3: VII

67 15 8
                                    

Hej, skarbki!
Mimo że dziś nie miało być rozdziału, ale .. Skoro są moje urodziny, to mogę robić co tylko dusza zapragnie co nie?

Nie przedłużając; miłego czytania i do zobaczenia ;*










~∆~












    W żaden sposób nie mógł sobie wytłumaczyć jej zachowania. Dobra. Wypiła dwie butelki wina zupełnie sama — prawie. (Tą drugą zdążyła wyrzucić do kosza tuż przed wejściem do domu).

   ALE TO NIE TŁUMACZY, DLACZEGO JUŻ OD PROGU ZACZYNAŁA SIĘ ROZBIERAĆ!

   A do tego marudziła, że musi wziąć gorący prysznic od zaraz.

   ZUPEŁNIE JEJ NIE PRZESZKADZAŁO, ŻE ON IDZIE TUŻ ZA NIĄ.

   Przechodziła przez kolejne pomieszczenia, jakby sama do końca nie wiedziała, co gdzie się znajduje.

    W końcu dotarła do upragnionej łazienki, gdzie — o zgrozo i myśli nie czyste! — na jego oczach pozbyła się również bielizny, wchodząc pod prysznic.

    Dopiero wtedy się ocknął, zdając sobie sprawę, że nie powinien tego oglądać. Ale z drugiej strony, ona jest pijana, tłumaczył sobie, muszę ją obserwować, aby nie zrobiła sobie krzywdy.

— Jeśli nadal masz zamiar tam stać, to może po prostu do mnie dołączysz, co? — zapytała całkiem trzeźwo, jak na jej stan.

    No i nawet w ogóle na niego nie spojrzała.

— Nie sądzę aby twój ojciec to pochwalał — odparł nierozważnie. Dopiero po chwili zrozumiał jaką gafę popełnił.

    Aurelia obróciła się w jego stronę tak gwałtownie, że mało się nie poślizgnęła na jasnych płytkach. Leander za to, jak zahipnotyzowany zaczął śledzić wzrokiem jedną z gorących kropel, która sunęła niespiesznie po jej bladym ciele.

    Niespodziewanie oblało go gorąco. Dziewczyna podeszła do niego niespiesznie, łapiąc za czarny krawat. Wyglądała jakby zaraz miała zamiar coś udowodnić.

— Rozbieraj się — rzuciła.

    Zamrugał oczami, niepewny czy dobrze usłyszał. Był pewien, że nawet usta otworzyły mu się samoistnie z zaskoczenia.

— Słucham?

— Najwyraźniej nie. — Zręcznym ruchem ściągnęła mu ten nie szczęsny krawat i rzuciła za siebie. — Powiedziałam, żebyś się rozbierał, i dał mojemu tatusiowi kolejny powód do niechęci. — Pociągnęła za zapięcie białej koszuli tak gwałtownie, że wyrwała wszystkie guziki. — O ile się o nim dowie — dodała.

— Uspokój się!

     Chwycił ją za oba nadgarstki. Nie wydawała się być tym zaskoczona. Zamiast tego przylgnęła do niego, nie zostawiając między nimi wolnej przestrzeni. Z trudem przełknął ślinę. Z jakiegoś powodu w jego gardle wytworzyła się gula.

— Dlaczego mam się uspokoić? — zapytała spokojnie. — Może to ty potrzebujesz uspokojenia?

    Uniosła powoli ręce nad jego głowę, nie czując już uścisku. Nie miał dość silnej woli by jej się oprzeć. Jej wskazujący palec powoli sunął po jego twarzy, a on patrzył zaciekawiony w jej oczy, zastanawiając się jak daleko jeszcze się posunie.

     Powoli obrysowała kontur ust, przeniosła go na brodę, dołączając kciuk, i obniżając ją zgodnie ze swoją wolą. Przez krótką chwilę patrzyła na nie, a on nie mógł się doczekać aż w końcu go pocałuje. Na bogów! Przy niej naprawdę stacił silną wolę.

     W końcu oderwała wzrok od ust i przeniosła go na oczy.

— Jeśli nie chcesz do mnie dołączyć, to cię nie zmuszam — powiedziała, i wyminęła go, zostawiając samego w łazience.

    Cała gorąca woda zdołała już zlecieć, a jemu pozostało tylko wspomnienie dziewczyny. Właśnie zmarnował okazje.

    A niech to szlag!

~*~


      Noc minęła domownikom na Baker Street bez większych rewelacji... No prawie.

     Sherlock wchodząc z samego rana do salonu, jako pierwszego zauważył stojącego jak słup soli Sherrinforda, który od dobrych kilku minut gapił się w jeden punkt przed sobą. Starszy z Holmesów również spojrzał w tamtą stronę i zareagował tak samo jak on.

    Tyle że ocknął się szybciej. Na lustrze czerwoną pomatką było napisane:

Gdzie mój naszyjnik?

S.S.C.

     
       Podszedł bliżej, gdzie na półce stała wspomniana pomatka, pod którą z kolei znalazł złożoną kartkę.

    Skoro pomazałam nią lustro, więcej się nią nie pomaluje.

   Nie musiała się podpisywać. Doskonale wiedziała, że rozpozna jej pismo — przyłożył kartkę do nosa — ...i perfumy. 

   Odwrócił się spowrotem do Sherrinforda.

— Kompletnie nic nie słyszałeś ani widziałeś? — zapytał.

    Najmłodszy z Holmesów wyglądał jakby dopiero teraz się ocknął. Pokręcił jeszcze szybko głową, chcąc pozbyć się otępienia, i spojrzał na starszego brata, unosząc dłonie na wysokość ramion.

— Przecież wiesz, że mam twardy sen — odparł nieco zakłopotany. — Nic bym nie usłyszał, nawet jeśli pani Hudson rozbiłaby porcelanę w tym pomieszczeniu.

    Sherlock pokiwał głową, przyjmując do wiadomości wymówkę brata. Przetarł twarz dżącymi dłońmi i skupił się na oknie.

   Ile jeszcze dostanie takich niespodzianek, zanim wreszcie ją spotka? I czy to jeszcze w ogóle nastąpi?

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTAWhere stories live. Discover now