49 × Obiecuje, że się poprawie.

279 21 1
                                    


Nadszedł najbardziej wyczekiwany dzień przez Martina, wigilia bożego narodzenia. Od samego rana wszyscy chodzili podekscytowani. Marco z czarnowłosym wieszali ozdoby na dworze, a ja przygotowywałam jedzenie na kolacje. Wszystko by było idealnie, gdyby nie moje samopoczucie, czułam się kiepsko i nie miałam pojęcia, czym było to spowodowane.

-Rose wszystko w porządku? -zapytał Łukasz, gdy rozmawialiśmy przez telefon.

-Tak, a dlaczego pytasz?

-Bo twój głos nie brzmi, jak zawsze. Coś musi się dziać. Pokłóciłaś się z Marco czy jak? -dopytywał blondyn.

-Łukasz naprawdę nic się nie dzieje. -skłamałam. -Zresztą pogadamy jak do was przyjadę.

-No dobra, to do szesnastej.

Przygotowałam większość potraw na kolacje i żegnając się z chłopakami udałam się do domu Piszczka.

-Wesołych świąt. -powiedziałam witając się z przyjacielem.

-Wzajemnie mała. Chodź zrobię nam herbatę.

-Przywiązałam dla was prezenty, zanieść je do salonu? -zapytała krzątającego się po kuchni Łukasza.

-Tak. Rose, dobrze się czujesz? -zapytał spoglądając na mnie.

-Tak, a czemu pytasz?

-Bo jesteś cała blada, na pewno wszystko w porządku?

-Czy ty musisz zawsze drążyć temat aż nie dowiesz się prawdy? Dobra nie czuje się najlepiej i nie wiem czym jest to spowodowane, ale to nieważne. -oznajmiłam poddenerwowana.

-Dobra spokojnie. Bo ci się zmarszczki porobią od tego zdenerwowania. Ale jak będzie się coś działo to mi powiesz?

-Tak, masz już tą herbatę. Zaraz będę musiała wracać do chłopaków. -zapytam zaglądając do kuchni.

-Oj poradzą sobie bez ciebie. Stali się dla ciebie tacy ważni, że mnie już dawno odsunęłaś na drugi plan. -stwierdził z wyrzutem Piszczek.

-Przepraszam Łukasz. Wiesz, że mieliśmy zamieszanie z małym i adopcją, ale teraz obiecuje, że się poprawie.

-Siadaj, dziewczyny pojechały do Agaty i wrócą wieczorem, więc możemy spokojnie pogadać.

Usiedliśmy przy stole i popijając herbatę rozmawialiśmy o życiu. Potrzebowałam tego, rozmowa z Piszczkiem naprawdę dużo mi dała.

-Łukasz, ja się już będę zbierać. -powiedziałam, gdy zaczęło się ściemniać.

-Dobra już nie będę cie zatrzymywał. Idź się ubierać, a ja pójdę po prezenty dla was.

Wstałam od stołu i lekko się chwiejąc od zawrotów głowy poszłam się ubrać. Gdy zapinałam zamek swojej kurtki, nastała ciemność.

~Pov. Łukasz

Usłyszałem huk. Niosąc ze sobą prezenty pobiegłem zobaczyć co się stało. Jednak to co zobaczyłem wywołało we mnie szok.

-Rose!  Weź dziewczyno mnie nie strasz! - krzyknąłem podbiegając do brunetki leżącej na podłodze.

Była nieprzytomna, ale jej serce dalej biło. Wziąłem Rose na ręce i ówcześnie zgarniając kluczyki ruszyłem w kierunku samochodu. Musiałem ją zawieść na pogotowie, przecież mogło jej się coś stać.

×××

-Jak się czujesz? -zapytałem siadając przy łóżku dziewczyny.

-Lepiej. Ta kroplówka robi swoje. -oznajmiła uśmiechając się lekko. -Poleżę tu może jeszcze z godzinę i wracam do domu.

-No chyba śnisz. Rozmawiałem z lekarzem i on powiedział, że co najmniej do jutra tu zostaniesz.

-Nie mogę zostawić chłopaków.-jęknęła zrezygnowana.

-Marco dzwonił na twój telefon, pytał kiedy wrócisz.

-I co mu powiedziałeś?

-Powiedziałem, że oddzwonisz. -popatrzyła na mnie złowrogo.

-Taki z ciebie przyjaciel?

-Dobra, dobra. Wiesz już czym było spowodowane omdlenie? Przyszły już wyniki badań?

-Jeszcze nie, mają być dopiero jutro. Podasz mi telefon muszę zadzwonić do Marco?

 Podasz mi telefon muszę zadzwonić do Marco?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

×××

Powoli zbliżamy się do końca. 🙈

NEXT🔜19.12.18

Ich liebe dich Rose /M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz