1: XXXV

462 54 20
                                    

Rozdział miał być dopiero o 19, ale wypadł mi wyjazd, więc wstawiam teraz ;)
P.S. Może jeszcze wstawie jeden więcej o 21?... Może.

~∆~

   Miała zamknięte oczy, ale to nie znaczy, że spała.

   Właściwie oni myśleli, że spała, ale to nie znaczy, że tak jest. Była oparta o Sherlocka tak jak w podróży do Francji, a on tak samo ją obejmował, patrząc uważnie na dwójkę przed sobą.

   Kasztanowowłosa Laura patrzyła na niego spod zmrużonych powiek, a niebieskooki Taylor ze marszczonymi brwiami.

— Wy na prawdę wyglądacie na parę...

— ...dobrych przyjaciół? — przerwał mu Holmes.

— On chciał powiedzieć: zakochanych — wtrąciła się Laura. — A ja podzielam jego zdanie.

— Czy to tak trudno zrozumieć, że jesteście dla siebie stworzeni? — zapytał Tay, unosząc oczy ku górze, jakby mówił: dlaczego nic do nich nie dociera?

— Oboje lubicie niebezpieczeństwo — powiedziała czekoladowooka.

— Dodatkowo przeciwieństwa się przyciągają — dodał blondyn.

— Jak ogień i woda.

— Czarnowłosy i blondynka.

— Włosy kręcone, włosy proste.

— On denerwujący, ona irytująca.

— On jest socjopatą, a ona ma wielu przyjaciół.

— On nienawidzi kotów, a ona koty kocha — wyliczali jeden przez drugiego.

— Dodatkowo oboje jesteście inteligentni, i nie dajecie sobię w kaszę dmuchać — dodała Laura.

— Jak dobrze zauważyłaś, Lauro, jestem socjopatą, i nie tak łatwo przychodzi mi wznawanie uczuć.

   Rodzeństwo przewróciło oczami. Taylor miał właśnie coś powiedzieć, kiedy Sherin, która cały czas obserwowała ich spod zmrużonych powiek go uprzedziła.

— Znów błędne wnioski, Tay.

   Rodzeństwo podskoczyło w siedzeniach. Żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu spraw.

— Nawet nie wiesz co chciałem powiedzieć. — Skrzyżował ramiona.

— Zapewne jakąś głupotę, tak samo jak przez ostatnie pięć minut. — Ziewnęła. — A teraz macie być cicho, chcę wreszcie zasnąć.

~*~

— Ale śliczne dzieci! — zachwycała się pani Hudson. — Skąd je wytrzasnęłaś, Sherin?

— To kochane dzieci mojej cioteczki — odparła z ledwo wyczuwalnym sarkazmem przy słowie ,,kochane". — Zostaną przez miesiąc — dodała, wypuszczając kota.

— O wspaniale! Chodźcie dzieciaczki, dam wam ciasteczka czekoladowe.

    Sherlock i Sherin spojrzeli po sobie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

— Widzę w twoim planie jedną lukę — opowiedziała wchodząc po schodach.

— Jaką? — Zmarszczył brwi.

— Znów będziesz musiał spać na kanapie. — Zachichotała, przyśpieszając kroku. Złapał ją w talii, przytrzymując w miejscu.

— A dlaczego nie mogę spać z tobą? — Zaśmiała się.

— Gadanina mojego rodzeństwa namieszała ci w głowie — odparła nadal się śmiejąc.

    Odwrócił ją do siebie twarzą i wbił w jej malinowe usta, odwzajemniła pocałunek bez chwili wahania. Z dołu dobiegło ich kasłanie. Podwójne kasłanie.

— I wy mówicie, że nie jesteście parą — powiedziała Laura z ciasteczkiem w ręce.

    Herbata, klient w salonie, fotel, i Sherin na drugim fotelu. To wszystko czego Sherlock potrzebuje do szczęścia. Niestety zdarzają się również momenty, gdzie brakuje jednej rzeczy do nieszczęścia. Tym razem dwóch.

    Blondynka wzięła łyk gorącej herbaty (koniecznie bez mleka) przymykając oczy. Wiedział o czym teraz myślała: Całe szczęście, że dzieciaki śpią do późna.

   Zupełnie jak ona kiedyś — zauważył rozbawiony, również biorąc łyk swojej herbaty (koniecznie z mlekiem).

     Siedzieli tak dopóki w progu nie pojawił się Lestrade z nową sprawą. Dość poważną, jak na jego oko.

— Sherlock... — wysapał. — Dobrze, że... wróciłeś. Mamy... sprawę.

— Tego już się domyśliliśmy, Greg — odparła chłodno Sherin, biorąc kolejny łyk pysznej herbaty.

— Zapoznaj nas ze sprawą — dodał Sherlock. Nim skończył z góry rozległy się nawoływania.

— Sherin!!! Nie zostawisz nas tu chyba samych, co nie?!

— Chcemy zobaczyć trupa — dodał Tay.

— Proszę weź nas ze sobą... Prosimy — dodali razem, stając w takim miejscu, że zasłaniali jej Holmesa. Uniosła brwi, biorąc kolejny łyk.

— Ale ja nigdzie nie jadę — powiedziała. Było to oczywiście kłamstwo. Rodzeństwo jednocześnie odwróciło się do Sherlocka.

— Prosimy, panie Holmes...

— Chcemy tylko zobaczyć trupa.

— I ewentualnie trochę podedukować — dodał Tay.

— Podedukować błędnie, Tay — poprawiła go Sherin.

— Sherin Seraphino Charpentier, moja kochana siostro, przestań się mnie czepiać — powiedział Taylor. — Możesz to dla mnie zrobić?

— Nie — odparła chłodno.

— Greg — powiedział Sherlock wprawiając go tym w osłupienie. — Nie patrz tak, kiedyś w końcu musiałem trafić. — Wymigał się. Kątem oka zauważył jak Sherin patrzy na niego z szerokim uśmiechem. To dzięki niej pamięta imię Lestrada. — Powiesz w końcu co to za sprawa?

— A... Tak, tak. To wjątkowo paskudne zabójstwo — oznajmił. Do jego uszu doszedł szept dzieciaków: super. — Lepiej żebyście tego nie widzieli — dodał w stronę czternastolatków, którzy zrobili oburzone miny.

— Kontynuuj, Lestrade.

— Znaleźliśmy ich dzisiaj rano...

— Ich? — przerwała mu Sherin. — No ładnie się zapowiada.

— ...w hotelu — dokończył Greg. — Jedno leżało na łóżku z poderżniętym gardłem, a drugie w łazience z podciętymi żyłami.

— To nie jest takie straszne — prychnęła Laura. — Sama chciałam kiedyś spróbować.

    Sherin spojrzała na nią z niedowierzaniem, a filiżanka wyślizgnęła jej się z dłoni. Rozchyliła usta, a następnie pokręciła głową.

— Tam jest łazienka, Lauro. — Wskazała drzwi. — Nóż natomiast znadziesz w kuchni. Nie przeszkadzaj sobie — dodała.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum