1: XXX

515 50 13
                                    

Dedyk dla:KuroiNigatsu

~∆~

Wchodząc na teren Luny przywitała ich dwójka ochroniarzy.

- Restauracja jest dzisiaj zamknięta - powiedział pierwszy z nich.

- Proszę opuścić teren - dodał drugi.

Sherin zatrzymała się kilka kroków przed nimi, i zmarszczyła brwi. Próbowała sobie przypomnieć co takiego miało się dzisiaj wydarzyć.

- Czy mógłby mi pan powiedzieć, która godzina?

Ochroniarz uniósł nadgarstek z zegarkiem, a dziewczynie w oczy rzucił się cyferblat z sierpem księżyca.

- Za dwadzieścia siódma - odparł.

- Ładny księżyc - powiedziała z krzywym uśmiechem. Spojrzał na nią niepewnie. - Mam coś podobnego - dodała.

Ochroniarze cofneli się o krok i sięgneli za siebie. Wiedziała co się tam znajduje, i wolała nie wykonywać gwałtownych ruchów.

Dziś nie wyglądała jak typowa członkini Luny, więc wcale im się nie dziwiła z przesadną ostrożnością. Miała na sobie czarne jeansy, biały top, i swój ulubiony żakiet, a na to granatowy płaszcz, więc naszyjnik z sierpem nie był widoczny.

Pierwszy z nich wyciągnął pistolet, drugi pozostał w bezruchu.

- To nie będzie konieczne panowie. - Odpieła górny guzik płaszcza, ukazując naszyjnik. Mężczyźni odetchneli z wyraźną ulgą, roztępując drogę. - Jesteście tu nowi, co? - Skineli głowami. - Współczuje.

Ruszyła przed siebie pewnym krokiem, a Holmes za nią z lekkim uśmiechem.

Budynek zewnątrz wyglądał tak samo jak zawsze, ale wewnątrz... Sherin go nie poznawała. Na ścianach wisiały chyba wszystkie możliwe falgi państw, w których funkcjonowała Luna. Jej wzrok padł na przewodniczącego stojącego z drugim, którego poznała w Tokio. One też ją zauważył i kazał przywołanemu służącemu ją zawołać. Przewróciła oczami, co weszło jej już w nawyk.

- Chyba o czymś zapomniałam - powiedziała do Holmesa.

- Też tak uważam - odparł z krzywym uśmiechem. - Myślę, że to może być jakiś zjazd członków.

Otworzyła szerzej oczy, łapiąc go za nadgarstek.

- Jesteś genialny! - powiedziała głośno, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, ponieważ grała równie głośna muzyka, a w promieniu kilku metrów nie stał nikt oprócz nich. - Że ja na to nie wpadłam! Coś takiego zdarza się raz na cztery lata, a wtym roku jest tutaj! - wykrzyknęła z szerokim uśmiechem. - Na ostatnim takim byłam z rodzicami we Francji. - Uśmiech odrobinę zbladł.

Sherlock musnął pocieszająco jej ramię.

- Lady Charpentier - powiedział służący, kłaniając się lekko, kiedy się odwróciła. - Pan przewodniczący pragnie, aby pani i pani towarzysz dołączyli do niego w loży honorowej za dziesięć minut.

- Kto tam jeszcze będzie? - zapytała.

- Między innymi przewodniczący z Tokio i jego nażyczona, przewodniczący z Orleanu z rodziną, oraz przewodniczący z Nowego Jorku z synem. Loża honorowa znajduje się w zachodnim skrzydle, trzecie piętro, piąte drzwi. - Ukłonił się i odszedł.

- Chyba dziś nie dostaniesz zlecenia - powiedziała do Sherlocka.

- Ale może nie będę się nudzić - odparł.

~*~

Byli już wszyscy, kiedy punktualnie zjawiła się z Holmesem w loży. Oczywiście przewodniczący londyńskiego Instytutu Luny - Arthur Mills musiał przedstawić im wszystkich obecnych.

Oczywiście z całej jego gadaniny zapamiętała tylko przewodniczącego Japoni - Jun'a Hyung'a; Hiszpanii - Fabiána Rodriquez'a; Niemiec _ Angela Miller; Polski - Piotr Kępa; i oczywiście Francji - François Rousseau* [ Ruso* ]. Przy tym ostatnim zdusiła śmiech, a Sherlock blado się uśmiechnął.

Usiedli na swoich miejscach akurat kiedy weszła na scenę japońskie trio [ media ]. Po swojej lewej Sherin miała Sherlocka, a po prawej czternastoletniego syna Mills'a.

Sherin musiała przyznać, że ten występ jej się podobał, a w pewnym momencie poczuła, jak Sherlock ujmuje jej dłoń w swoją. Była zbyt zaskoczona by jakkolwiek zareagować, więc tylko spojrzała na niego kątem oka. Wpatrywał się w scenę, ale chwilę później spojrzał prosto na nią, ona zrobiła to samo.

- To jaka jest ta kara? - wyszeptał do jej ucha. Zmarszczyła brwi nic nie rozumiejąc. Zaśmiał się cicho. - Wigilia już minęła, nie pamiętasz? Miałem dostać karę.

Dopiero teraz zrozumiała o co mu chodziło. Namyśliła się chwilę, a następnie kazała mu się pochylić.

- Myślę, że ta kara nie może wejść w życie - wyszeptała, muskając płatek ucha. Tym razem to on zmarszczył brwi.

- Dlaczego?

- Bo już nie jesteś tym samym socjopatą. - Pocałowała go w policzek, i wróciła do swojej wcześniejszej pozy. On zrobił to samo, ale nadal nie wypuścił jej dłoni.

Aula to duże, półokrągłe pomieszczenie z czterema piętrami i sceną na końcu. Na pierwszym piętrze znajdowały się sześcioosobowe stoliki dla agentów najniższych rangą, na drugim stoliki pięcioosobowe dla wyższych rangą, na trzecim znajdowała się loża honorowa dla ważnych gości, zarządu, i przewodniczącego, a na czwartym piętrze znajdowały się ustawione - tak jak w kinie - na całej szerokości krzesła dla najwyższych rangą agentów, takich jak Sherin czy Liliana. Dodatkowo nad sceną znajdował się duży ekran wyświetlający w przybliżeniu twarze występujących.

I właśnie na tym ekranie pojawiła się chwilę później twarz Moriarty'ego, mówiącego, że chce z nią porozmawiać. Zaraz potem spojrzenia jej i Sherlocka się skrzyżowały.

On patrzył na nią z niedowierzaniem, a ona na niego ze strachem.

Oboje nie wierzyli własnym oczom. Moriarty żyje.

~∆~

Łapajcie fragment ,,Epicka miłość do pianisty":

•,, - Ogarnij się idiotko - syknął.

- To nie ja stoję w świetle lampy i udaję, że mnie nie ma - odpyskowała".

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now