Le Quarante-septième Chapitre

1K 102 39
                                    

Jasnowłosy piętnastolatek opierał swoją ciężką głowę na dłoni, przymrużając oczy. Jego profesor historii magii chyba nigdy w życiu aż tak nie przynudzał. Pomijając fakt, że Arthur d'Èmeraude przerobił te wszystkie tematy jeszcze podczas przerwy świątecznej, kiedy nie było z nim Adeline. 

Uśmiechnął się na myśl o siostrze. O obu. O Aline nigdy nie myślał jak o siostrze, raczej jak o strażniczce, która tylko rządzi jego życiem. Arlette dbała o jego wykształcenie, a Adeline, by nigdy nie czuł samotności. I to właśnie najmłodsza z sióstr twierdziła zawsze, że przerwy od szkoły nie są dla nauki.

Jego wzrok przykuły dwie dziewczyny, które siedziały dwa rzędy dalej od niego. Bliźniaczki. Miały proste, długie, bo do połowy pleców, czarne włosy i wymieniały między sobą karteczkę, chichocząc co jakiś czas. To odrobinę zaciekawiło Arthura. W końcu było to coś odmiennego od nudnego wykładu profesora.

W pewnym momencie dziewczęta odwróciły się w jego stronę. Arthur zarumienił się ze wstydu, że w ogóle pozwolił sobie na tak jawne obserwowanie koleżanek z klasy. Te posłały mu pogardliwe spojrzenia i odwróciły, by dalej poplotkować. 

Chwilę później zauważył, że przyglądała mu się jeszcze jedna osoba. Lonès zawsze trzymała się na uboczu, ale każdy uważał ją za dość pewną siebie, a jednocześnie uroczą i miłą dziewczynę. Uśmiechnęła się do niego pogodnie, a on w jednej chwili zarumienił się jeszcze bardziej. Nie wiedział jednak czy to z grzeczności, czy… zupełnie innego powodu. 

Niedługo później zadzwonił dzwonek. Arthur przemieszczając się do innej sali, gdzieś kątem oka zauważył swoją starszą siostrę, która rozmawiała z jednym z uczniów z wymiany

Adeline faktycznie stała przy oknie, mając wyjątkowo chłodny wyraz twarzy.

— Przepraszam? Co masz na myśli, mówiąc, że cię unikam, Riddle? 

Ciemnowłosy uśmiechnął się kpiąco, krzyżując ramiona na piersi. 

— Po drugim pocałunku... Czyżbyś była zawstydzona, Adelajn?

Perłowowłosa odsłoniła zęby jak wściekły kot.

— Nie powtórzę po raz kolejny, jak masz wypowiadać moje imię. Następnym razem zwyczajnie uderzę cię w twarz. 

— Czekam, Adelajn.

W odpowiedzi po korytarzu rozniósł się donośny plask. Na twarzy Riddle'a odmalował się szok, jakby faktycznie wcześniej nie dowierzał, że była zdolna spełnić swoją ,,groźbę''.

Francuzka uśmiechnęła się sztucznie w stronę Anglika i odwróciła się z zamiarem odejścia. Brunet o - teraz - wściekłym wyrazie twarzy, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. 

Arthur zaniepokojony sytuacją, wyminął tłum gapiów i stanął koło swojej starszej siostry. Wyrwał nadgarstek blondynki z dłoni chłopaka i spojrzał na niego wrogo, uprzednio zauważając czerwone ślady na bladej skórze Adeline. 

-Wszystko w porządku?- zapytał, odwracając głowę w stronę dziewczyny. 

Ta, lekko zdziwiona, pokiwała powoli głową. 

-Nie zbliżaj się do mojej siostry, ty obślizgły Angliku - warknął, z powrotem odwracając się w stronę Riddle'a.

-A ty nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Francuziku - odpowiedział mu, wciąż odczuwający lekkie zdezorientowanie całą sytuacją Tom. 

Arthur sięgał już dłonią po swoją różdżkę, którą zawsze trzymał w lewym rękawie, jednak dłoń Adeline skutecznie go powstrzymała. Nie warto, wyczytał z jej wyrazu twarzy. 

-Nie odzywaj się tak do mojego brata, Riddle. I radziłabym trzymać się ode mnie z daleka - warknęła perłowowłosa.

 Następnie złapała młodszego brata za rękę i odeszła dumnym krokiem w stronę schodów. Blondyn jeszcze zdążył obrzucić tłum spojrzeniem i wrogo zmrużyć oczy do Riddle’a. 

Och tak, zdecydowanie ta jasność źle oddziaływała na jego samopoczucie. 

~*~



Beauxbatons, 15 luty

Mon chèr Charles,

Imię było pogrubione tuszem nawet kilka razy, jak zauważył.

Jak się czujesz w ten zimowy wieczór? Mam nadzieję, że nie przeziębiłeś się za ten brak szalika. Co prawda wtedy było mi cieplej, za co jeszcze raz dziękuję, natomiast w tej samej chwili zaczęłam martwić się o twoje zdrowie. Niemal natychmiast oczekuję twojej odpowiedzi w tej sprawie! 

Chwycił więc za kartkę papieru oraz pióro i szybko naskrobał odpowiedź:


Paris, 15 luty, późny wieczór.

Ma chère Adeline,

Z moim zdrowiem wszystko w porządku, nie musisz się martwić, choć przyznam, że dzięki temu wreszcie poczułem dla kogoś ważny. Uwierz mi, że brak szalika to nic wielkiego dla mojego niezwykle odpornego na wirusy organizmu. 

Cieszę się, że mój szalik ci pomógł. Już nie mogłem patrzeć jak się trzęsiesz.

Charles

P.S. Mam nadzieję, że dostał jakieś zaszczytne miejsce.

P.S.2 Czy to było wystarczające natychmiast?

Odłożył pióro oraz włożył list z zaschniętym już tuszem do koperty. Natychmiast wstał i podszedł do klatki z dorodnym puchaczem. Przez kilka chwil głaskał go po piórach, aż wreszcie przyczepił list do jego nóżki.

— Do Adeline, mon ami.

Puchacz przekręcił głowę na jedną stronę, patrząc na niego przez minutę czy dwie, po czym zahukał, zatrzepotał skrzydłami i wyleciał z klatki, a następnie z otwartego przed chwilą okna. Sam Charles wrócił do listu od młodszej dziewczyny. 

Dziękuję również za ten miło spędzony dzień. Miałam wrażenie, że z Paulem zanudzę się na śmierć - uratowałeś mnie w ostatniej chwili. Dopiero teraz naszła mnie wątpliwość, czy twoja narzeczona z Włoch nie będzie miała nic przeciwko takiemu towarzyskiemu wyjściu. Może powinnam wysłać jej czekoladki? 

Kupienie tych karmelków to był wspaniały pomysł, dziękuję po raz kolejny. Wciąż mam ich kilka schowanych w szufladzie pod łóżkiem, obawiam się tylko, że moje współlokatorki i tak w końcu je znajdą (chociażby po tym cudownym zapachu, który wydzielają). 

Jeszcze raz dziękuję,

Adeline


Uśmiechnął się i ponownie sięgnął po czystą kartkę i pióro. 











Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now