2: II

257 33 5
                                    

     Ciotka najpierw zabrała mnie do centrum handlowego, mówiąc, że jest wiosna i nie mogę dłużej chodzić w jeansach i rozciągniętych swetrach. Co jak co, ale swetry to była ulubiona część mojej garderoby. Miękkie, a przede wszystkim ciepłe.
Zamiast nich, Sherin powybierała topy, crop topy, narzuty (które przynajmniej wyglądały na ciepłe), bluzki z ozdobną koronką lub wycięciami, w miejscach, w których nawet nie spodziewałabym się ich spotkać, i jakiś żakiet, który mówiąc szczerze mi się spodobał. Później dobrała jeszcze ze trzy różne spódnice, i dwie sukienki, a jedna w szczególności rzuciła mi się w oczy. Była czerwona do pasa, a dalej granatowa do kolan. Cała w koronce, rozkloszowana, i z rękawem ¾.

    Następnie zaciągnęła mnie do sklepu obuwniczego. W głowie mi się zakręciło od tych wszystkich cen.

— Jesteś niska, tak jak ja — powiedziała. — Niskie dziewczyny radzą sobie butami na obcasie, a najprostsze do chodzenia są koturny.

     Rozejrzała się po sklepie i sięgnęła po jedną z par. Czarne, z obcasem nie za wysokim, ale też nieniskim. Przymierzyłam je, i okazało się, że ciotka trafiła z numerem idealnie, ale bałam się zrobić choćby krok, żeby nie upaść na podłogę. Sherin pokiwała głową, jakby się nad czymś zastanawiała, i kazała mi je zdjąć, żeby mogła zanieść je do kasy.

    Zrobiło mi się głupio, że ciotka musi płacić za te wszystkie rzeczy, chociaż w ogóle nie jest ze mną spokrewniona. Jeszcze w dzieciństwie uparła się, żeby ją tak nazywać, bo jest przyjaciółką rodziny... I tak już zostało.

    Kiedy myślałam, że to już koniec naszego wyjazdu, ciotka zaciągnęła mnie do fryzjera, a tam podcięli mi zniszczone końcówki.

     Ale to również nie była ostatnia z ,,atrakcji". Sherin oznajmiła mi już w samochodzie, że musi załatwić coś ważnego w Lunie i, że może to załatwić teraz przy okazji. Spakowała do jednej z papierowych toreb buty, czarną, rozkloszowaną spódnicę w pikowany wzór, oraz czerwoną, tiulową bluzkę z pierwszą warstwą do polowy brzucha i rękawami ¾ z koronki. Wcisnęła mi torbę w ręce i kazała iść ze sobą. Nie śmiałam nawet zapytać dokąd mnie prowadzi.

     Długie korytarze Instytutu w końcu zaprowadziły nas do jej biura. Tam zdjęła moje okulary, które wcześniej zdawała się tolerować, i włożyła je do szuflady biurka, z trzaskiem ją zamykając. Kazała mi się również przebrać wcześniej wybrany strój, a w między czasie kiedy jej nie będzie, poćwiczyć chodzenie w koturnach.

     Po kilku minutach okazało się, że to wcale nie jest takie trudne, jak mi się wcześniej wydawało. W końcu z nudzona zwróciłam uwagę na jeden z obrazów wiszących na ścianie. Okazało się, że to fotografia. Była na nim ciotka, mój ojciec, oraz drugi mężczyzna podobny do niego, po drugiej stronie ciotki. Sherin była rozbawiona i w jednej dłoni trzymała pusty kieliszek. Musieli być na jakimś przyjęciu.

     Moją uwagę od fotografii odwróciło pukanie do drzwi. Po krótkiej chwili w progu stanął mężczyzna w średnim wieku, a zanim... Leander był tak samo zaskoczony moim widokiem, jak ja jego. Tylko, że ja nie stałam z lekko rozchylonymi ustami... mam nadzieję.

— Lady Charpentier nie ma? — zapytał mężczyzna, sprawiając, że spowrotem na niego spojrzałam.

— Ciocia powinna niedługo wrócić — odparłam, celowo używając zwrotu ,,ciocia". — Mam jej coś przekazać?

— To nie będzie konieczne — dobiegł głos zza ich pleców. — W czym mogę pomóc, panie Torancy? — zapytała, podchodząc do swojego biurka.

     Trzymała w ręce jakieś papiery. Spojrzała prosto na mnie, a w jej oczach ukazało się coś na kształt aprobaty. Usiadła za biurkiem z gracją, i założyła nogę na nogę. Mężczyzna powoli przeniósł wzrok na mnie, jakby wymownie. Ciotka zrobiła to samo z Leandrem.

— Nie chciałabyś pozwiedzać Instytutu, Aurelio? — zapytała wciąż patrząc na Leandra. — Jestem pewna, że młody Torancy zechce ci towarzyszyć. Prawda? — dodała, unosząc brew.

     Niemal się uśmiechnęłam widząc, jak Leander ciężko przełyka ślinę. Ciotka potrafiła być przerażająca nawet jeśli otwarcie nie wyrażała groźby. Pan Torancy zrobił kilka kroków na przód, a chłopak przepuścił mnie w drzwiach. Kąciki ust same uniosły mi się o kilka milimetrów.

~*~

— Instytut londyński został ukończony w 1987 ro...

— Dokładnie ósmego czerwca — przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdziwiony, co zauważyłam kątem oka. — Nie patrz tak na mnie. To, że jestem tutaj po raz pierwszy, nie znaczy jeszcze, że nic nie wiem o tym miejscu — dodałam. — Instytut w Londynie jest jednym z najstarszych — kontynuowałam. — Na pierwszym miejscu znajduje się Instytut we Włoszech, a na trzecim francuski.

     Leander zatrzymał się przed jednym z okien i skrzyżował ramiona.

— Naprawdę jesteś kujonką — oznajmił w końcu.

     Zamrugałam oczami.

— Och.

— Och? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

     Odwróciłam wzrok, kiedy ten zaczął zbyt długo patrzeć mi w oczy.

— Cóż, miałam nadzieję, że choć raz będziesz miły.

      Odwróciłam się, i przeszłam dokładnie tą samą drogą, którą wcześniej pokazał mi Torancy. Dzięki ci tato za doskonałą pamięć.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAOnde histórias criam vida. Descubra agora