1: XXIX

512 50 7
                                    

Dedyk dla: Hansamunaoo
A macie taki bonusik, mimo że dzisiaj już jeden był opublikowany.

~∆~

   Całe szczęście, że Watsonowie się pogodzili. Miała już dość tych fochów.

   Sherlock i Mycroft rozmawiali na dworze, więc nic jej nie przeszkadzało dołąńczenie do nich. Otworzyła cicho drzwi, i równie cicho je zamknęła. Nie było trudno podejść po cichu do rozmawiających mężczyzn, którzy palili przy okazji papierosy.

— Pani Holmes przy drzwiach — powiedziała.

   Odwrócili się szybko, jednocześnie chowając papierosy za plecami. Po chwili faktycznie wyszła ich matka.

— Sherin, złotko, ubierz się bo się przeziębisz.

— Oczywiście, pani Holmes, ale kiedy indziej. Niech pani wejdzie do środka, bo zaraz to pani będzie przeziębiona.

— Masz rację, złotko, masz rację.

   Zamknęła szybko drzwi. Sherin odwróciła się do mężczyzn z krzywym uśmiechem.

— Niedobrze mi, to chyba przez ten poncz* — powiedział Mycroft.

— Świetnie, napij się jeszcze — odparł Sherlock.

    Kiedy zamknęły się drzwi za starszym Holmesem, Sherin spojrzała na Sherlocka jakby był idiotą. Doskonale wiedziała, że dodał środek usypiający do ponczu, oraz herbaty Mery. Wymierzyła w niego oskarżycielsko palec.

— Wiem, co planujesz. Tam. Nic. Nie. Ma. Mam ci to jeszcze przeliterować? — zapytała.

— Skąd masz taką pewność? — Zacisnęła dłonie na jego ramionach.

— Byłam tam, zapomniałeś? A tobie najwyraźniej postrzał nie wystarczy. Trzeba cię jeszcze porządnie walnąć w głowę, aby do ciebie dotarło.

— Wszystko zrozumiałem doskonale.

— Więc w czym masz problem?

— Ja muszę tam zejść.

— Gdzie? Tam nie ma piwnic! — zamarł.

— Nie ma? Więc...

— Pałac pamięci — przerwała mu. — To tam ma tę swoją piwnicę, archiwa, i całą mase innych rzeczy. Więc dobrze ci radzę, nigdzie nie idź.

— Chyba już za późno na wycofanie się — powiedział, patrząc w niebo.

   Spojrzała w tamtą stronę i w oczy od razu rzucił jej się lotniczy środek transportu.

— Boże... Dlaczego on musi pakować się w kłopoty — powiedziała w przestrzeń.

~*~

— Znów się spotykamy w tym pokoju, lady Charpentier — powiedział Magnussen. — Czy to nie przeznaczenie?

— O tak. Przeznaczone mi pokoje prawie zawsze są gustownie urządzone — powiedziała. I usiadła na kanapie, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Magnussen pokręcił głową.

— Gdzie są prawdziwe listy? — zapytała nonszalancko. — Może je spaliłeś.

— Istotnie. Nie były mi do niczego potrzebne.

— Yhym... — mruknęła. — Pokaż Sherlockowi piwnice z łaski swojej, bo mi nie dowierza, że nic tam nie ma. Że ich tam nie ma — poprawiła się.

— Skoro nalegasz. — Wstał ze swojego miejsca i otworzył brązowe, dwuskrzydłowe drzwi.

    Pomieszczenie było małe i całe pomalowane na biało. Na środku stało tylko jedno, czarne krzesło.
Sherlock stał jak skamieniały.

— Mówiłam, czyż nie? — Powoli skinął głową.

    Wyciągnęła telefon.

Do: Sharon

Zabawę czas zacząć. MG²

    Sherlock patrzył jej przez ramię ze zmarszczonymi brwiami.

— Nie poczęstujesz nas herbatą? — zapytała, siadając na swoim poprzednim miejscu.

— Musisz mi wybaczyć, Serafino, ale nie.

— Szkoda. — Jej telefon zawibrował. Dotknęła uda. — Niech zgasną wszystkie światła.

    W pomieszczeniu momentalnie zrobiło się ciemno, a Sherin pociągnęła Sherlocka na podłogę. Rozległy się strzały jeden po drugim. Sherlock był za bardzo zaskoczony aby się ruszyć, za to Sherin nie próżnowała. Wyjęła pistolet za paska na prawym udzie, i odbezpieczyła go. Po krótkiej chwili strzały ustały, a światła zaświeciły na nowo.

    Sherin wstała z podłogi i powoli podeszła do Magnussena. Leżał na ziemi i powoli się wykrwawiał. Wymierzyła broń w jego pierś, i niewzruszona pociągnęła za spust.

— Naprawdę ci do twarzy z czerwoną plamką na koszuli, Charles — powiedziała.

    To były ostatnie słowa jakie usłyszał.

~*~

   Następnego dnia po tym zdarzeniu Sherin spokojnie piła poranną herbatę w salonie.

— Co znaczy MG² ? — zapytał Sherlock siadając naprzeciwko niej ze swoim kubkiem kawy. Przewróciła oczami.

— Magnussen Ginie 2 podejścia — odparła biorąc łyk.

— To aż tak banalne?! Po organizacji rządowej spodziewałbym się czegoś więcej.

— Marudzisz.

— Nie.

— Jasne, wiem co słyszę.

     Nastała chwila ciszy.

— Nudzę się — powiedział.

— Więc rozwiąż zagatkę — odarła, przewracając oczami.

— Nie wiem jaką.

— Przecież to obojętne.

    Spojrzała na niego jak na idiotę, bawiąc się filiżanką.

— Wszystko jest nudne i banalne.

— Londyn to jedno wielkie szambo, do którego spływają wszyscy agenci, i szumowiny z całego świata — powiedziała. — Chcesz ślectwa?

    Powoli skinął głową, patrząc na nią uważnie. Uśmiechnęła się półgłębkiem.

— Myślę, że Luna ci coś znajdzie.

— W ogóle mnie tam wpuszczą?

— Przecież już tam byłeś, a po za tym jesteś przecież bratem Mycrofta Holmesa, członka brytyjskiego rządu.

    Przewrócił oczami.

— Który nie daruje mi tej akcji.

— Przesadzasz.

— Wcale nie.

— Możliwe. — Skinęła powoli głową, przeciągając litery. — Wyobraź sobie, że on nie istnieje i nic ci nie zagraża. Już? — Skinął głową. — I po sprawie.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now