Le Quarante-cinquième Chapitre

1K 115 33
                                    

Rano Adeline była wyjątkowo zaskoczona. Nie, nie tym, że na jej łóżku leży stos najróżniejszych kartek walentynkowych i czekoladek. Raczej… brak tych rzeczy.

Zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Była Adeline d'Émeraude, na Merlina! Była piękna, podziwiana, i mogła przebierać w chłopcach! Poza tym w tamtym roku dostała dokładnie pięćdziesiąt trzy walentynkowe kartki i trzydzieści pięć opakowań z czekoladkami (idealny zapas na czas trwania okresu). To było wręcz niemożliwe, by tym razem dostała zupełne n i c. 

Ubrała swój mundurek z nieco gorszym humorem. Po chwili jednak go zdjęła, pukając się w głowę. Przecież była sobota. Z ciężkim wzdychaniem zaczęła szperać w swojej części szafy. Po niedługim czasie wytrzasnęła różową, plisowaną spódniczkę za kolana i biały top. Zdążyła już zdjąć swój mundurek, kiedy drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły. W pierwszej chwili nie zwróciła na to większej uwagi - w końcu dzieli pomieszczenie jeszcze z dwoma innymi dziewczynami. 

Dopiero trzask kazał jej odwrócić głowę. W następnej chwili pisnęła, rzucając ubrania na podłogę i zasłaniając się kotarą łóżka. Wyciągnęła rękę z różdżką w stronę nieproszonego gościa.

-Nie ruszaj się. Obliviate zajmie mi tylko chwilę.

Paul uniósł dłonie w obronnym geście.

-Nie miałem pojęcia… Sądziłem, że już dawno nie śpisz.. Nie było cię na śniadaniu, więc...Martwiłem się.

Zmrużyła oczy, nadal mierząc w niego różdżką. Blondyn odwrócił się do niej plecami, zapobiegawczo nadal unosząc dłonie. Adeline ubrała się w spokoju ducha, lecz na twarzy wciąż miała ten niepokojący chłód. Podeszła do niego i od tyłu przyłożyła różdżkę do skroni, wydobywając wspomnienie siebie samej w bieliźnie. 

-Czego chciałeś? - zapytała nad wyraz spokojnym głosem.

-Co było nie tak w tym wspomnieniu, że postanowiłaś je usunąć? - Przyłożył dłonie do obu skroni. - To już trzeci raz. 

-I za każdym razem z tego samego powodu. Naucz się pukać do drzwi. 

Pchnęła go w stronę wspomnianego przedmiotu. Paul odwrócił się w jej stronę, mierząc wzrokiem. Później spojrzał w stronę jej łóżka i okolic, a następnie znów spojrzał na nią. 

-Ubrałaś się jak na randkę, a nie widzę ani jednej walentynki. 

Westchnęła i odwróciła się w stronę okna.

-Bo żadnej nie dostałam. Ale na pewno nie mam zamiaru tutaj siedzieć przez cały dzień. W tym roku nie miałam jeszcze ani jednej okazji, żeby wyjść do Borgose. 

-Więc wyjdź ze mną. - Paul wzruszył ramionami, kiedy na niego spojrzała. - To będzie takie przyjacielskie wyjście. 

W milczeniu pokiwała głową, zabierając swój płaszczyk w przyjemnym, czerwonym kolorze. Założyła go, idąc do wyjścia z akademika. Zupełnie zapomniała zabrać ze sobą ciemnego szala, nad czym od razu zaczęła ubolewać, gdy tylko wyszła ze szkoły. 

Borgose znajdowało się niedaleko szkoły, a droga zajmowała uczniom jakieś dwadzieścia minut. Przez cały ten czas Adeline trzymała dłonie w kieszeniach, lekko drżąc z powodu mrozu jaki zaatakował miasteczko w górach tego dnia. Jednak po dojściu na miejsce, młoda d'Èmeraude stwierdziła, że było warto.  

Na samym rynku miasteczka było już dużo uczniów. Ci z wymiany, a zwłaszcza z Hogwartu, przyglądali się pięknym Błędnym Ognikom. Błękitne płomyki przemieszczały się szybko, niekiedy tworząc jasną smugę w przestrzeni. Adeline uniosła kąciki ust na ich widok. Choć miały niewinny wygląd, tak naprawdę Ogniki były szalenie niebezpieczne, jeśli trafiło się na wyjątkowo złośliwy okaz, których w otaczających Beauxbatons lasach było całe mnóstwo.

Przez całą drogę Paul gadał jak najęty, choć ona odpowiadała mu tylko półsłówkami. Mimo to na białych kocich łbach, może nieco oblodzonych usłyszała kroki. Tak jakby ktoś specjalnie chciał, aby go usłyszała, zanim…

-Witaj, Adeline.

Charles. Odwróciła się do mężczyzny z radosnym uśmiechem. Miał na sobie elegancki płaszcz, jakie teraz są w modzie, a szyję owinął ciemnym szalikiem, co dziewczynie natychmiast przypomniało, że ona o swoim zapomniała. Mogła się założyć, że ten należący do niego był nie tylko ciepły, ale i przyjemny w dotyku. 

-Co cię sprowadza do Borgose? - zapytała zamiast się przywitać. Uśmiechnął się w odpowiedzi.

-Wracam właśnie z wyjazdu służbowego. Pomyślałem, że przyjemnie by było zajść do jednej z tych przytulnych kawiarni tutaj. - Westchnął z rozmarzeniem. - Te wspomnienia ze szkoły. 

Adeline nie mogła rozgryźć czy westchnięcie było prawdziwe, czy teatralne. Jego spojrzenie stało się nagle bardziej uważne. Zmierzył dwójkę przed sobą wzrokiem. 

-Porwałbym cię do jednej, gdybyś nie była już umówiona. - Spojrzał na blondyna. 

Przy Charlesie zawsze czuła się jak mała dziewczynka. Nawet pomijając fakt, że ledwo sięgała mu do ramienia. Ona też zerknęła szybko na swojego przyjaciela.

-Paul zaproponował mi tylko przyjacielskie wyjście, kiedy zobaczył, że nikt się ze mną nie umówił. 

-W takim razie… - Młody mężczyzna wyciągnął ramię w jej stronę. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, Paul - dodał, patrząc na wspomnianego.

Ten tylko wzruszył ramionami, a Adeline, wyzbywając się wszelkich wyrzutów sumienia, ruszyła z Charlesem do jednej z kawiarni. 






Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now