Le Trente seconde Chapire

1.1K 114 8
                                    

Ekhem... przez moją nieuwage maraton jest dzisiaj. Tak więc jutro nic nie będzie.
Poważnie byłam pewna, że mamy dziś poniedziałek. Wybaczcie?~M.
Maraton 2/3

Stuknęła się kieliszkiem szampana z Reprezentantami Hogwartu. Nie ze wszystkimi oczywiście, ale z; Malfoyem, Averym, Riddle'em, nawet Walburgą...

Nadal musiała grać, więc nie było nawet mowy, żeby spędziła czas ze swoimi pobratymcami. Aczkolwiek rano odkryła na swoim łóżku kilkanaście wiadomości w błękitnych kopertach z życzeniami na Nowy Rok. Gdzieś w podświadomości pomiędzy treningami a lekcjami wpisała w swój plan dnia odpisywanie na korespondencję. Nikomu się nie przyznała, ale codziennie odliczała dni do powrotu. Najchętniej pojawiłaby się we Francji już teraz. Tęskniła nie tylko za swoją ukochaną ojczyzną, ale i za szkołą, przyjaciółmi, rodziną - a zwłaszcza Arlette. Choć nadal nie rozszyfrowała dlaczego.

Przybrawszy swój ulubiony sztuczny uśmiech, oddaliła się w stronę jednego z kątów sali, gdzie zamierzała poprzyglądać się wszystkim uczestnikom przyjęcia. Na jej nieszczęście zauważył to ciemnowłosy chłopak, którego kiedyś widziała w towarzystwie Arlette.

- Cześć. - Stanął obok, nie naruszając przestrzeni osobistej nastolatki.

- Salut. - Dziewczyna zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.

- Chciałem tylko zapytać, co się stało z twoją siostrą?- Trzymał w dłoniach kieliszek, a wzrok utkwiony miał w uczniach po drugiej stronie sali. Adeline zdziwił jego bardzo ładny akcent, ale jej myśli skupiły się na formułowaniu stosownej odpowiedzi.

- Nie czuła się tu zbyt dobrze...

- Aha - rzucił mało taktownie. - Mam nadzieję, że już z nią lepiej.

-Musisz nas zrozumieć. Nous n'avons pas... aż tak mroźnych zim, a kolejnym czynnikiem jej złego samopoczucia był fakt, że wzięła na siebie za dużo obowiązków. I tak dziwię się, że tak długo wytrzymała - dodała, biorąc łyk szampana.

- Oczywiście. - Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Proszę przekaż jej moje życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. - Obrócił się w stronę najmłodszej panny d'Émeraude i szybko się skłonił na pożegnanie. - Proszę mi wybaczyć, miłego wieczoru.- Ruszył w kierunku znajomych ze szkoły, którzy przyglądali im się z daleka.

Cóż, miałam nadzieję, że nie podda się tak łatwo. W końcu zdobycie aprobaty siostry wybranki, to najważniejsza rzecz, o jaką trzeba się postarać, pomyślała Adeline.

- Poczekaj! - Uśmiechnęła się lekko. - Przecież sam możesz do niej napisać. Najlepiej dołącz też jakiś wiersz... My, Francuzki, lubimy romantycznych mężczyzn. - Przerwała na moment. - A poza tym, za dwa tygodnie znowu się zobaczycie.

- Będę pamiętać. - Ponownie się skłonił. - Dziękuję za wszystko. - Posłał jej pierwszy i ostatni uśmiech, po czym zniknął w tłumie uczniów.

Panna d'Émeraude jeszcze raz rozejrzała się po sali. Na stoliku, przy którym usiadła, znajdował się talerz z bardzo ciekawie wyglądającymi herbatnikami. Przeważnie były pokryte granatowym lukrem, a biały napis mówił ,,Happy New Year''. Były też okrągłe ciasteczka pokryte białym lukrem, a czarnym narysowano zegar z obiema wskazówkami na dwunastce.

Nieco dalej znajdował się bufet, gdzie znajdowały się inne kieliszki i kielichy. Perłowowłosa z zaskoczeniem zauważyła pływającą truskawkę w bursztynowym płynie, który znajdował się w jednym z nich. Bardziej podłużne kieliszki miały różowawy płyn i kryły w sobie maliny. Jeszcze inne... Oparła głowę na dłoni. Zaczynała się nudzić.

Spróbowała jednego ciasteczka. Magnifique!

Nie zabawiła jednak długo. Zniknęła zanim Riddle ją ponownie znalazł. Korytarze zamku okazały się jeszcze mroczniejsze niż zwykle, jednak miała już jakąś wprawę chodzenia Sala Główna-Akademik, Akademik-Sala Główna. 

Zamknęła drzwi od swojego pokoju i po drodze do łóżka zaczęła rozpinać guziki swojej sukienki. Nie wiedziała, dlaczego zawsze wybierała akurat te czerwone sukienki. Szybko zamieniła ją na koszulkę nocną i założyła błękitny szlafrok.

Szybkie zaklęcie tempus powiedziało jej, że północ wybije dopiero za niecałą godzinę. Westchnęła, siadając na parapecie z tym francuskim romansem, którego nadal nie skończyła czytać. Otworzyła książkę, kartkując ją. Skrzywiła się; że też nie wzięła ze sobą zakładki, a zaginanie rogów było niczym cruciatus dla książki. Czytała przy pełni księżyca, który świecił tak jasno, że absolutnie nie potrzebowała świecy, czy też lumos.

Został jej akurat ostatni akapit, kiedy dzwon w wieży zegarowej mocno zabił. Północ. Wyjrzała za okno, gdzie wszyscy uczniowie już stali nad jeziorem i wypuszczali żółte lampiony.

Dziesiątki lampionów wzbijało się w niebo, jednocześnie odbijając się w jeziorze, co dawało tak zniewalający efekt, że Adeline aż rozchyliła usta, natychmiast zapominając o książce, i o wszystkim innym. Potrafiła tylko wpatrywać się w żółte światełka, które powoli się oddalały. W tej chwili żałowała, że nie ma jej na zewnątrz. Albo na dachu. Byle bliżej tych cudownych świateł.

Dzwon wybił ostatnią nutę, a Adeline wreszcie zamknęła usta.

Cóż, Tom, spędziliśmy osobno tę piękną chwilę, co może symbolizować, że również spędzimy osobno cały rok, pomyślała.






Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now