Le Quarante-sixième Chapitre

1K 111 37
                                    


Avery wyszczerzył zęby w uśmiechu. Oboje z Malfoyem byli w naprawdę wyśmienitym nastroju. Dwie Francuzki, które udało im się zaprosić na dzisiejszy dzień uwiesiły im się na ramionach z błogim uśmiechem. Już na pierwszy rzut oka było widać, że zostały upojone alkoholem. Co prawda Malfoya zaczęło już powoli irytować to chichotanie nad uchem. Postanowił więc, że tym razem porzuci bycie kulturalnym, młodym mężczyzną i zwyczajnie zostawił swoją towarzyszkę w rękach Avery'ego.

Gdzieś po drodze minął się z Potterem, który z zadowoloną miną poinformował go, że Riddle leży w skrzydle szpitalnym. Blondyn obrzucił go wrogim spojrzeniem i skierował się w tamtą stronę. 

Po drodze mijał coraz to weselsze pary, okazujące sobie uczucia. Przyspieszył kroku i skrzywił się, gdy jakaś Francuzka przyklejona do twarzy obcego bruneta spojrzała mu prosto w oczy. 

Wszedł do skrzydła szpitalnego, otwierając drzwi z rozmachem. Sekundę później w głowie pojawił mu się obraz, jak te oto drzwi wypadają z zawiasów, przez użytą na nich siłę. Jego gwałtowne wejście zwróciło uwagę dwóch osób.

Toma Riddle’a oraz pielęgniarza, stojącego obok łóżka bruneta, który zamilkł, patrząc w jego stronę. 

Riddle, patrzył wrogo na szatyna stojącego obok jego łóżka, za to wyraz twarzy tego drugiego pokazywał zirytowanie, ale również zaciętość. 

Malfoy podszedł na tyle blisko dwójki, że był już w stanie przeczytać nazwisko pielęgniarza, zapisane na blado niebieskiej plakietce, przyczepionej do koszuli podobnego koloru. 

-Mógłbyś wymawiać to zaklęcie wyraźniej - wysyczał Tom. - Czy tak trudno jest dobrze używać różdżki? 

Blanc spojrzał na niego spod byka.

-Może mi się wydaje, ale to ja mam tutaj kwalifikacje na uzdrowiciela, a więc dobrze wiem co robię. 

-Masz rację Francuziku, wydaje ci się - powiedział prześmiewczo. Malfoy wywrócił oczami, przez co ostre spojrzenie od razu poleciało w jego stronę.

-Masz coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał ze znudzeniem szatyn. 

-Jak śmiesz ty… 

Blanc szybko rzucił silencio na Ślizgona. Riddle mało się nie zapowietrzył ze zdziwienia. Taki brak szacunku, za kogo on się ma? Chciał sięgnąć po swoją różdżkę, gdy przypomniało mu się, że przecież nie ma jej przy sobie. Od razu na myśl przyszła mu Adeline, która często gubiła własną. Chłopak, który rzucał na niego kolejne zaklęcie, uśmiechnął się pod nosem, przez co Tom zdenerwował się jeszcze bardziej. 

-Co się właściwie stało? - zapytał Malfoy, jak gdby od niechcenia. 

-Zwykłe przeziębienie - powiedział ruch ust.

-Zemdlał przez gorączkę - powiedział pielęgniarz, po czym zmierzył blondyna wzrokiem. - Za dwa dni wyjdzie - rzucił. - Potrzebuje tylko spokoju, tak więc odejdź jak najszybciej. Wydaje się, że ja go zdenerwowałem już wystarczająco.

Riddle rzucił mu jeszcze bardziej złowrogie spojrzenie. Blondyn i szatyn spojrzeli po sobie, po czym oboje odeszli od łóżka bruneta, który przekręcił się na lewy bok z zamiarem snu. Przykrył się jeszcze kołdrą po sam nos i postanowił zignorować dwójkę obecnych.

-Milutki jest - skomentował Blanc na odchodne,

śmiejąc się pod nosem. Cofnął jeszcze zaklęcie ciszy i wrócił do swojego gabinetu.

Malfoy nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową i zniknął za drzwiami. 

~*~

Jasnowłosa dziewczyna marszczyła brwi, a jej wyraz twarzy wyraźnie sugerował burzliwy proces myślenia. Nieświadomie mięła rękaw swojego błękitnego mundurka, uparcie wpatrując się w szachownicę.

Gdzie postawić pionka tak, by nie narazić pozostałych na zbicie i przy okazji siebie?, zapytała sama siebie po raz wtóry tego wieczora, grając z Albusem Dumbledorem w mugolskie szachy. 

Dlaczego mugolskie? 

Otóż, nauczyciel Transmutacji stwierdził, że taka rozgrywka będzie znacznie ciekawsza i zabawniejsza. I rzeczywiście tak było.

W końcu zdecydowała się na ruch, który był bardzo ryzykowny, ale jeśli wszystko poszłoby po jej myśli, to wygraną miała w kieszeni. Smukłymi palcami zwinnie pochwyciła białego skoczka i postawiła go na czarnym polu, zbijając z powierzchni czarną wieżę.

Spojrzała dumnie na profesora, w jednej chwili tracąc myśl o zwycięstwie, gdy zobaczyła jego pobłażliwy wzrok. Starzec jednym szybkim ruchem pozbył się jej skoczka i nie zważając na jej zawiedzioną minę, pociągnął łyk herbaty ze swojej filiżanki, a następnie podjął się rozmowy na dość drażliwy temat.

— Ty również zauważyłaś, moja droga, że Tom bardzo zbliżył się do twojej młodszej siostry w ciągu tych kilku miesięcy? 

— Co ma, profesor, na myśli? — spytała uprzejmie, nieudolnie kryjąc cień złości w oczach. Nie miała ochoty rozmawiać na ten temat. 

— Dokładnie to, o czym ty teraz myślisz. — Uśmiechnął się życzliwie, zbijając jej kolejnego pionka z planszy. Arlette nieświadomie rozdziawiła usta. To był jej ostatni ważny pionek.

— Cóż, wygrał pan. Gratuluję — przyznała niechętnie latorośl gałęzi d'Èmeraude'ów, wstając.

Chociaż na planszy wciąż stał biały goniec, król i dwa zwykłe pionki. Nie mogło się to jednak równać z czarną królową profesora, gońcem, drugą wieżą i pięcioma pionkami. I oczywiście królem, który był dobrze przez nie chroniony.

— Tak właśnie i ty możesz wygrać ze swoją siostrą. Używając sprytu, moja droga.

Dziewczyna nie pofatygowała się o odpowiedź, jedynie skinęła głową z niewesołym uśmiechem na ustach i ruszyła gdzie ją nogi poniosą. Snując się tak korytarzami akademii, rozmyślała nad słowami nauczyciela z Hogwartu.

— Dziwny człowiek — skwitowała, wypędzając ze swoich myśli staruszka o wiecznie życzliwym spojrzeniu. 








Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now