48 × Nie mam szans z rudym kapitanem.

290 19 3
                                    

× Trzy miesiące później ×

Martin dalej u nas mieszka. Sprawa z jego rodzicami wyjaśniła się jednak ci nie chcieli, aby mały wrócił do domu. W międzyczasie pogodziłam się z Marco, który zaprzyjaźnił się z czarnowłosym. Nalegał nawet, żeby go adoptować, gdy dowiedział się o sytuacji chłopca.

-Mały widzę w tobie potencjał, może pójdziesz w ślady wujka co? -zaśmiał się rudowłosy.

-Jak mnie wyszkolisz wujek, to tez będę taki dobry jak ty.

-No i takie podejście mi się podoba. Pobaw się z psiakami, a ja sprawdzę co u cioci.

Reus wtulił się w moje plecy obserwując małego. Gdy zawarliśmy rozejm naszego jakże głupiego nieporozumienia nasz związek odżył. Piszczek z Mario wyśmiewają się z nas, że zachowujemy się jak para zakochanych nastolatków. I w sumie mieli racje prawie na każdym kroku okazujemy sobie miłość.

-Kocham cie, wiesz?-powiedział Reus całując mój policzek.

-Wiem kochanie, ja ciebie tez.

-Przyjdziesz dzisiaj z Martinem na mecz?

-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Paparazzi na wykończą jak pojawimy się na stadionie.

-Zadbam o wasze bezpieczeństwo, nie martw się. -oznajmił wyjadając sałatkę, którą właśnie przygotowywałam.

- A wygracie chociaż?

-No chyba sobie teraz ze mnie żartujesz. My zawsze wygrywamy.- powiedział dumnie.

-No to przyjdziemy na ten meczyk, a teraz chodź do domu bo się zimno zrobiło.

Było początek grudnia, ale zima nie dawała za bardzo o sobie znać. Domy nie były pokryte białym puchem, za to co jakiś czas był przymrozek. 

×××

-Rose...

-Thomas proszę cie, odpuść sobie, zrób to dla dobra drużyny. -zaczęłam widząc jak Delaney podchodzi do nas.

-Emm przyszedłem przeprosić.

Oznajmił to z takim spokojem, że aż nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Nie sądziłam, że ten moment nastanie.

-Thomas wszystko w porządku? -zapytałam lekko zdezorientowana.

-Tak. Czas najwyższy zakopać topór wojenny. Źle wtedy zrobiłem, przepraszam. Na swoją obronę mam tylko to, że jestem facetem, a jak zobaczę tak piękną kobietę jak ty to zrobię wszystko, aby ją zdobyć. No, ale ja nie mam szans z rudym kapitanem. -zaśmiał się.

-Panie Delaney, niech się pan cieszy że Marco tego nie słyszał.

-Dokładnie, pewnie nie miałbym już jedynek. Jesteście dla niego najważniejsi, walczy o was niczym lew. No w sumie co się dziwić, jest o co walczyć.

-Oj Thomas, idź już się rozgrzewać. Macie to wygrać.

-Już sobie idee no. Trzymaj kciuki za wujka młody. Do zobaczenia pięknej pani. -powiedział odchodząc

Mecz przebiegał pomyślnie.  Chłopaki wygrali aż 3-0. Reus strzelił bramkę dedykując ją Martinowi, który był prze szczęśliwy.

-Wujek pójdziemy kupić prezenty na święta?

-Jak ciocia ma ochotę to czemu nie? -powiedział mężczyzna. Oboje wpatrywali się we mnie robiąc słodkie oczka.

-Możemy jechać. -co prawda byłam już zmęczona samym siedzeniem na stadionie, ale nie chciałam robić chłopakom przykrości.

-Takkk prezenty.

×××NEXT 🔜15

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

×××
NEXT 🔜15.12.18

Ich liebe dich Rose /M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz