Nadszedł najbardziej wyczekiwany dzień przez Martina, wigilia bożego narodzenia. Od samego rana wszyscy chodzili podekscytowani. Marco z czarnowłosym wieszali ozdoby na dworze, a ja przygotowywałam jedzenie na kolacje. Wszystko by było idealnie, gdyby nie moje samopoczucie, czułam się kiepsko i nie miałam pojęcia, czym było to spowodowane.-Rose wszystko w porządku? -zapytał Łukasz, gdy rozmawialiśmy przez telefon.
-Tak, a dlaczego pytasz?
-Bo twój głos nie brzmi, jak zawsze. Coś musi się dziać. Pokłóciłaś się z Marco czy jak? -dopytywał blondyn.
-Łukasz naprawdę nic się nie dzieje. -skłamałam. -Zresztą pogadamy jak do was przyjadę.
-No dobra, to do szesnastej.
Przygotowałam większość potraw na kolacje i żegnając się z chłopakami udałam się do domu Piszczka.
-Wesołych świąt. -powiedziałam witając się z przyjacielem.
-Wzajemnie mała. Chodź zrobię nam herbatę.
-Przywiązałam dla was prezenty, zanieść je do salonu? -zapytała krzątającego się po kuchni Łukasza.
-Tak. Rose, dobrze się czujesz? -zapytał spoglądając na mnie.
-Tak, a czemu pytasz?
-Bo jesteś cała blada, na pewno wszystko w porządku?
-Czy ty musisz zawsze drążyć temat aż nie dowiesz się prawdy? Dobra nie czuje się najlepiej i nie wiem czym jest to spowodowane, ale to nieważne. -oznajmiłam poddenerwowana.
-Dobra spokojnie. Bo ci się zmarszczki porobią od tego zdenerwowania. Ale jak będzie się coś działo to mi powiesz?
-Tak, masz już tą herbatę. Zaraz będę musiała wracać do chłopaków. -zapytam zaglądając do kuchni.
-Oj poradzą sobie bez ciebie. Stali się dla ciebie tacy ważni, że mnie już dawno odsunęłaś na drugi plan. -stwierdził z wyrzutem Piszczek.
-Przepraszam Łukasz. Wiesz, że mieliśmy zamieszanie z małym i adopcją, ale teraz obiecuje, że się poprawie.
-Siadaj, dziewczyny pojechały do Agaty i wrócą wieczorem, więc możemy spokojnie pogadać.
Usiedliśmy przy stole i popijając herbatę rozmawialiśmy o życiu. Potrzebowałam tego, rozmowa z Piszczkiem naprawdę dużo mi dała.
-Łukasz, ja się już będę zbierać. -powiedziałam, gdy zaczęło się ściemniać.
-Dobra już nie będę cie zatrzymywał. Idź się ubierać, a ja pójdę po prezenty dla was.
Wstałam od stołu i lekko się chwiejąc od zawrotów głowy poszłam się ubrać. Gdy zapinałam zamek swojej kurtki, nastała ciemność.
~Pov. Łukasz
Usłyszałem huk. Niosąc ze sobą prezenty pobiegłem zobaczyć co się stało. Jednak to co zobaczyłem wywołało we mnie szok.
-Rose! Weź dziewczyno mnie nie strasz! - krzyknąłem podbiegając do brunetki leżącej na podłodze.
Była nieprzytomna, ale jej serce dalej biło. Wziąłem Rose na ręce i ówcześnie zgarniając kluczyki ruszyłem w kierunku samochodu. Musiałem ją zawieść na pogotowie, przecież mogło jej się coś stać.
×××
-Jak się czujesz? -zapytałem siadając przy łóżku dziewczyny.
-Lepiej. Ta kroplówka robi swoje. -oznajmiła uśmiechając się lekko. -Poleżę tu może jeszcze z godzinę i wracam do domu.
-No chyba śnisz. Rozmawiałem z lekarzem i on powiedział, że co najmniej do jutra tu zostaniesz.
-Nie mogę zostawić chłopaków.-jęknęła zrezygnowana.
-Marco dzwonił na twój telefon, pytał kiedy wrócisz.
-I co mu powiedziałeś?
-Powiedziałem, że oddzwonisz. -popatrzyła na mnie złowrogo.
-Taki z ciebie przyjaciel?
-Dobra, dobra. Wiesz już czym było spowodowane omdlenie? Przyszły już wyniki badań?
-Jeszcze nie, mają być dopiero jutro. Podasz mi telefon muszę zadzwonić do Marco?
×××
Powoli zbliżamy się do końca. 🙈
NEXT🔜19.12.18
CZYTASZ
Ich liebe dich Rose /M.R
FanfictionZastanawialiście się co by było, gdyby całe wasze dotychczasowe życie legło w gruzach? Rose Özil mieszka w Dortmundzie, jej bratem jest Mesut Özil, lecz rodzeństwo nie ma ze sobą kontaktu. Gdy dziewczyna dowiaduję się, że jej rodzice nie żyją, po...