1: LIII

393 35 11
                                    



   Czy może być coś wspanialszego od budzenia się w jednym łóżku z mężczyzną swojego życia?

   Tym razem to ona pierwsza się obudziła, i patrzyła jak Sherockowi powoli wraca świadomość. Uśmiechnęła się lekko, kiedy na nią spojrzał.

— Dzień dobry — powiedziała. — Czeka nas pracowity dzień.

     Skinął głową, przesuwając dłonią po jej odsłoniętym ramieniu.

— Co masz dzisiaj w planach? — zapytał. Przeciągnęła się.

— Leżenie do późna, późne śniadanie, odwiedzenie Mycrofta. Dzisiaj czwartek — odparła. — A ty?

— Spróbuje rozwiązać zagadkę morderstw w Lunie.

— Świetnie, to idź już. — Odepchnęła go lekko, i sama rozłożyła się na całym łóżku. Pokręcił głową.

    Ta dziewczyna jest niemożliwa, pomyślał.

~*~

— Yhym... Media aż krzyczą na wasz temat — powiedziała, siadając w swoim ulubionym fotelu.

      Sherin Charpentier była jedną z tych dziewczyn, które mogą nawet zmarznąć, ale muszą ładnie wyglądać. Mimo, że w kalendarzu była wciąż zima, warunki atmosferyczne za oknem mówiły coś innego. Dzisiaj blondynka zdecydowała się na czerwoną, rozkloszowaną sukienkę do kolan, dekoldem w serek i rękawami ¾. Nie zrezygnowała również ze swoich wysokich butów z długą cholewką. Włosy natomiast spięła w wysoki kucyk, a na szyję zarzuciła bordową apaszkę.

    Mycroft spojrzał na nią unosząc brew, natomiast Sharon cała się spięła.

— To znaczy, co krzyczą? — zapytał niezadowolony.

— Och, że Mycroft Holmes wreszcie znalazł sobie kandydatkę na drugą połówkę. — Więła łyk swojej ulubionej, owocowej herbaty. — Moje gratulacje — dodała z krzywym uśmiechem.

— To nie jest śmieszne, Sherin — powiedziała Davis. Spojrzała na nią marszcząc brwi.

— Ale jakie przydatne w twojej sytuacji — odparła blondynka, rozpierając się w fotelu i zakładając nogę na nogę.

     Holmes zdziwił się jeszcze bardziej.

— Jakiej sytuacji?

    Spojrzał najpierw na jedną później na drugą. Żadna nie odpowiedziała, za to Sherin uniosła brew.

— Czy każdy Holmes, którego poznałam, musi być taki ciekawski? — Przewróciła oczami. Pokiwał głową.

— Mamy to we krwi, cóż poradzić. — Rozłożył ręce. — Więc...?

— Więc najlepiej będzie, jeśli to Sharon wyjaśni ci swoją sytuację życiową, nie ja. —Wbrew pozorom, pomyślała. — Co powiesz na przyśpieszoną tradycję, Mycroft? Ploteczki i herbatkę mamy za sobą, czas na szachy.

~*~

   Sherlock siedział w fotelu w swojej zwyczajowej pozie, i zamknął się w pałacu pamięci, poszukując punktu zaczepienia w sprawie.

    Po kilku godzinach jednak pokręcił głową. Skoro ta kobieta była za słaba na wygraną musiała pozbyć się współkandydatów. Ale sama nie potrafiła tego zrobić. I to prowadzi do dwóch wariantów: albo poprosiła aby ktoś to zrobił, albo ktoś to zrobił z własnej woli. Brat, siostra? Chłopak, przyjaciel? Nie wiedział, i bez pomocy Sherin się nie dowie. W aktach nic nie ma na ten temat. Otworzył oczy. A ta sprawa wydawała się taka łatwa, pomyślał.

     Coś lekko objęło go od tyłu, i przytuliło do pleców.

— I co pan wymyślił, panie Holmes? — zapytała, muskając ustami jego policzek. Pokręcił głową.

— Potrzebuję twojej pomocy.

— Ach, tak?

     Obeszła fotel i usiadła mu na kolanach, przerzucając nogi przez jeden jego bok. Przytuliła się do jego piersi.

— Słucham więc.

— Czy Marina miała jakieś rodzeństwo, czy przyjaciół?

     Zmarszczyła brwi zastanawiając się dłuższą chwilę.

— Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia — odparła zmieszana. — Musiałabym przeszukać archiwa, a to... — Pokręciła głową. — Naprawdę nie mam na to ochoty.

    Zaśmiał się cicho.

— A może znasz kogoś, kto mógłyb to wiedzieć? — Nie poddawał się.

— Masz na myśli przepytywania staruszków? — Zachichotała. — Czemu nie, Mills powinien mieć się na baczności.

— Czym pan przewodniczący zalazł ci za skórę — zapytał rozbawiony, obejmując ją w tali.

— Skąd ta myśl? — Wtuliła się w niego jeszcze bardziej.

— Znam cię — odparł krótko. Westchnęła cicho.

— Pan przewodniczący złożył Sharon niemoralną propozycję, mimo że ma żonę. — Prychnęła. — Chciałabym wiedzieć ile razy już to zrobił.

— Masz zamiar zadać mu to pytanie otwarcie? — Uniósł brew.

— Och, już to zrobiłam. — Uśmiechnęła się krzywo. — Na posiedzeniu w sprawie czarnej owcy.

— Przy wszystkich? — Wzruszyła ramionami.

— Nazywam rzeczy po imieniu.

— Co on na to?

— Ależ wy jesteście dzisiaj ciekawscy. — Wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. — Oczywiście, że się wszystkiego zaparł.

      Podniósł dłoń i poprawił jej zbłąkany kosmyk za ucho. Nachyliła się do niego, muskając usta.

~*~

    Biegła... Uciekała.
   
    Ciemne korytarze opuszczonego instytutu są przerażające, ale... Przecież instytut nigdy nie jest pusty. Czuła strach, ale nie wiedziała przed czym. Po chwili jej obawy się sprawdziły, kiedy ktoś brutalnie przyszpilił ją do ściany.

     Krzyknęła, kiedy spojrzała prosto w twarz Arthura Mills'a.

    Obudziła się z krzykiem, czując na swoich ramionach czyjeś dłonie. Krzyknęła jeszcze raz, nie wiedząc do kogo należą i próbowała uderzyć potencjalnego przeciwnika.

— Spokojnie — powiedział Mycroft, łapiąc jej nadgarstki. — To tylko koszmar.

       Po tych słowach faktycznie poczuła spokój, ale i zakłopotanie.

— Przepraszam.

— Za co? — W jego głosie zabrzmiało autentyczne zdziwienie.

— Pewnie pana obudziłam, a poza tym co ze mnie za obrońca skoro budzę się z krzykiem.

— Nie przejmuj się — odparł łagodnie.

     Ścisnął jej dłonie w geście otuchy, a następnie wyszedł nie robiąc żadnego hałasu.

 

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now