Le Trente et unième Chapitre |Potter

1.2K 116 54
                                    

Maraton czas start ;) 1/3

Miłego dnia!

Nastał wieczór trzeciego dnia po uroczystym bankiecie. Adeline leżała spokojnie w łóżku, czytając francuskie romansidło, które zabrała ze sobą na chybił trafił z biblioteczki matki.

Tak... Cisza, książka, brak wiadomości z zewnątrz... Zdecydowanie było to tym, czego potrzebowała. Jakimś cudem jej wzrok padł na długi wisior w kształcie węża i dziewczyna przyłapała się na tym, że w jej myślach przewinął się Riddle. O zgrozo! Czy ona właśnie pomyślała o nim, jako o głównym bohaterze tego taniego romansidła!?

Choć musiała przyznać, że to wcale nie była taka nieprzyjemna myśl. Poprawiła się nerwowo na łóżku. Zwłaszcza po tym, jak przypomniała sobie jak wyglądał w wannie... albo po tym wyjściu z jeziora, aż... stop! Adeline, pomyślała, skup się na czymś innym. Ale i tak jej serce niebezpiecznie przyspieszyło.

Kilka minut później, kiedy znów skupiła się na książce, do uszu d'Émeraude doszedł dość mocny dźwięk pukania do drzwi. Westchnęła głośno, ale nie wstała.

Nawet nie było takiej opcji. To był czas dla niej. Miała prawo do takich chwil i...

Wróciła wzrokiem do książki, ale pukanie się powtórzyło. Zdecydowała już wcześniej, że będzie to ignorować, ale było wystarczająco irytujące, by rzuciła bezróżdżkowe zaklęcie wyciszające.

Zaschło jej w gardle. Odwróciła głowę w stronę szafki nocnej, zauważając, że szklanka z wodą stoi wystarczająco blisko, by nie musiała wstawać. Miała już po nią sięgnąć, gdy drzwi do jej pokoju zwyczajnie eksplodowały. D'Émeraude pisnęła i, chcąc nie chcąc, ześlizgnęła się z łóżka. Kto normalny używa bombarda maxima na drzwi!?, zapytała samą siebie.

Pokój był cały zadymiony, a kawałki czegoś, co jeszcze chwilę wcześniej było drzwiami, były porozrzucane dosłownie wszędzie. Francuzka próbowała wymacać swoją różdżkę, poniewczasie przypominając sobie, że zostawiła ją w torbie. Z kłębu dymu bardzo powoli wyłoniła się postać. Można by rzec: śmiertelnie powoli. Perłowowłosej skojarzyło się to z powolnym marszem śmierci do każdego człowieka. Powoli, ale nieubłaganie. Nie ma litości, wszyscy umrzemy.

Postać ta przytłaczała swoją osobą cały pokój dziewczyny. Ta choć raz wykazać się ostrożnością w jej otoczeniu i rzuciła na siebie bezróżdżkowe zaklęcie tarczy. Choć Jego magia i tak ją przytłoczyła, chwilę później otulając w bezpiecznym kokonie.

Znała tę magię. Powoli wstała i otrzepała swoją błękitną sukienkę.

- Mon dieu! Riddle! Ty... Ty! Ty okropny Ślizgonie!- wykrzyczała. Tom zaśmiał się głośno, a Francuzkę mimowolnie przeszedł dreszcz. - Kto normalny niszczy drzwi!?

- Gdybyś od razu je otworzyła, wcale bym tego nie zrobił... A ty byś się nie wystraszyła - dodał i uśmiechnął się kpiąco.

- Riddle... - zaczęła.

Adelajn. Czas na trening.

- Nigdzie nie idę! Non! Dziś odpoczywam, ot - powiedziała, siadając na łóżku. - Jak będziesz wychodził, napraw drzwi, proszę.

Tom zdawał sobie sprawę, że nie może zaciągnąć jej siłą na miejsce ich treningów, bo w Świetlicy jest masa uczniów. Zapewne dziwnie i niezbyt moralnie wyglądałoby zaciąganie do męskiej łazienki pięknej, młodej Francuzki... Zwłaszcza, kiedy Dumbledore cały czas ma go na oku.

Udał, że wzdycha zrezygnowany i usiadł po drugiej stronie łóżka. Uniosła brew, kiedy uniósł jej książkę. ,,À Minuit'', przeczytał w myślach.

Adeline | Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz