Chapitre Dix-septième |L'attaque

1.3K 120 101
                                    

Losowanie wskazało, że teraz pora na dedyk dla _Tommy_Kwiatuszku_ Miłego dnia ^^

  Nastał niedzielny poranek, więc Adeline stwierdziła, że teraz jej kolej na zwiedzanie twierdzy. Pozostali Reprezentanci zrobili to jeszcze wczoraj, żeby jutro nie zgubić się w drodze na lekcje. Jej współlokatorki jeszcze spały, gdy wychodziła, przeczesując perłowe włosy palcami.

   Zamierzała zacząć od znalezienia kuchni. Później mogła być biblioteka. Na końcu zajmie się klasami, bo to najnudniejsza z części zwiedzania ponurej twierdzy. Właściwie była ciekawa jak wyglądają lekcje tutaj. Czy każda z nich przemycała w sobie cząstkę wiedzy o czarnej magii, czy też to tylko plotki, jakoby uczniowie tutaj zdobywali zakazaną wiedzę? Chciała zdobyć odpowiedzi, podejrzewając jednocześnie, że Riddle pragnie raczej zdobyć samą wiedzę o tej mrocznej sztuce. Po zaklęciach i klątwach, które rzucał na ich zajęciach mogła się domyślać, że Czarna Magia nie jest mu obca. To napawało ją przerażeniem.

  Wydawało jej się, że jest tutaj jeszcze więcej schodów niż w Hogwarcie, choć te tu nie były aż tak zwariowane. Schodziła coraz niżej, a tym nie było końca! Przez chwilę zastanawiała się czy powinna dalej iść tą drogą, po czym pokręciła głową i postawiła stopę na kolejnym stopniu.

~·°·~

   Nie było jej na śniadaniu co ani Arlette, ani Tom nie przyjęli z zaskoczeniem...

   Zdziwiło ich za to, że nie pojawiła się również na obiedzie. Riddle kątem oka zauważył grupę koleżków, którzy patrzyli w ich stronę dziwnym wzrokiem. Po chwili odwrócili się do sobie, zawzięcie coś dyskutując. Dopiero teraz rozpoznał Reprezentantów Durmstrangu, którzy byli w jego szkole. Najpewniej również zauważyli, że w towarzystwie brakuje Adeline. Nie dał po sobie nic poznać, i wrócił do przysłuchiwania się rozmowie Malfoya z Walburgą. Dziewczyna wyraźnie coś mu zarzucała, a ten nawet nie próbował się bronić.

   Tym razem Arlette była dziwnie milcząca i ciągle wpatrywała się w drzwi od Głównej Sali z nadzieją, że jej siostra jednak się pojawi. Na koniec posiłku zrezygnowana pokręciła głową i wstała ze swojego miejsca. Riddle jeszcze przez chwilę przyglądał się osobom w Sali, po czym również wyszedł.

~·°·~

   Adeline miała nieodparte wrażenie, że przechodziła obok tej mrocznej rzeźby już trzy razy. Przez brudne okna w tej części twierdzy dostawało się coraz mniej światła, więc podejrzewała, że niedługo pora kolacji. Musiała przed sobą przyznać, że się zgubiła.

  Oparła się o zimny mur, ubolewając, że zawsze musi się wpakować w jakieś kłopoty. W tej samej chwili głośno zaburczało jej w brzuchu.

- Oczy ciemności zapomnianej... - zanuciła, patrząc w górę. Przypomniało jej się jak któregoś razu zaśpiewała tę piosnkę w Hogwarcie przy Riddle'u. - Patrzą na... mnie... zniesmaczone. - Skrzywiła się. Nuciła dalej samą melodię. Może ktoś akurat ją usłyszy.

  I usłyszał, ku jej nieszczęściu. Niespodziewanie w jej stronę poleciało zaklęcie, któremu w ostatniej chwili się uchyliła.

- Proszę, proszę, kogo moje uszy słyszą... Czy to Adeline d'Émeraude? Lumos Maxima.

  Zabłysł jeden punkt światła po jej prawej stronie, po czym zabłysły jeszcze kolejne trzy po jej lewej. Przygryzła wargę.

- Śmiem spytać... Kto zaszczycił się audiencją u mnie?

   W jej stronę poleciało zaklęcie ogłuszające, które zgrabnie odbiła. Jedną z rzeczy, którą nauczył ją Riddle było szybkie wyciąganie różdżki i jeszcze szybsze tworzenie tarczy. Na ich zajęciach nigdy nie mogła być pewna kiedy zaatakuje, co teraz okazało się wyjątkowo przydatne.

   Postanowiła, że nie będzie atakować... narazie. Niechcący nadepnęła na jakiś kamyk. Zmarszczyła brwi, kompletnie nie rozumiejąc skąd takowy się tam wziął. Nachyliła się nad nim transmutując w pochodnię. Zapaliła ją prostym zaklęciem i skopiowała, lewitując wszystkimi sześcioma nad głowami zebranych. W ten sposób odcinek korytarza został szybko oświetlony. Zdecydowanie wolała widzieć przed kim się broni.

- Ach, więc Reprezentanci Durmstrangu...

   Jeden z nich uśmiechnął się wyjątkowo złośliwie, kiedy spojrzała w jego stronę. Powiedział coś w języku, którego zupełnie nie rozumiała, i wtedy zaatakowali wszyscy czterej jednocześnie. Miała ochotę przekląć. Ale wciąż była dobrze wychowaną młodą damą. Encore.

  Jej tarcza ledwo wytrzymała. Potarła nerwowo nadgarstek.

- Panowie... Jesteście absolutnie pewni, że nie możemy załatwić tego pokojowo?

- Musisz znać swoje miejsce, suko. - Nie spuszczał z niej różdżki.

- Acha. Nie wiem co miałabym w takiej sytuacji zrobić... Mogę chociaż wiedzieć czym zawiniłam? - Zatrzepotała rzęsami.

  Nie, nie było mowy żeby dar wili zadziałał na nich wszystkich. Zapobiegawczo nałożyła na siebie wszystkie znane jej zaklęcia ochronne magią bezróżdżkową.

  Ten, który do niej przemówił jako pierwszy, uniósł brew.

- Jesteś taka głupia...

- Całkiem możliwe - wtrąciła się. - Jeszcze tu stoję zamiast uciekać i krzyczeć, to naprawdę głupie.

- ...jakimiś nędznymi sztuczkami wygrałaś z Ivanovem - warknął. - To NIEDOPUSZCZALNE!

  Miała ochotę jeszcze bardziej wcisnąć się w ścianę, kiedy krzyknął. W tym miejscu przynajmniej widziała całą czwórkę, wolała nie stawać do wroga plecami. Uniosła pokojowo dłoń.

- Naprawdę nie musicie dawać mi nauczki za wygraną. Oto właśnie chodzi w tym Turnieju. Żeby wygrywać, nie przegrywać. - Próbowała się uśmiechnąć. Merlinie, naprawdę próbowała.

   Przystąpiła nerwowo z nogi na nogę, a drugi od jej lewej postanowił w tym czasie zaatakować. I nie było to jedno zaklęcie. Rzucał klątwę za klątwą, a jej przy samej ścianie brakowało swobody ruchów. Akurat w tej chwili ponownie zaburczało jej w brzuchu, przez co mimowolnie się za niego złapała. Mała dekoncentracja pozbawiła jej różdżki, ale wciąż umiała posługiwać się magią bez niej. Choć z trudem.

- Jeszcze raz was upominam, że walka to nie jest żadne wyjście.

- Mówisz tak, bo jesteś na przegranej pozycji, panienko - zasyczał ten, którego ochrzciła nazwą lidera.

   Zaśmiał się kpiąco, kiedy odwróciła ku niemu głowę, a jeden z jego towarzyszy skorzystał z okazji i powalił ją na ziemię. Lodowaty kamień zdarł jej skórę na łokciach. Auć.

   Na poziomie jej oczu znalazły się solidne, skórzane buty. Po chwili chłopak przykucnął i uniósł różdżką jej brodę, wpatrując się prosto w jej zielone oczy.

- Żebyś chociaż przeprosiła... Może bylibyśmy milsi.

  Zmrużyła oczy. Dziwne, że w tym świetle jej piegi jeszcze bardziej się odznaczały.

- Nigdy nie przeproszę za wygraną - syknęła. Zacmokał, wstając.

- Więc nie będzie litości. Crucio!

   Dopiero teraz zaczęła krzyczeć. Krzyczała z nadzieją, że ktoś ją w końcu usłyszy i pomoże. Krzyczała, wijąc się po podłodze, aż głos całkowicie odmówił jej posłuszeństwa. Torturowali ją na zmianę; kiedy jednemu zabrakło już sił, zastępował go drugi.

   Arlette, Tom, Abraxas, pomocy.

   Straciła przytomność.








Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now