Les Quarante et unième Chapitre

1.1K 128 38
                                    

Dziewczyna siedziała na szczycie schodów, z łokciami na kolanach, podpierając głowę na dłoniach. Perłowe włosy miała podkręcone i upięte w misterny kok, znad którego wystawała diamentowa spinka. Ta z kolei miała przypominać tiarę. Z koka spływało kilkanaście pasm i opadało na plecy. Sama suknia była burgundowa, lekko przylegająca do ciała, a opierała się tylko na cienkich ramiączkach, które były niczym siateczka wielu nitek. Spódnica stroju miała wiele, lekkich płatów materiału, które falowały przy każdym ruchu.

Adeline była znudzona. O ile wcześniej było kilka osób, które zabawiały ją rozmową, to teraz wszystkie tematy już się wyczerpały.

Jeszcze kilka minut temu mignął jej przed oczami Riddle, ale nie wydawał się zainteresowany rozmową z nią, czy też nawet przebywaniem po tej samej stronie sali, co ona.

Nagle, naprawdę zupełnie niespodziewanie, przysiadł się do niej przystojny, młody gentleman, obdarzając uroczym uśmiechem. Znała go. Może nawet nie tyle znała, co kojarzyła z widzenia, a mimo to marszczyła brwi, nie mogąc sobie przypomnieć skąd go zna.

Poniewczasie odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała w jego stronę, zauważając, że (na oko) dwudziestotrzyletni mężczyzna ma urocze dołeczki, kiedy się uśmiecha.

- Bonsoir? - zapytała.

- Bonsoir, Adeline - odparł z jeszcze szerszym uśmiechem. - Widzę, że mnie nie pamiętasz.

Zarumieniła się ze wstydu, i machinalnie poprawiła włosy, odwracając wzrok.

- Faktycznie nie. Znaczy… jestem pewna, że już się kiedyś spotkaliśmy, ale nie…

- Kiedyś przyjechałem z ojcem do was na święta - odparł, nadal obdarzając ją uśmiechem.

W jej oczach błysnęło zrozumienie.

- Charles.

- Dokładnie tak! - Tak jak zwykle uderzył dłonią w udo. Ktoś pewnie by klasnął. - Twoja matka stwierdziła, że to przyjęcie urodzinowe nie może się obyć bez mojej osoby.

Uśmiechnęła się kącikiem ust i podniosła się, przytrzymując barierki. Powiedziała, powoli schodząc:

- Tak, z pewnością moja siostra ucieszy się na widok Charlesa d'Argenson'a na przyjęciu z okazji jej urodzin.

- Na cóż ta ironia? Wiem, że nigdy zbytnio się nie lubiliśmy z Arlette, ale jak to twoja matka zawsze powtarza…

- ...możesz nie lubić d'Argenson'ów, młoda damo, ale nie możesz zaprzeczyć, że jest to dobra partia - dokończyła Adeline, parskając śmiechem.

Kiedy zeszli ze schodów zaproponował jej ramię, które przyjęła, i tak weszli do sali pełnej gości.

Razem.

Starsze kobiety natychmiast zaczęły plotkować. Jakże typowe, pomyślała najmłodsza z panien d'Émeraude. Nawet gdzieś z tłumu wyłowiła dumne spojrzenie matki. Westchnęła.

- Tak, też to widziałem. Najwyraźniej wasza matka chce jak najszybciej się was pozbyć.

Zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć, a on ponownie obdarzył ją szerokim uśmiechem. Natychmiast do głowy wpadła jej myśl, że Riddle nigdy nie posłał jej takiego uśmiechu. Jeszcze ani razu w ciągu tych pięciu miesięcy. Nie wiedzieć czemu posmutniała. Charles zrozumiał to nieco zbyt opacznie.

- Źle to zabrzmiało.

- Nie o to chodzi - odparła, kładąc uspokajająco dłoń na jego ramieniu.

Naraz wybrzmiał walc angielski. Monsieur d'Argenson zabrał dłoń Adeline ze swojego ramienia i ucałował ją, lekko się kłaniając.

- Mademoiselle.

- Monsieur. - Dygnęła i dała się pociągnąć do tańca.

Ich sunięciu po parkiecie przyglądał się Riddle, stojąc przy jednym z wielu szwedzkich stołów i dzierżąc w dłoni kieliszek z szampanem. Jedynie potężna aura mocy powiedziała mu, że zbliża Francuski Minister Magii.

Skinął mu głową i uścisnął dłoń, kiedy ten wyciągnął ją pierwszy. I naraz uświadomił sobie swój błąd… Bo na palcu wciąż miał pierścień, który Adeline powierzyła mu tuż przed finałem turnieju. I który miał oddać.

Pan d'Émeraude uważnie przyjrzał się jego dłoni, a zwłaszcza pierścieniu i jego szafirom. W jego głowie kołatała się jedna myśl: ,,Moja córka mu zaufała. Nie widzę więc przeszkód, bym nie zaczął wdrażać swojego planu''. Jeszcze raz mocno uścisnął dłoń chłopaka, skinął mu głową - a nawet! - poklepał po ramieniu, rzekąc kilka francuskich słów.

Wyobraźcie sobie zaskoczenie monsieur d'Émeraude (które autorki doskonale widziały na jego twarzy, gdy sunęły po parkiecie w czarnych, eleganckich sukniach), kiedy spojrzał w tym samym kierunku co jego żona i Riddle. Jego córka, jego ukochana Adeline, z szerokim uśmiechem tańczyła z synem człowieka, który jako drugi liczył się w całym Ministerstwie Magii. Pan d'Émeraude w tamtej chwili miał większy mętlik w głowie, niż kiedy rozmawiał z Japończykami ostatnim razem.

Walc się skończył, a Adeline i Charles zniknęli się w tłumie.

~·°·~

Było już późno. Najmłodsza z panien d'Émeraude nie potrafiła stwierdzić, czy kieliszek szampana, który trzymał Riddle był tym samym, który dostał na początku bankietu, czy też już któryś z kolei. W każdym razie był wychylony do połowy.

Złapała go, kiedy kluczył między kotarami. Zmierzył ją odrobinę pogardliwym spojrzeniem, jakby ciągle miał za złe tamten taniec.

- Czy mógłbyś już oddać mi mój pierścień? - zapytała, dumnie unosząc podbródek.

Chyba machinalnie oblizał wargę, patrząc jej w oczy, i zastanawiając się. W końcu pokręcił głową.

- Dlaczego miałbym to zrobić?

- Miałeś mi go oddać. Już i tak za długo był w twoich rękach. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Oddaj mi go.

Pochylił się nad nią.

- Zmuś mnie.

- Nie mogę. - Zrobiła smutną minę. - Pierścień nie może być zabrany siłą, inaczej ten, który próbuje go zabrać, traci swoją moc. W skrajnych przypadkach nawet życie.

- Nie oddam ci go tak czy tak - odparł półgłosem.

- Jak mogę cię przekonać? - szepnęła, stając na palcach i teraz już opierając obie dłonie na jego ramionach. Odstawił kieliszek szampana na małą półkę obok.

- Możesz co najwyżej próbować.

Jej ostatnią myślą była ta, w której uzmysłowiła sobie, że właściwe te kotary nie są bezcelowe i chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby ktoś teraz zobaczył, jak Riddle ją całuje, a ona nawet nie próbuje się odsunąć.







Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now