1: XXVIII

475 51 2
                                    

Dedyk dla: Imfraise
Przypominam, że dzisiaj został opublikowany pierwszy rozdział ,, Epicka miłość do pianisty " ;)

~∆~

    Zachowanie Sherlocka było dziwne. Chodził wzburzony po całym pokoju, a ona wodziła za nim oczami z fotela.

    Po tym, jak Magnussen wyłożył swoje warunki wyciągnęła swoją broń, i wycelowała w jego serce.

— Jak myślisz, Charles? Ta czerwona plamka będzie dobrze wyglądała na twojej koszuli?

— Nie odważysz się — odparł.

— Mówiłam już, że nie zależy mi na życiu Jona Watsona.

— Ale Holmesowi tak. Jak myślisz Seraphino, wybaczyłby ci?

— Raczej nie — odparła z nonszalancją. Uniósł brwi w zamyśleniu.

— Nie zależy ci na nim?

— Dlaczego miałoby?

— A Sharon, Liliana, Meredith, Mark, Leon?

— A oni potrafią się bronić — odparła już lekko zirytowana. — Listy. — Odbezpieczyła broń.

— Klucz. — Ochroniarz odbezpieczył swój. Watson zamknął oczy, a Holmes wodził oczami od jednego do drugiego.

— Najpierw listy. — Po chwili namysł sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął paczkę związanych kopert. — A teraz on opuszcza broń. — Skinęła na ochroniarza.

— Skąd mam mieć pewność, że oddasz mi klucz?

— Równie dobrze mogłabym cię teraz zastrzelić, a tych dwóch nie stanowi zagrożenia — odparła. Rzucił jej paczkę pod nogi, a ochroniarz opuścił pistolet. — Odsuńcie się od nich — powiedziała do mężczyzn towarzyszących Magnussenowi. — Już!

   Spojrzeli najpierw na Magnussena, a kiedy ten skinął głową odsuneli się. Wyciągnęła klucz, i rzuciła w stronę Magnussena, który złapał go w locie. Przekręcił w zamku, i puszczając jej oczko opuścił salon.

— Oboje wiemy, że te koperty są puste — powiedziała w przestrzeń.

    Nie przestawał marszu po pokoju w tę i spowrotem już od trzech kwadransów, a John zaczął się niepokoić. Blondynka dała mu znak aby sobie poszedł, a ona już sobie z nim poradzi. Skinął jej głową i wyszedł, trzaskając drzwiami.

— Co cię z nim łączy? — odezwał się Sherlock zaraz po wyjściu przyjaciela. Spojrzała na niego zaskoczona.

— Z kim?

— Z Magnussenem. Oczywiście, że z Magnussenem! — Wyrzucił w górę ręce.

— A ty ,,jesteś" z Janine, bo jest jego sekretarką.

— To nie to samo.

— To dokładnie to samo!

— Ty nie jesteś z nim w ,,związku"! — krzyknął zdenerwowany.

— A ty nie musisz wykonywać roboty od Luny! I to ja tu mam najgorzej!

— A to niby dlaczego?!

— Bo ty możesz przestać — powiedziała, i chciała wyjść z pomieszczenia.

— Nie masz mi do przekazania czegoś ważnego?! — krzyknął za nią. Przystanęła i spojrzała na niego unosząc jedną brew.

— Tak na przykład?

— Skąd się znacie, dlaczego tak dużo o nim wiesz, czy łączyło cię z nim coś wcześniej, jego słabe punkty... — wyliczał. Z westchnieniem niezadowolenia spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.

— Rozumiem, że jeśli ci nie pomogę, nie wypuścisz mnie z pokoju.

    Zastanowił się chwilę. Jeśli powie, że tak, dziewczyna wyjdzie, ponieważ nienawidzi być do czegoś zmuszana. Ale jeśli powie, że nie ma zamiaru jej tu trzymać, wyjdzie. Nie ma trzceciej opcji. Zaraz potem jednak przypomniał sobie jej słowa: zawsze jest trzecia opcja. Spojrzał na nią. Stała oparta o framugę drzwi ze skrzyżowanymi ramionami i krzywym uśmiechem. Znowu go podpuszczała.

— Mylisz się. Po raz pierwszy mylisz się w moim towarzystwie, co ci się stało?

     Uśmiechnęła się szerzej.

— Trzecia opcja, hymm...? Dobry wybór, wcześniejsze dwa odniosłyby odwrotny skutek.

    Przeszła przez pokój i usiadła w ulubionym fotelu Sherlocka

— Czyli tak... — odezwała się ponownie. — Pewnego wiosennego dnia...

— Do rzeczy — przerwał jej.

— Pewnego wiosennego dnia — mówiła dalej — Luna upadła na głowę i kazała piątce agentów dostać się do domu i znaleźć dokumenty Magnussena. Ja stałam w salonie jako przynęta, i tak właśnie nawiązała się nasza rozmowa. Nazwał mnie lady Charpentier, a ja wtedy odparłam, że pomylił mnie z kimś innym. Uśmiechnął się wtedy i odparł, że on nigdy się nie myli. Koniec pytania pierwszego i trzeciego jednocześnie. Luna ma tajne archiwa, które stoją przedemną otworem, ale niewiele mówią.

— A słabe punkty? — zapytał.

— Nikt ich nie zna.

— Ach ta świąteczna atmosfera! — powiedziała pani Hudson.

— Tak, niezwykła — mruknęła Sherin w poduszkę.

    Upłynęło trochę czasu od spotkania z Magnussenem, a Sherlock nadal chodził jak na szpilkach, co niezmiernie irytowało Sherin.

    W tym roku Mycroft i Sherlock jadą do domu rodziców na święta, a ona oczywiście musi jechać z nimi. Jak to określił najstarszy Holmes: „ Ty też jesteś członkiem tej rodziny".

     W pewnej chwili jej wzrok padł na skrzypce Sherlocka. Zawsze chciała nauczyć się grać na tymże instrumencie niestety czasu starczało tylko na fortepian. Podeszła pewnie do instrumentu i dotknęła strun. Wydały przyjemny dla ucha dźwięk. Uśmiechnęła się pod nosem. Przy najbliższej okazji musi porosić Sherlocka o zagranie jej czegoś.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAМесто, где живут истории. Откройте их для себя