1: XIV

719 77 41
                                    


Kocham wasze komentarze <3
Gdy tylko je czytam uśmiech sam wpływa na moją bladą twarzyczkę xD

Dedyk dla: SiostraJacksona

~*~

Dochodziła dziesiąta rano, kiedy Sherlock usłyszał głośny pisk dziewczyny.

Uśmiechnął się zadowolony. Miał nadzieję, że Sherrinford da popalić Sherin tak samo, jak ona pogrywała z nimi.

- Holmes! - Głośny krzyk wyrwał go z letargu.

Spokojnie pociągnął łyk porannej herbaty nie przejmując się krzykami. Zaczął się już powoli dostosowywać, miał świadomość, że od tej pory na Baker Street nigdy nie będzie cicho.

Nim się obejrzał wpadła do kuchni, i zaczęła przeszukiwać stół.

- Masz tu jakiś kwas? - zapytała rozleźniona. - Oczywiście, że masz. Który to?

Bezpośpiechu go jej wskazał, ciekawy intencji dziewczyny. Zadowolona zabrała jego filiżankę z herbatą, i ku jego niezadowoleniu wylała do zlewu. Musiał przyznać, że dziewczyna ma orginalne pomysły. Wzięła wspomniany kwas, i wlała go do pustej już filiżanki. Następnie spód położyła sobie na środku prawej dłoni, i lekko zacisnęła.

- Nie zapytasz, co chcę z tym zrobić?

- Wylać na twarz Sherrinforda?

Spojrzała na niego zdziwiona.

- A myślałam, że tylko ja mam tak zwariowane pomysły - odparła. - Sherrin! - zawołała głośno, przeciągając litery. - Gdzie jesteś łotrze?! Dam ci małą radę! Nie pokazuj mi się teraz na oczy!

- To znaczy, że później mogę?! - odkrzyknął z sypialni.

- Jak najbardziej - szepnęła. - Już nie mogę się doczekać tej filiżanki na twojej twarzy.

~*~

- Ty Brutusie! - krzyknęła.

François spojrzał na nią leniwie spod powiek. Myślał teraz zapewne, o co chodzi jego opiekunce. Prawdą jest, że Sherin wchodząc - już po południu - do salonu była zszokowana. Jej kot, który drapie wszystkich nieznajomych i tych, których nie lubi, leżał na kolanach Sherrinforda. Mało tego! On był zadowolony ze swojego wyboru, i relaksował się drapaniem go za uchem.

Sherrin uniósł brew, Sherin skrzyżowała ramiona.

- Nie rozumiem, dlaczego François cię w ogóle toleruje - powiedziała.

- To jest François? - Złapał go za sierść na karku i podniósł na wysokość oczu. - Sherlock opisywał go jako cwaną bestię, a to tylko mały, słodki koteczek.

Odchrząknęła.

- To kotka.

~*~

- Naprawdę uważasz, że taki strój jest odpowiedni na pogrzeb? - zapytał Sherlock, gdy wyszła z jego sypialni.

- Gdy tam wejdziesz, przekonasz się, że to ty jesteś źle ubrany.

W przeciwieństwie do Sherlocka i Sherrinforda, Sherin nie miała zamiaru ubierać się na czarno. Załorzyła za to swoją nową, granatową sukienkę ze złotymi elementami. Zrobiła jednak wyjątek i tym razem zmieniła szpilki na koturny.

- A po za tym, jakoś nie żałuje tego truposza. Niektórym się po prostu należy.

- Zalazł ci pod skórę, co? - odezwał się Sherrinford.

- Niektórym się po prostu należy - powtórzyła.

Wchodząc do olbrzymiego, białego budynku, w oczy od razu rzuciły się różnorodne, kolorowe kwiaty, a w pomieszczeniu panowała wesoła atmosfera. Wszyscy byli ubrani elegancko, ale rzadko kiedy zdarzały się osoby w czerni. W pewnym momencie Sherin zauważyła grupkę swoich przyjaciół. Wśród nich Sebastiana.

Odwróciła się do towarzyszy. Spojrzała najpierw na Sherlocka, a następnie jego młodszego brata. Przymknęła powieki.

- Potrzebuję pomocy.

Mężczyźni wymienili spojrzenia.

- Już nie mogę się doczekać - odparł Sherrin. Wzięła głęboki wdech.

- Któryś z was musi udawać mojego chłopaka - przerwała by zacisnąć powieki, i po chwili je otworzyć. - A wszyscy wiemy, że Sherlock jest socjopatą - wzróciła się do Sherrinforda.

Gwizdnął, patrząc na nią zaciekawiony.

- Którego to chcesz zniechęcić?

- Widzisz rudą i czarnowłosą za mną? - Skinął głową. - Jeszcze przed chwilą stał tam jeszcze blondyn. - Ponowne skinięcie. - Nadal tam stoi? - westchnęła zrezygnowana. Odpowiedział jej półuśmiech.

Przygarnął ją do siebie, zostawiając bardzo, bardzo małą odległość.

- Co dostanę wzamian? - wyszeptał jej do ucha, jednocześnie badając reakcję blondyna. Uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy zauważył, że ten zacisnął pięści.

- A co byś chciał? - odparła, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Spojrzał jej głęboko w oczy, szukając pozwolenia, bądź zakazu. Nie znalazł ani jednego, ani drugiego. Dziewczyna ewidentnie była obojętna na swój los. Bądź udawała. Od Mycrofta dowiedział się, że jest piekielnie dobrą aktorką.

- A co jesteś wstanie mi dać? - Bawił się co raz lepiej.

- Żeby wreszcie się odemnie odczepił? Prawie wszystko.

- Prawie? - Uniósł brew rozbawiony.

- Życia, duszy, i dziewictwa nie oddam - prychnęła.

- A to ci dopiero - zaśmiał się. - Umowa stoi.

Sprawdził czy żekomy blondyn jeszcze patrzy, i wbił się w jej słodkie, malinowe usta. Bez wahania oddała pocałunek. Przyciągnął ją bliżej, chcąc go pogłębić, ale zacisnęła ostrzegawczo dłoń na jego przedramieniu. Niechętnie się od niej odsunął.

- Nie dość, że śliczna, i walczy, to jeszcze zna umiar.

- Daruj sobie, i powiedz mi czy nadal tam stoi.

- Nie ma go tam od pięciu minut.

Otworzyła usta oburzona. Już uniosła rękę, żeby wymierzyć mu siarczysty policzek, kiedy pokręcił głową pewny siebie.

- Nie radzę. Jak by to wyglądało? Dziewczyna uderzyła swojego chłopaka, bo ten ją pocałował - zironizował.

Zacisnęła pięści. I uśmiechnęła się najbardziej uroczo, jak tylko w tej chwili było ją stać.

- Ależ kochanie, policzymy się w domu.


Uprzejmie informuję, że rozdziały mają zawsze 700-900 słów. Żeby ktoś nagle się nie zdziwił, że są krótkie rozdziały ;)

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now