2: XI

150 33 22
                                    

No dobra skarbki. Wkurzacie mnie brakiem komentowania. Jeśli nie dostanę przynajmniej pięciu dla motywacji, to obiecuję, że będziecie czekać na rodziały
  J E S Z C Z E dłużej.

A teraz życzę miłej lektury ;)

~∆~

Domyślam się, że Sherin nigdy nawet o mnie nie wspomniała — odezwał się ponownie. Na jego twarzy widniało rozbawienie.

       Przełknęłam ciężko ślinę.

— Dlaczego ciotka miałaby o panu wspominać? — zapytałam. — Kim pan jest?

— Kim jestem? — Zaczął się bawić szklanką, która niewiadomo kiedy pojawiła się w jego dłoni. — Różnie mnie nazywają. Napoleon zbrodni, pająk, potwór, wariat... Ale pod jakim imieniem ukrywam się naprawdę? Może zgadniesz. — Zaśmiał się nagle, ale jeszcze szybciej stał się poważny. — Twój ojciec mnie nienawidzi. — Uśmiechnął się krzywo. — Taka mała podpowiedź.

     Nic nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłam zadać kolejne pytanie, przeklinając go w duchu.

— Dlaczego tu jestem?

      Spojrzał na mnie niezrozumiale, jakbym nagle postradała rozum. Parsknął śmiechem.

— Nie, nie tak się nazywam.

      Skuliłam nogi. W tym mężczyźnie było coś przerażającego.

— To było pytanie — odparłam.

— Ach, pytanie! — Zastanowił się chwilę. — Jeszcze wczoraj myślałem, że chce abyś poznała prawdę, ale teraz wydałaś mi się zabawna, i chcę zarzymać cię tutaj na dłużej. — Zaśmiał się głośno, odchylając głowę. — Sherin nie będzie zachwycona. — Znowu stał się poważny. Zmarszczyłam brwi.

— Dlaczego wszystko kręci się wokół mojej ciotki? Dlaczego gdy nagle zaczęła wprowadzać we mnie zmiany, wpadłam w kłopoty?

— Och, moja droga. — Wstał płynnie, i podszedł do mnie powolnym krokiem, wyciągając rękę. Odsunęłam się szybko, ale zdążył złapać mnie za podbrudek. — Nie wiesz, że piękno jest kłopotliwe?

— Proszę mnie puścić. — Złapałam go za nadgarstek.

— Jestem Jim Moriarty — odparł zamiast tego. Otworzyłam szerzej oczy. — Wiesz ile mam marionetek na skinienie palca? Moje intrygi oplotły cały świat, a w środku stoi jedna, samotna postać, która jeszcze nie wybrała żadnej ze stron. I raczej nie wybierze. — Zachichotał, i pochylił się nad moją twarzą. — Wiesz kto to taki? Postać owiana tajemnicą. Nikt tak naprawdę nie wie co zrobi, nikt nie wie co myśli, nikt jej nie okiełzna... Wiesz kto to taki? Powinnaś  wiedzieć. — Ostatnie słowa wyszeptał.

— Ciotka Sherin — również wyszeptałam. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Moriarty zarechotał, puszczając mnie.

— Żadna ciotka.

— Wiem, że nie łączą nas żadne więzy krwi, ale...

— Żadne? — wpadł mi w słowo, uśmiechając się krzywo. — To takie zabawne, gdy wie się coś, czego nie wie nikt inny.

    Zdenerwowałam się. Zmarszczyłam groźnie brwi, a przynajmniej taką miałam nadzieję, i wbiłam w niego wzrok niezadowolonych tęczówek.

— Jeśli coś wiesz, to po prostu podziel się tą wiedzą, zamiast się chępić.

— Oczywiście, oczywiście, ale wszystko w swoim czasie... I muszę coś dostać wzamian.

   Wyszedł z mojego tymczasowego pokoju, i usłyszałam, jak przekręca zamek w drzwiach.

~*~

 

Hej, Cam. Jak tam idą przygotowania do zakończenia naszego projektu?

    Mężczyzna wyłączył ekran, i odchylił się na krześle widocznie zmęczony.

— Ta sztuczna inteligencja jest straszliwie wredna, Sherin. Do tej pory zdołałem nakłonić go tylko do milszego zachowania, ale i tak... — przerwał, i rozłożył bezsilnie ramiona.

     Usiadła na krześle obok i popatrzyła mu głęboko w zmęczone oczy. Przechyliła lekko głowę, i uśmiechnęła się pogodnie.

— Myślę, że powinieneś wziąć tydzień wolnego. Przez ten ł nie pozwól nikomu zaglądać do twojej pracy, ani nawet włączać komputer. Sądzę, że przez ten czas naszemu ,,przyjacielowi" — zrobiła cudzysłów — znudzi się, i powinien być choć odrobinę milszy. — Pochyliła się i pocałowała go w policzek. — Zacznij od dzisiaj, stary kawalerze.

     Kiedy była w połowie drogi do drzwi, usłyszała jego odpowiedź:

— Dziękuję, stara panno.

     A ona uśmiechnęła się jak ktoś, kto wie więcej niż mówi.

~*~

   Siedział w ogromnej bibliotece otępiony. Sam, samotny jak zwykle. Z rozbawieniem zauważył, że tak minęło mu większość życia. Ojciec w biurze, a matka nie wiadomo gdzie. Dopiero jako trzynastolatek dowiedział się, co tak naprawdę kryje się pod ładną nazwą. Luna - niewiarygodna organizacja, która od lat ma krew na rękach.

     I teraz jeszcze jego siostra. Nietrudno zauważyć, jak bardzo teraz przypomina ciotkę. Sherin powoli, małymi kroczkami wdrąża Aurelię w jej życie, a ta nieświadoma zagrożenia całkowicie się temu oddaje zaciekawiona.

    Pokręcił głową, i głośno zatrzasną trzymaną na kolanach książkę. Echo tego odgłosu potoczyło się po całym dolnym piętrze. Był sam, samotny. Przez całe życie.

    Jeszcze dwa lata temu mieszkała tutaj gosposia, ale rodzice wspólnie przyznali, że chłopak już jej nie potrzebuje, a przez przypadek mogłaby się dowiedzieć czegoś, co nie było jej przeznaczone.

    Wstał z cierpienniczym westchnieniem, i podążył korytarzem do swojego pokoju. Ciemne meble świetnie kontrastowały z jasnymi ścianami. Na jednej z nich, niemal całą powierzchnię zajmowały ramki ze zdjęciami. Różnorodne, ale najwięcej było ich z nim i Aurelią w roli głównej.

   Patrzył chwilę na nie, a następnie opadł na miękkie łóżko.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWo Geschichten leben. Entdecke jetzt