46 × Skrzat Martin.

267 22 2
                                    

Były ostanie dni lata, a pogoda nadal była piękna.  Postanowiłam więc przejść się z psami na spacer do parku.

-Pani pies? -zapytał mały chłopczyk spoglądając na Arusa siedzącego obok ławki.

-Tak. -odpowiedziałam przyglądając się chłopakowi.

Miał może 4, 5 lat.  Jego włosy były czarne, a oczy zielone. Miał uroczy wyraz twarzy.

-Mogę go poglaskać? -wyseplenił patrząc na mnie swoimi pięknymi oczami.

-Jasne. Jak masz na imię?

-Martin.- powiedział głaszcząc i przytulając się do psa.

-Słuchaj Martin gdzie są twoi rodzice? Nie powinieneś sam chodzić po parku.

-Zostawili mnie, powiedzieli, że mnie nie chcą.

To co usłyszałam od chłopczyka mną wstrząsnęło. Jakim trzeba być podłym człowiekiem, aby zostawić tak po prostu swoje dziecko.

- Mieszkacie w Dortmundzie?- zapytałam chcąc uzyskać jak najwięcej informacji o pochodzeniu czarnowłosego.

-Nie, mieliśmy jechać do babci, ale babcia drugą stronę.

-Tęsknisz za nimi?

-Nie, od dawna mówili, że mnie nie chcą. -przyznał przez co zrobiło mi się strasznie przykro. 

-Jesteś głodny? -chłopczyk skinął głową. -Chodź pójdziemy do mnie, a później pomyślimy co dalej.

Wzięłam chłopczyka za rękę i razem ze zwierzakami udałam się do domu. Nie mogłam go zostawić na pastwę losu. Był sam w obcym, nieznanym mu mieście. Stwierdziłam, że najpierw zabiorę go na jedzenie, a później przemyślimy z Marco co z nim zrobić.

-Proszę bardzo, frytki z kurczakiem i sok.- oznajmiłam stawiając danie przed chłopcem.

-Dziękuję. Jest pani bardzo miła. -oznajmił uśmiechając się i zaczął jeść obiad. Po chwili przysiadłam się do niego ze swoim posiłkiem. Gawędziliśmy na różne tematy dopóki rudowłosy nie zawitał do kuchni.

-Cześć kochanie. -cmoknął mnie w policzek na powitanie. -Co to za mały skrzat zjada mój obiad?

-Skrzat Martin był głodny więc zgarnęłam go na obiad, prawda? -chłopczyk skinął jedynie głową.

Marco popatrzył na mnie złowrogo. Oho coś mu się nie podoba. Wyszłam z kuchni, aby na spokojnie porozmawiać z niezadowolonym mężczyzną.

-Rose żartowałaś prawda? Powiedz, że wcale nie przyprowadziłaś obcego dziecka do domu.

-A co miałam zrobić?  Zostawić go w tym parku na pastwę losu? -zapytałam marszcząc brwi.

-Przecież on ma rodziców, którzy na pewno się o niego martwią.

-No właśnie nie. Podobno zostawili go w tym parku bo go nie chcieli. -tłumaczyłam.

-W takim razie powinnaś zaprowadzić go na policje czy coś. -mruknął rudowłosy.

-Zastanów się czego ty w końcu chcesz. Chciałbyś adoptować dziecko, ale gdy przyprowadzam do domu chłopca wszystko ci się nie podoba. A może ty byś chciał mieć dziecko tyko ja jestem chodzącym problemem, co? - zapytałam ironicznie.

-Przestań.

-Wiesz co, nie mam już do ciebie siły. Jak wrócę odstawie go na komisariat. -powiedziałam wychodząc z mieszkania.

Marco miewał gorsze humorki niż ja będąca ciąży. Wkurzył mnie i to bardzo. Nie wiedziałam już czy on chce dziecka czy nie. Martin nie był powodem, aby tak się unosić, poza tym ja chciałam mu tylko pomóc.

×××

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

×××

NEXT 🔜 26.11.18

Ich liebe dich Rose /M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz