — wykrzyknęła jak małe dziecko. — Mówiłam, że ci nie wierzę. Jesteś zirytowany! Holmes się zirytował!

   Zaczęła tańczyć taniec zwycięstwa. Nie obchodziło jej, to że zachowuje się jak pięciolatka, ani że ktoś w tej chwili może ją zobaczyć. Liczyła się jej wygrana, którą koniecznie musiała wyrazić.

   Starszy z Holmesów patrzył na nią z politowaniem, za to Sherlock... Sherlck w ogóle nie patrzył. Przystanęła jak gdyby właśnie coś sobie przypomniała.

— Wy macie jeszcze jednego brata, prawda? Kiedy będę mogła go poznać?

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now