31 × Przyjaciółmi jest się całe życie.

621 45 10
                                    


× Czerwiec 2017 ×

Minęły dwa miesiące od oświadczyn Marco. Niemieckie media huczały o naszym ślubie, który miał się dzisiaj odbyć.

- Jess. - Jęknęłam gdy szwagierka po raz trzeci zmieniała koncepcje mojej fryzury. - Czy ty musisz być tak niezdecydowana?

- Jak chcesz wyglądać ładnie to siedź i nie marudź. Mam tylko nadzieje, że Auba i Marco niczego głupiego nie wymyślą.- powiedziała.

-Najwyżej przyjdą w pofarbowanych na różowo koszulach. Albo w ogóle się nie ubiorą.-  wzruszyłam obojętnie.

♥♥♥

-Już myślałem, że się spóźnicie.- powiedział Auba stojący przed kościołem.

Nasze wesele miało być skromne. Tylko przyjaciele i rodzina. Dlatego też ślub jest w małym kościele na obrzeżach miasta. Wszyscy zaproszeni goście siedzieli już w środku, poza Aubą i panem Thomasem. Jeszcze nigdy nie widziałam Pierre tak wystrojonego. Czarny garnitur, biała koszula i czarna mucha.

-Nie przesadzaj jeszcze są trzy minuty.-Powiedziałam.

-Tak, Tak. Zabieram Jess i idę do kościoła sprawdzić czy twój mąż jeszcze żyje, czy padł jak mucha ze stresu.-Zaśmiał się ruszając w stronę wejścia.-Tylko nie próbuj uciekać. Proszę ją pilnować.-Zwrócił się do Taty Marco.

Pan Thomas tylko się uśmiechnął. Rodzice Marco byli niezwykłymi ludźmi. Można nawet powiedzieć, że zastępowali mi rodziców. Pani Manuela jest bardzo gadatliwą i pogodną osobą. Natomiast pan Thomas jest spokojnym i opanowanym człowiekiem.

-Pięknie wyglądasz. -powiedział uśmiechając się.

-Dziękuję. Pan również.

-Przypominasz mi Manuele z naszego ślubu. Miała podobną sukienkę do twojej.- Mimo woli na sercu zrobiło mi się cieplej.- Powinniśmy już chyba iść.

♥♥♥

Wyobrażenia a rzeczywistość, dwie różne rzeczy. Dużo razy wyobrażałam sobie swój ślub, planowałam go w dalekiej przyszłości zresztą jak każdy. Miała być długa, koronkowa suknia ciągnąca się po ziemi a skończyło się na zwykłej prostej. Piękna fryzura i makijaż, zostały rozpuszczone loki i naturalny makijaż. Miał być blondyn z niebieskimi oczami, tymczasem zostałam żoną rudego piłkarza o niespotykanych oczach.

- Rosie ?

- Ty się nigdy nie nauczysz? - odpowiedziałam tańcząc.

-Nie. Co teraz z nami będzie? Wiesz inni biorą ślub z przymusu. Chcą mieć podpis na papierku i w ogóle. Ty wiesz, że ja i bez tego ślubu kochałbym cię tak samo?-powiedział.

- Nic z nami nie będzie. Wrócimy do starego życia tylko z metalem na palcu. - zaśmiałam się.

-Ciepło tu. Idziemy się przejść?- zapytał.

-Jasne.

Nasze wesele było w małym pałacu w Dortmundzie na obrzeżach miasta. Poszliśmy się przejść polną drogą powadzą do Dortmundu.

-Patrz. Tam ktoś jest czy mi się wydaje?- szepnął Marco wskazując na czarny kontur przed nami.

-Faktycznie ktoś tam jest.-odpowiedziałam.

Perę metrów od postaci mogliśmy jasno stwierdzić kto zmierza w naszym kierunku.

-Cześć.

-Wiesz, że nie jesteś tu mile widziany?-powiedział Reus wyraźnie niezadowolony.

-Wiem ale...

-Ale co? Mało nam krwi napsułeś?-warknął.

-Marco, pozwól mu powiedzieć.- Wtrąciłam.

- Zacznę od życzeń... Pomimo tego, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi Marco, życzę wam szczęścia na nowej drodze życia. Rose tak bardzo cie przepraszam za tą akcje z Zlatanem. Nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji jakie mogliście ponieść. Przepraszam.-Powiedział skruszonym głosem Mario.

-Nic się nie stało, było minęło zapomnijmy o tym.-przytuliłam Götzea.-Dziękujemy za życzenia, prawda Marco?

-Za co mam dziękować? Za to, że przez niego straciłem ciebie? Że znów próbowałaś się zabić? Przez niego Omer mógł nigdy nie otworzyć oczu.-Wymieniał ze złością wskazując na byłego przyjaciela.

-Ogarnij się do cholery! Byliście przecież najlepszymi przyjaciółmi, a przyjaciółmi jest się całe życie. Jesteście tylko ludźmi którzy popełniają błędy więc łaskawie schowaj tą swoją męską dumę i z nim porozmawiaj. Wracam do gości a wy spróbujcie się nie pozabijać.-Odeszłam pozostawiając ich samych.

~Pov. Marco

Patrzyłem jak brunetka się oddala zastanawiając się kiedy ona zrobiła się taka zadziorna?

-Trafiłeś na skarb.-odezwał się Mario dając znać o swojej obecności.

-Który próbowałeś mi odebrać.-warknąłem.

-Jezu... To nie tak. Gdy pojawiła się ona przestałeś mieć dla mnie czas. Rozumiem, że miała depresje ale ja też cię potrzebowałem.-powiedział.

-I tylko dlatego mnie z nią skłóciłeś? Bo na tym cholernym świecie jest tylko jeden Marco Reus który rozwiązuje twoje problemy?!

-Ty nie wiesz jak to jest być chorym i nie wiedzieć czy jeszcze kiedykolwiek zagrasz w meczu. Ja po prostu chciałem z kimś o tym porozmawiać. Chciałem po prostu mieć przyjaciela.

-Mogłeś przecież przyjść i porozmawiać.

-Kiedy? Cały czas chodziłeś za nią. Ja stałem się niewidzialny. A przecież byliśmy nierozłączni.-Westchnął Mario.

-Ale w jakim stopniu to cię usprawiedliwia?

-W żadnym. Byłem głupi bo myślałem, że jak z nią zerwiesz to wszystko wróci do normy. Jednak z prawdziwą miłością nie wygra największe zło.- Spojrzał na mnie uśmiechając się złośliwie.

-Przypomnę ci to, zobaczysz.-Powiedziałem śmiejąc się razem z nim.- Jeszcze będę tańczyć z Rose na twoim weselu.

-Pantoflarz.-zaśmiał się Götze.

-Sam jesteś pantoflarz.-odpowiedziałem.

×××

Trochę długo mnie tu nie było...

Ale wróciłam z pytaniem: Co wy na to żebym napisała 2 część tej książki? Mam już nawet pomysł tylko czy ktoś będzie chętny to czytać? Piszcie co sądzicie.

Ich liebe dich Rose /M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz