Le Quarante-deuxième Chapitre

1.1K 120 37
                                    

Ahhhh, rozdział poniedziałkowy - kolejny. Przyznam wam się, że przez ten brak weny, mam poważne obawy, co do regularności następnych rozdziałów ;____;
Ale damy z siebie wszystko! 💪

Dziewczyna trzymała ucho i dłoń na drewnianych drzwiach, palcami (a zwłaszcza jednym, na którym widniał pierścień z plecionki) lekko wybijając zniecierpliwiony rytm.

Dziewczyna miała perłowe włosy do połowy łopatek i błękitną sukienkę, która była mundurkiem Akademii Magii Beauxbatons. Specjalnie stała na palcach, by obcasami czarnych pantofli nie stuknąć niechcący o kamienną podłogę.

Na drzwiach widniała złota plakietka ,,Dyrektor Flamel''. Ze środka natomiast wydobywał się jej miarowy głos, od czasu do czasu zastępowany wykrzyknieniami. Natomiast odpowiadał jej inny głos, bardziej głęboki i spokojny. Natychmiast rozpoznała w nim Riddle'a. Już nawet pomijając fakt, że wyraźnie widziała, jak jeden z profesorów go tutaj przyprowadzał.

Nagle Tom też zaczął krzyczeć; uznała, że to już ten czas i może wparować do gabinetu dyrektorki z wściekłą miną, którą uprzednio ćwiczyła w lustrze przez ostatnie dwie godziny.

Otworzyła więc drzwi do gabinetu Flamel bez pukania i weszła z mordem w oczach. Akurat mało nie oberwała latającym przedmiotem; nie, nie uchyliła się przed nim. Wystawiła tylko rękę z otwartą dłonią do przedmiotu, który do niej zmierzał, a ten samoistnie spadł na ziemię, rozbijając się.

Madame Flamel wzdrygnęła się, kiedy dotarło do niej, iż jej ulubiona waza została stłuczona. Ale to nie była wina panny d'Émeraude, tylko jej samej. Za każdym razem, gdy nerwy Dyrektor Beauxbatons wychodziły spod kontroli, przydmioty w najbliższym otoczeniu zaczynały latać we wszystkie strony.

- Jakim prawem!? - zapytała perłowowłosa. - Jakim prawem miesza się Pani w moje życie, Flamel. Odniosłam wrażenie, że teraz nie chce Pani już kontrolować szkoły, ale i całe moje życie! Boję się powtarzać, ale, jakim prawem?

Madame Flamel z udawanym spokojem usiadła za biurkiem, splatając ze sobą palce, by nikt z zebranych nie widział ich drżenia.

- Porozmawiajmy, Adeline.

- Porozmawiajmy? Teraz chce Pani rozmawiać? Po tym jak bez niczyjej zgody ustanowiła zakaz spotykania się ze mną Reprezentantów Hogwartu?

- Właściwie tylko z jed…

- Ciekawe, co powiedziałby na to mój ojciec! - przerwała jej. - Może go tu zaprosimy, a przy okazji wskażemy nowego dyrektora Akademii na Pani miejsce?

Adeline, w czasie, gdy wypowiadała swoją kwestię, zbliżała się do Madame Flamel powolnym krokiem, jakoby zwiastowała jej powolną śmierć. Dyrektorka zamarła.

- Proszę być na tyle łaskawą i napisać, że to ważna sprawa dla Adeline d'Émeraude - dodała uczennica Akademii Beauxbatons.

Riddle włożył dłonie do kieszeni, uśmiechając się krzywo. Do tej pory myślał, że tylko Arlette ma do zaoferowania jakąkolwiek władzę, a teraz okazuje się, że Adeline potrafi zastraszyć dyrektorkę szkoły, do której chodzi. Jak widać jest jeszcze kilka rzeczy, których powinien się dowiedzieć o tej rodzinie.

Pan d'Émeraude, kochający ojciec czwórki dzieci, Francuski Minister Magii, arystokrata ze starego rodu, potomek założyciela Akademii Magii Beauxbatons, przybył niedługo później. Widać nie miał żadnych ważnych spraw do załatwienia, albo to córka była dla niego najważniejsza.

W każdym razie zmierzył Madame Flamel nieprzychylnym wzrokiem.

~·°·~

Kochający ojciec przytulił mocno swoją córkę, w myślach uznając, że podjął dobrą decyzję. Była już dyrektorka bardzo szybko mogła pokrzyżować mu plany zeswatania jej córki, jednakże z drugiej strony zakazane kusi, więc Madame Flamel mogła przy okazji zapętlić tę relację, na którą Minister Magii ma nadzieję.

- Ucz się też czasem, Adeline, musisz dobrze zdać tegoroczne egzaminy. Już żadnej zabawy polityką do końca miesiąca, dobrze?

- Tak, tato, te egzaminy są równie ważne, co każde poprzednie i wszystkie inne, które dopiero nadejdą. - Posłała mu nikły uśmiech.

A ten jak zwykle pogłaskał ja po policzku. Najmłodsza z córek dziwnym trafem zawsze była ulubienicą ojców. Pan d'Émeraude zawsze starał się, by Adeline dostała wszystko to na co zasługuje. I nie były to tylko rzeczy dobre.

- Twoja rana już się zagoiła? - zapytał. - Wczoraj nie mieliśmy okazji porozmawiać.

Skrzywiła się na myśl o ranie na plecach, której nabawiła się podczas Finału Turnieju Pojedynków.

- Ma się lepiej niż na początku. Tato…? Co sądzisz o balu maskowym?

- Balu maskowym? - powtórzył machinalnie.

Skinęła głową i splotła dłonie za plecami, kiwając się; pięty-palce, palce-pięty. W tej chwili jej ojcu przypomniały się czasy, gdy Adeline była jeszcze jego małą córeczką i patrzyła na niego tymi dużymi, zielonymi oczami, w których odbijała się nadzieja, że jej ukochany tatuś zgodzi się na… cokolwiek.

- Hogwart miał swój bal, Durmstrang również. Pomyślałam, że Beauxbatons nie może być gorsze. Ale zwykły bal stał się już… nudny. Natomiast nikt się nie spodziewa balu maskowego, n'est ce pas?

Pan d'Émeraude przyciągnął córkę do siebie, mocno przytulił i pocałował we włosy.

- Pomyślę nad tym.










Adeline | Tom RiddleNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ