Le Quarante-neufèmie Chapitre

1.1K 122 67
                                    

Ten rozdział w całości napisała maja_slodki_ciastek ❤️❤️

P.S. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, że dochodzimy do końca pierwszej części opowiadania (druga część będzie w oddzielnej "książce")

P.S. jeśli jest ktoś chętny do drugiego Q&A to pytanka wpisywać tutaj >>




Dzień był pochmurny oraz padał deszcz, co nie poprawiało ani trochę humoru młodej Adeline d’Émeraude. Blondwłosa siedziała w swoim pokoju na łóżku, wpatrując się pustym wzrokiem w krople deszczu spływające powoli po szybie, dość szerokiego okna. 

Ciche pukanie rozniosło się echem po pomieszczeniu. Adeline nie odwróciła wzroku, nawet nie drgnęła, a gość pozwolił sobie wejść do jej azylu, zakłócając jej spokój. 

— Adeline… - Usłyszała mruknięcie, oraz stukot obcasów. — Jesteś już gotowa? 

Młodsza d’Èmeraude zwróciła głowę w stronę starszej siostry. Chwilę przyglądała się jej lekko opuchniętym, zaczerwienionym oczom. Nie mogła patrzeć na jej twarz, więc z powrotem spojrzała w okno. 

Arlette złapała ją za rękę i splotła razem ich palce. Adeline zerknęła na ich dłonie, a po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Starsza d’Èmeraude, również nie wytrzymała i ze szlochem przytuliła do siebie siostrę. Obie w bólu płakały nawzajem w swoje ramiona. 

Po chwili do pokoju weszła trzecia osoba, od razu podbiegając do dziewcząt. Arthur złapał obie siostry w ramiona, patrzył na ścianę próbując przegonić łzy. 

— Musimy iść — powiedział lekko zachrypniętym głosem, po czym odchrząknął. Wytarł łzy z policzków swych sióstr, i złapał je obie za dłonie. 

Cała trójka wyszła z pokoju i dumnym krokiem skierowali się w stronę ogrodu. Ludzie, których mijali po drodze, rzucali im ukradkowe spojrzenia oraz szeptali między sobą, co nigdy nie było dla trójki d'Èmeraude'ów nowością. Wychodząc z Akademii, rodzeństwo rzuciło na siebie czar ochronny, żeby nie zmoknąć. 

Ogród był przyozdobiony w czerń, a tłum czarodziei stał przed małą sceną. Co jakiś czas, kilku czarodziei bądź czarownic podchodziło do państwa d’Èmeraude szepcząc w ich stronę jakieś słowa, łapiąc za ręce czy przytulając. 

Potomstwo podeszło do swych rodzicieli i stanęli koło nich, przed tłumem. Zapanowała cisza, co było znakiem, że nadszedł czas na rozpoczęcie pogrzebu. 

Na podest wszedł starszy czarodziej i zaczął swoją przemowę. Następnie kolejno na podest wchodził każdy członek rodziny. 

— Zapraszam moją siostrę. — Usłyszała. — Adeline, podejdź — powiedziała Arlette, a głos lekko jej się załamał. 

Blondwłosa powoli skierowała się w stronę podestu, a mijając się z siostrą położyła jej rękę na ramieniu w geście wsparcia. 

Stanęła przed mównicą i rozejrzała się po tłumie. Zauważyła Toma, wpatrywał się w nią, opierając się o drzewo, gdzieś z dala od głównej części zebranych. Spojrzała na swoje ręce i lekko naciągnęła rękawy na dłonie. 

— Aline d’Èmeraude… — zaczęła. — Siostra, córka, przyjaciółka, bohaterka. Aline, wspaniała czarownica, była ważna dla wielu osób. Pomocna i odważna,  najbardziej szczera osoba jaką znam. Moje najlepsze wspomnienia są z nią związane. Była ze mną w najtrudniejszych, jak i w najlepszych chwilach mojego życia. 

Adeline wzięła oddech, a Riddle skinął głową, by kontynuowała. Nie miała pojęcia, dlaczego liczy się dla niej jego zdanie. 

— Nie zasłużyła na to co ją spotkało. Poświęciła życie w ochronie nas wszystkich, taka już była stawiała dobro innych ponad swoje. — Adeline uniosła różdżkę w górę, czubek rozjaśnił się i natychmiast runął na nią deszcz. — Wznoszę tę różdżkę ku niebu, by oddać hołd potężnej i wyjątkowej czarownicy, która była, jest i będzie dla mnie wszystkim... dla ciebie Aline. Serca nasze są teraz złamane, lecz wspominając ją będziemy mieć nadzieję na lepsze jutro. A ten który doprowadził do tej tragedii, słono za to zapłaci. 

Zielonooka przestała moknąć, za to Tomowi na oczy spadała mokra grzywka. Adeline spojrzała ponownie w jego stronę lekko zaskoczona, a ten wciąż utrzymywał ten swój poważny wyraz twarzy. 

-Kochajmy, wspominajmy, pamiętajmy. Dziękuję. 

Zeszła z podestu i wtuliła się w tors brata. W tłumie można było usłyszeć szepty oraz szlochy

Trumna została spuszczona w dół, a pogrzeb dobiegł końca. 

Wszyscy postanowili się już rozejść, rodzina d’Èmeraude stała chwilę jeszcze przed grobem Aline, po czym również skierowali się z powrotem w stronę Akademii Magii Beauxbatons.

Deszcz przestał padać, Adeline postanowiła jednak zostać jeszcze chwilę. Łzy spływały po jej zarumienionych policzkach, a przez głowę przelatywało jej milion myśli. Poczuła magię wokół siebie, delikatnie opatulającą jej osobę. Ogarnęło ją lekkie ciepło oraz poczucie bezpieczeństwa, co było niedorzeczne, ponieważ  przy Tomie Marvolo Riddle’u nikt nie powinien czuć się bezpiecznie.

Położył jej rękę na ramieniu i przyciągnął ją do siebie. Natychmiast do jej nozdrzy dotarł jego przyjemny zapach. Zadrżała lekko, więc Riddle ciaśniej objął ją ramionami, z nadzieją, że tak właśnie się powinno robić i Francuzka nie zrobi mu za to awantury. 

Dziewczyna wtuliła się bardziej, na co chłopak się lekko spiął. D’Èmeraude uśmiechnęła się lekko pod nosem, a Tom widząc to wywrócił oczami, również nie odmawiając sobie wrednego uśmieszku. 

— Tom… — mruknęła, a on spojrzał w dół na jej blada, załzawioną twarz. 

Mruknął cicho na znak, że może kontynuować. 

— Dziękuję — powiedziała, patrząc w jego brązowe tęczówki. 

Riddle rozszerzył lekko oczy, i pochylił się nad nią. Pocałował ją w czoło, a później w usta. Francuzka odwzajemniła pocałunek, a zza chmur powoli przebijały się promienie słoneczne. 

Nadchodzi czas pożegnań… 



Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now