Cztery

1K 96 9
                                    

Dedyk dla m_a_r_t_a_a


   Detektywi przybyli na miejsce po ponad czterdziestu minutach. Dom był pomalowany na fiołkowo, co już samo w sobie było dziwne. Jeszcze dziwniejszy był fakt, że otworzyła im czerwonowłosa dziewczyna.

    Pozbawiony dobrych manier Sherlock od razu zmierzył ją wzrokiem, stawiając wstępną dedukcję. Nastolatka obdarzyła ich posępnym uśmiechem i zaprowadziła do techników, którzy już zdążyli się zadomowić. Przy tym nie wypowiedziała ani jednego słowa.

   Niemowa??? Taka myśl utworzyła mu się głowie tuż obok jej postaci. Poza tym zauważył jeszcze sierść na czarnych jeansach i lekkie zadrapania na dłoni, gdy otwierała im drzwi. Kot. Zmarszczył nos.

   Jeszcze nie zdążył obejrzeć denatki, a zza jego pleców wyłoniła się pewna niska istotka z radosnym okrzykiem ''Sharon!'' i padła w objęcia czerwonowłosej.

   — Sherin! Na Lunę! Co ty tu robisz?

  Blondynka zmarszczyła nos.

   — ,,Na Lunę''? Co to w ogóle za wyrażenie? — zapytała dla zachowania pozorów. — A co do twojego pytania... — westchnęła ciężko — zdegradowali mnie do ambasadorki, rozumiesz?

  — Przestań mówić to tak, jakby było czymś okropnym.

   Sherin zniżyła głos do lekkiego szeptu. Sherlock za to nadstawił ucha.

   — Nie rozumiesz, moja rodzina od zawsze zasiadała w radzie, a ja nie mogę tego robić, skoro za parę miesięcy mogą mnie wysłać znów nie wiadomo gdzie.

 Sharon przez chwilę milczała.

  — W każdym razie cieszę się, że na siebie wpadłyśmy. Ktoś za tobą tęsknił, a jutro miałam wyjeżdżać do Francji i przy okazji ci go przekazać. — Nie siliła się na konspiracyjny szept.

  — François tu jest!? — zapiszczała i zaczęła skakać z radości, jakby w cale nie miała tych dwudziestu lat. Zatrzymała się i złapała dziewczynę za ramiona. — Gdzie? Muszę natychmiast się z nim zobaczyć.

  Holmes, który do tej pory już dawno zdążył zainteresować się ofiarą, znów spojrzał na swoją nową współlokatorkę.

  — Co ty tutaj robisz? — Zwrócił się do czerwonowłosej. Ta uniosła brew, zaskoczona jego nagłym pytaniem.

 — Jestem kuzynką Eryla. Przyjechałam do niego tydzień temu i jutro wracam do Francji.

  — Gdzie kot? — Ponownie zmarszczył nos na myśl o nim.

 — Proszę? — Nie była w stanie jeszcze wyżej unieść brwi.

 — Masz sierść na jeansach, gdzie twój kot.

  Sherin głośno się roześmiała, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich obecnych. Dłonią powachlowała policzki aby odrobinę ochłodzić zaczerwienione policzki i posłała im przepraszający uśmiech.

  — Czyżbyś pomylił się w obserwacji, Holmesie? — zapytała. — Krewny Sharon nie ma kota.

  W tej samej chwili łaciaty kot wszedł z gracją do sypialni i otarł się o jej nogi. Sherlock śledził wzrokiem jego poczynania, nie skrywając odrazy.

  — A to nie jest kotem?

  — Oczywiście, że jest, ale François to mój kot.

  Przez jakiś czas stał tak wpatrując się w małe, łaciate stworzonko, po czym jakby się otrząsnął i pokręcił głową.

  — To coś nie będzie mi się panoszyło po domu.

  — Będzie.

  — Nie ma mowy.

  — Oczywiście, przecież koty nie mówią. — Przechyliła głowę na lewą stronę, odsłaniając bok szyi, i popatrzyła na niego jak na idiotę.

  Holmes włożył dłonie do kieszeni płaszcza i odwrócił się do niej plecami. Zmierzyła go wzrokiem wyraźnie niezadowolona. Inspektor i jego podwładni nie potrafili powstrzymać uśmiechu. Ta mała już zdążyła namieszać, a to dopiero pierwszy dzień. John również był rozbawiony.

  — Nie ma dla niego miejsca — odparł. Kiedy nie odpowiedziała zerknął na nią przez ramię.

Opuściła głowę, a twarz zasłaniały jej włosy; bawiła się palcami, jakby nie wiedziała co z nimi zrobić. Mignął mu pierścionek na trzecim palcu prawej dłoni. Szybko odwrócił wzrok i wyszedł z pomieszczenia.

  — John.

   Tylko tyle powiedział. Watson wyszedł za nim, a od korytarza dobiegł ich stłumiony monolog. Chwilę później Sherlock wrócił do sypialni szybkim krokiem, schylił się po kota i wyniósł go za kark. Sherin pobiegła za nim na swoich szpilkach, mało nie potykając się w progu.

  — Przestań go tak traktować! — Jakby mówiła do ściany. — Pójdę do Mycrofta! — zagroziła.

  — Nie zrobisz tego — odpowiedział spokojnie.

  — Zrobię.

  —Nie.

 — Zrobię.

 — Nie masz tyle odwagi, a poza tym zbagatelizuje sprawę. Kto by się przejmował głupim kotem — prychnął.

  — Naprawdę tak uważasz?! Mam tyle pieniędzy, że równie dobrze mogłabym wynająć to wasze mieszkanko dożywotnie i was stamtąd wykopać!

  — Pani Hudson nigdy na to nie pozwoli.

  — Ach tak? Skąd ta pewność?

  — Lubi mnie.

  Roześmiała się i zamknęła za sobą drzwi domu. Mężczyźni zmierzali do czekającej taksówki.

  — A więc sprawię, że mnie polubi bardziej.

  Holmes nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu.

  — Jesteś taka... naiwna.

  — Co proszę?!?!?! — pisnęła. 


Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now