Le vingt et unième Chapitre |Black

1.3K 113 50
                                    

Walburga Black obudziła się najwcześniej ze wszystkich. Sama była zdziwiona tą sytuacją, ponieważ zwykle budziła się najpóźniej, przez co mało nie spóźniała się na śniadanie.

Wstała najciszej jak tylko mogła i zabrała swoją szatę. Biała koszula i ciemna spódnica, na które musiała narzucić jeszcze czarną szatę z zielonymi elementami, wypadały blado przy eleganckich sukienkach Francuzek w błękitnym kolorze. I jeszcze ten przeklęty krawat! Nic dziwnego, że Riddle woli tą calą d'Émeraude ode mnie, pomyślała wzdychając w duchu.

W opinii Walpurgii obie panny d'Émeraude są zbyt chude i zbyt dumne, by mogły być godne jej Pana. Dodatkowo Adeline jest zbyt słaba, a Arlette zbyt zarozumiała... choć to tylko subiektywna opinia zakochanej panny, która czuje się urażona. Bo w końcu również jest czystej krwi, ma większą moc od tej całej Adeline, i jest na tyle bogata, by dorównać tym zadufanym w sobie arystokratom z Francji. Prychnęła, zamykając drzwi.

To wspólne pomieszczenie, które Durmstrangczycy uparcie nazywają świetlicą, wiało pustką. Widać z całego akademika nikt nie był na tyle głupi, by jeszcze wstawać. Co prawda za oknem było jeszcze ciemno, ale już zaczynało się przejaśniać, a Black przecież sprawdzała godzinę. Zostało niewiele więcej niż pół godziny do masowych pobudek.

Przeszła kilka korytarzy, aż znalazła się pod głównymi drzwiami zamku. Black nie bez wysiłku pchnęła ciężkie wrota i wyszła na zewnątrz; właściwie nie miała pojęcia co ją do tego podkusiło.

Walburga Black jest młodą, inteligentną czarownicą (gdyby nią nie była, nigdy nie miałaby wstępu do Wewnętrznego Kręgu Toma Marvolo Riddle'a), a jednak w jakiś sposób okazała się głupia. Głupia, bo nie wzięła swojej różdżki, z którą żaden czarodziej przecież nie może się rozstać... Głupia, bo wychodząc zatrzasnęła drzwi. A dyrektor ostrzegał, że z zewnątrz można je otworzyć tylko za pomocą zaklęcia.

Zaklęła szpetnie, i odwróciła się w stronę lasu. Skoro już wyszła, to nic nie stało na przeszkodzie...

~·°·~

To było pierwsze spotkanie Toma Riddle'a oraz jego wysłanników w nowym miejscu, i trwało już prawie godzinę. Przerwał rozmowę kilka minut temu, po tym jak każdy pochwalił się swoimi osiągnięciami. Jego przyjaciele patrzyli na siebie z zadowoleniem, choć w ich oczach wciąż kryło się senne spojrzenie. On sam spoglądał na krajobraz za oknem.

-Minęły dopiero dwa dni - odezwał się nagle. - Jeszcze nie jesteśmy w stanie określić czy plotki na temat nauczania Czarnej Magii w tej placówce są prawdziwe.

-Możliwe, że nauczyciele się z tym kryją - rzucił Avery. - Na ich miejscu nie pokazywałbym sympatii do sztuk, które są zakazane w innych krajach.

Nott zaśmiał się gardłowo.

-A widzieliście reakcje tych Francuzek? - Udał wzdrygnięcie na wzór francuskich obywateli. - Ci ich chłopcy też zachowują się jak pannienki. - Do jego śmiechu dołączyły kolejne.

-Jednak musicie przyznać, że te d'Émeraude są niczego sobie... - Malfoy przechylił głowę raz na lewo, raz na prawo, jakby nie mógł się zdecydować, którą z nich woli.

-No nie wiem, Abraxas... - powiedział M. - Ta Adeline jest całkiem słodka, niczym cukiereczek. - Cmoknął językiem. - Ale nie wytrzymałbym z kimś tak słabym dłużej niż pięć minut.

-Tak, wytrzymywanie z samym sobą musi być dla ciebie już wystarczająco wyczerpujące, M. - Avery wybuchł śmiechem.

Dziwne, że Riddle jeszcze nie zareagował, pomyślała jedna z narratorek, ciągle tylko patrzy przez to okno... Tam nie ma niczego ciekawszego od tej rozmowy, Tom! Niestety bohaterowie nie słyszą narratorów. Narratorka poczuła się właśnie jak odwiedzający wspomnienie w myślodsiewni.

Narratorka usiadła na krześle pod ścianą i skrzyżowała ramiona.

-Bardzo zabawne, Avery - mruknął chłopak, mrużąc oczy. -Może przekonamy się o swojej słabości w pojedynku, hym?

Avery wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu w stronę kolegi, kiedy to Tom odpowiedział za niego.

-Nie sądzę aby to było konieczne. - Odwrócił twarz w ich stronę; tylko jej połowa była oświetlona. - Skupcie się lepiej na lekcjach, wynoście z nich coś, obserwujcie nauczycieli. Chcę słyszeć raport każdego wieczoru, możecie odejść.


~·°·~

Czarnowłosa wydała z siebie przeraźliwie głośny krzyk. Cała skamieniała, a przed oczami pojawiły jej się mroczki. Opuściła wzrok na buty i spostrzegła, że stoi po kostki w zakrwawionym śniegu. Od razu poczuła się jeszcze gorzej. Próbowała unormować oddech, ale wiedziała, że widok zmasakrowanych ciał będzie jej spędzał sen z powiek jeszcze długo. Poczuła łzy przerażenia, które zamarzały jej na policzkach i wbrew sobie opadła na kolana.

Hałas dobiegający z lasu przyciągnął wielu ciekawskich, w tym nauczycieli. Widok jaki zastali był... Dobrych słów na jego opisanie znaleźć niepodobna. Zmasakrowane ciała, organy rozrzucone po polanie. Jeden z trupów powieszony na drzewie. W miejscu oczu zostały wypalone dziury a na jego ciele wycięto nożem wiadomość cyrylicą.

Wszyscy mieli na sobie ślady nacięć od noża, a ich skóra była miejscami spopielona. Kończyny były wygięte pod każdym kątem, a niektóre nawet leżały obok na śniegu. To była istna rzeź.

Nauczyciele zareagowali niemal od razu, przeganiając wystraszonych uczniów z lasu. Arlette była wśród nich i dobrze grała równie przerażoną. Choć w dormitorium ta maska zdążyła już opaść i została jedynie satysfakcja.

Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now