27~Naprawdę cię kocham.

650 50 28
                                    

~Pov. Rose

Zniszczyłam wszystko. Dlaczego nie zaprzeczyłam? Przecież między mną a Zlatanenm NIC nie było. A ten parszywy gnojek tak perfidnie kłamał.

-Po co kłamałeś?!-warknęłam zamykając oczy. Nie mogę stracić Marco.

-Przestań mała. Ułatwiłem ci tylko drogę do szczęścia. Jestem wszystkim czego potrzebujesz.-powiedział dumny z siebie Ibrahimović.

-No chyba żartujesz! Dla mnie jesteś nikim wielkim, takim samym człowiekiem jak ja, a to co było dla mnie najlepsze znienawidziło mnie przez ciebie!-krzyknęłam.

Zakręciło mi się w głowie przez co opadłam na poduszki. Może powodem tego, że nie panowałam nad sytuacją był brak leków, których jeszcze nie dostałam. Co się ze mną dzieje?

-On już nie wróci. Zostawił cię samą z dzieckiem.

-Idź stąd! Nie mam najmniejszej ochoty na ciebie patrzeć a tym bardziej wysłuchiwać tych bzdur!-krzyknęłam wskazując ręką na drzwi.

-Co tu się dzieje?- zapytała pielęgniarka wchodząc do sali.- Co to za krzyki? To szpital, nie zoo. W tej chwili proszę opuścić sale.-powiedziała do Zlatana.

-Do jutra, mała.-powiedział wychodząc z sali.

-Przepraszamy panią, że tak późno dostanie pani leki ale nie mogliśmy ich wcześniej zdobyć.- kobieta uśmiechnęła się przepraszająco podając mi leki, które od razu zażyłam.

-Czy mogłaby pani pójść po mojego lekarza? Chciałabym jak najszybciej z nim porozmawiać.

-Tak, oczywiście. Już po niego idę.-odpowiedziała.

Muszę porozmawiać z Marco. Muszę mu to wszystko jakoś wyjaśnić, może mi uwierzy. Nie mogę pozwolić abyśmy się rozstali.

-Mesut? Marco wrócił do domu?-zapytałam gdy brat odebrał telefon.

-Nie, a nie jest z tobą? Myślałem, że pojechaliście razem do szpitala.

-Bo pojechaliśmy tylko... Pokłóciliśmy się i nie za dobrze to wygląda. Proszę cię jak wróci za wszelką cenę zatrzymaj go, ja postaram się być jak najprędzej.

-Dobrze. Zobaczę co da się zrobić. Trzymaj się.-powiedział rozłączając się.

♥♥♥

Po długich namowach i przysięganiu regularnych wizyt u specjalistów, lekarz zgodził się aby wypisać mnie  ze szpitala.

-Proszę zaczekać, recepta.-mężczyzna wyciągnął w moim kierunku kartkę, którą od razu zabrałam.

-Przepraszam za kłopot. Do widzenia.-odpowiedziałam.

Zamówiłam taksówkowe i udałam się do mieszkania brata. Każda chwila się liczyła, więc gdy dotarłam na miejsce zapłaciłam za taksówkę i pobiegłam do domu.

-Robiłem wszystko co się dało. Siedzi w twoim pokoju ale jest nieźle wkurzony.-Oznajmił Mest gdy weszłam da domu.

-Dziękuję.-wyszeptałam. Ściągnęłam kurtkę i buty, niepewnie ruszyłam w stronę pokoju.

Lekko uchyliłam drzwi zerkając do środka. Reus pakował swoje rzeczy. Weszłam do pokoju cicho przymykając drzwi.

-Mesut, naprawdę nie mam ochoty tu dalej przebywać.-powiedział.

-Musimy porozmawiać...-wyszeptałam. Marco spojrzał na mnie ze smutkiem i złością.

-Nie mamy o czym. Nie powinnaś być w szpitalu? Chyba nie zwiałaś?!

-Marco, to wszytko było kłamstwem. Zlatan kłamał.

-I ja mam w to uwierzyć?! Dla pewności zadzwoniłem do Tuchela i wiesz co mi powiedział? Że byliście tam razem. Więc z łaski swojej nie kłam.-oznajmił z kpiącym uśmiechem.

-Ale naprawdę nic mnie z nim nie łączy. Sądzisz, że zdradziłabym cie, po co miałabym to robić?

-No nie wiem. Może chciałaś mnie upokorzyć? Albo byłaś ze mną tylko dla kasy?-powiedział ironicznie.

-Jeśli chciałabym być z tobą dla pieniędzy to nie udawałabym depresji. A poza tym czy kiedykolwiek prosiłam cię o pieniądze albo drogie prezenty?!

-Jesteś żałosna. Skąd wiesz, że naprawdę cię kochałem?-powiedział.-Skąd wiesz, że nie jesteś kolejną naiwną która po paru tygodniach wpadła mi w ramiona?

-Jakby tak było nie przejąłbyś się tą niby zdradą.-odparłam bez pewności swoich słów.

-Bo się nią nie przejąłem.-odwrócił wzrok.- Ten czas, który poświęciłem tobie mogłem skupić na grze. I jestem pewien, że lepiej by mi to wyszło.

-Marco, przepraszam.-powiedziałam. Moje oczy szkliły się od łez.

-I tak prędzej czy później bym cię zostawił. Ułatwiłaś mi tylko zadanie.

-A co z naszym dzieckiem?-wyszeptałam.

-Nie mam pewności że jest moje. A teraz miej trochę godności i pozwól mi odejść.-powiedział, wziął swoją walizkę i po prostu wyszedł.

Tempo wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął blondyn. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że to już koniec. Może nie pasowaliśmy do siebie. Może to wszystko nie  miało sensu. Ale mimo wszystko kochałam go. I będę kochać, zawsze.

 I będę kochać, zawsze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

———

Dziękuję za 500 gwiazdek 💚💚💚

|09.04.17|~next rozdział

Ich liebe dich Rose /M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz