-I jak?
-Nie wiem jak tobie, ale mi się podoba. -stwierdził rudowłosy rozsiadając się na fotelu w salonie.
Domek był mały, ale posiadał urok. Miał mały ogródek, który znajdował się za budynkiem. Wnętrze urządzone było w starym stylu. Drewniane komody, bogato zdobione lustra i duże okna, mieszkanie marzeń.
-Jest cudowne. Już dzisiaj mogłabym tu zamieszkać. -stwierdziłam.
-To nie ma nad czym się zastanawiać. Kupujemy.
-Nasze konto nie będzie szczęśliwe.
-Trudno, pójdę powiedzieć temu panu, że kupujemy. -oznajmił wychodząc z pomieszczenia.
Byłam strasznie podekscytowana, a zarazem pełna obaw. Znowu zaczynamy od zera i nie mamy pewności, czy nam się to uda. Ale najważniejsze jest to, że jesteśmy razem, bo gdy jesteś razem wszystko będzie dobrze.
Dwa tygodnie później
-Chciałabym być na ich koncercie.-westchnęłam rozmarzona.
-Było trzeba mówić w kwietniu, gdy mieli trasę koncertową. Kiedyś jeszcze pojedziemy na ich koncert w końcu Taconafide to za dobry duet, który nie może pójść w zapomnienie po jednej płycie. -zaśmiał się ruszając głową w rytm muzyki.
-O tak Taconafide życiem.
-Idziesz dzisiaj na mecz? -zapytał zajadając się ciastkiem czekoladowym.
-Nie... Po tej akcji z Delaneyem jakoś omijam stadion.
-Rozumiem. Marco nieźle daje mu popalić na treningach. Zabijanie wzrokiem, przypadkowe faule i słowa ociekające sarkazmem, gdy tylko musi się do niego odezwać to podstawa. -opowiadał Piszczek.
-Kurde, miałam nadzieje, że dał sobie z nim spokój. Tłumaczyłam mu, żeby odpuścił, ale przecie on jest za bardzo uparty i zawsze stawia na swoim. -mruknęłam zrezygnowana.
-Powinnaś się cieszyć, że tak cię broni. Kto wie do czego mogłoby dojść, gdyby Marco nie przyszedł w porę.
-Nawet nie chce o tym myśleć...
-Och księżniczko, mam nadzieje, że teraz będziecie już szczęśliwi w tym mieszkaniu. -oznajmił przytulając mnie.
Od paru dni mieszkamy z Reusem w nowym domu. Rudowłosy strasznie nalegał, abyśmy jak najszybciej się przeprowadzili, więc gdy tylko podpisaliśmy wszystkie potrzebne papiery zaczęliśmy się pakować.
-Też mam taką nadzieję.
-Proszę cię przyjdź dzisiaj na mecz.
-Jaki ty jesteś upierdliwy, będziesz drążył temat dopóki się nie zgodzę.
-Dokładnie. -zaśmiał się.
-Dla świętego spokoju przyjdę.
×××
Obserwowałam przedmeczowy trening chłopaków z trybun znajdujących się najbliżej murawy. Dawno nie byłam na meczu i szczerze muszę przyznać, że tęskniłam za tym.
-Masz głupolu. -powiedział Marco podając mi swoją skórzaną kurtkę przez barierki.
-Nie jest mi zimno.
-Nie wcale. A rumieńce i gęsia skórka od czego są? Co ci w ogóle go głowy przyszło, aby przychodzić na stadion w cienkiej bluzie? -dopytywał piłkarz.
-Dziękuje panie nad opiekuńczy. -zaśmiałam się muskając lekko jego usta. Założyłam kurtkę mężczyzny, w której faktycznie było mi cieplej.
-Rozmawiałaś z Thomasem?
-Marco przestań się nim przejmować. -mruknęłam.
-Jak mam się nim nie przejmować jak całował moją żonę. Kto wie co jeszcze przyjdzie mu do głowy. Gdyby coś ci się stało nie wytrzymałbym tego skarbie.
-Kocham cię, Marco. -oznajmiłam łącząc nasze usta.
-Masz usta zimne jak trup. -stwierdził przyglądając mi się niezadowolony.
-Chłopaki idą się przebierać, ty też powinieneś.
-Trzymaj kciuki kochanie.
-Suka. -syknął cicho Delaney przechodząc obok nas.
Marco już chciał iść w jego stronę, ale uniemożliwiły mu to nasze splecione ręce.
-Odpuść. Wiesz przecież, że zrobisz jedną krzywą akcje i wylatujesz bez możliwości powrotu. -przypomniałam mu.
-Popamięta mnie jeszcze. -mruknął.
-Pilnuj się skarbie i nie zwracaj na niego uwagi. Zagraj dobry mecz.
-Tylko i wyłącznie.
×××
NEXT 🔜 05.11.18
CZYTASZ
Ich liebe dich Rose /M.R
FanfictionZastanawialiście się co by było, gdyby całe wasze dotychczasowe życie legło w gruzach? Rose Özil mieszka w Dortmundzie, jej bratem jest Mesut Özil, lecz rodzeństwo nie ma ze sobą kontaktu. Gdy dziewczyna dowiaduję się, że jej rodzice nie żyją, po...