Zemsta

4K 211 682
                                    



* Harry *

Nastał późny wieczór, więc zaczęliśmy sprzątać ogród. Ja jak zwykle musiałem siedzieć, bo jestem w ciąży.

Kiedy wszystko było sprzątnięte weszliśmy do środka. Tleniony zaproponowal, że zrobi nam coś do picia.

- Pomogę Ci. - zerwał się Liam i poszedł na Niallem.

* Niall *

Wlałem wodę do czajnika po czym wstawiłem go na gaz. Liam mi się bacznie przyglądał swoim czujnym brązowym okiem. Kiedy zasypałem wszystkie kubki kawą bądź herbatą podszedłem do bruneta.

Ten objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ni stąd ni z owąt zaczęliśmy się całować. Pocałunek stawał się co raz bardziej namiętny a nasze języki walczyły o dominację, którą wygrał jednak Liam.

- Nie możemy tutaj. - wydusiłem cicho znów całując bruneta.

Ten złapał mnie za posladki i posiadzil na blacie. Włożyłem rękę pod jego koszulkę sunąć rękoma w górę i w dół. Payno zamruczał z aprobatą rozpinając mój rozporek.

Oderwałem się na chwilę i spojrzałem mu w oczy.

- A jak ktoś wejdzie? - zapytałem trzymając jego twarz w dłoniach.

- Są zajęci, a ja mam na Ciebie straszną ochotę Horan. - ściągnął swoją koszulkę i znów przycisnął swoje usta do moich.

No nie mogłem mu się oprzeć on ogólnie jest hot, ale jak jest napalony to brak słów. Po kilku sekundach moje dolne części garberoby leżały na ziemi.

Nagle poczułem w sobie palca bruneta. Jęknąłem cicho starając się nie zwrócić uwagi nikogo z salonu.

- Podoba Ci się to? - szepnął Liam do mojego ucha a mnie ciarki przeszły.

Pokiwałem tylko głową lekko przegryzając wargę i czując już drugiego palca w sobie. Starałem się nie wydawać żadnym dźwięków, ale to było takie dobre.

Liam wiedział co się świeci i zaatakował mnie swoimi wargami. Odwzajemniałem praktycznie każdy pocałunek czując w międzyczasie trzeciego palca.

- Musisz być cicho Niall. - wysapal chłopak cmokając mnie w usta.

Postawił mnie na ziemi obracając mnie tyłem do siebie. Później podał mi swoją koszulkę. Wziąłem ją, ale nie widziałem co mam z nią zrobić.

- Włóż między zęby. - polecił lekko zachrypniętym głosem.

To też uczyniłem i koszulka bruneta znalazła się w mojej buzi. Nagle poczułem główkę penisa przy moim wejściu. Rozluźniłem się najbardziej jak tylko mogłem po czym poczułem aż połowę kutasa w sobie. Jęknąłem, ale koszulka stłumiła hałas.

- Wolisz szybko czy wolno? - zapytał Payne gładząc moje posladki.

Nic nie powiedziałem tylko kiwnąłem raz głową. Moglem wyobrazić sobie ten uśmieszek na jego twarzy. Chwilę później poczułem wolne z początku ruchy bioder bruneta.

Zacisnąłem zęby na koszulce aby powstrzymać nadchodzące jęki.

Liam coraz szybciej przyśpieszał ruchy, po kilku minutach byłem już na krańcu.

- blisko - powiedziałem co wyszło bardziej jak „blysko" przez koszulkę w zębach.

- Mam was kurwa!! Zemsta jest słodka! - za winkla wyskoczył Harry z telefonem w ręku pstrykając zdjęcia. I akurat w tym momencie musiałem dojść, a Lima zaraz po mnie.
Wypuściłem z ust koszulkę oddychając ciężko.

- K-kurwa Styles! - co za cholerny mały gnom.

- Zemsta jest słodka, ha! - Harry zaczął tańczyć jakieś wygibasy co w jego przypadku wyglądało śmiesznie, gdyż przez brzuch miał ograniczone ruchy.

Do kuchni wszedł Louis, robiąc wielkie oczy na zaistniałą sytuacje. Spojrzał nas, a potem na tańczącego Hazze. Uniósł palec do góry otwierając usta, ale nic nie powiedział.

- Kochanie, co ty zrobiłeś? - spytał powoli, Harry jakby dopiero co się skapnął o obecności Lou. Obrócił się i podszedł do mężczyzny.

- Zrobiłem im zdjęcie - podszedł do Louisa wchodząc pod ramię szatyna.

- Louis powiedz mu coś! - fuknął liam, wychodząc ze mnie i zakładając nam spodnie.

Szaty jedynie wzruszył ramionami, całując czoło Hazzy i posyłając mu rozczulony uśmiech.

- Jesteś piękny - było tym co powiedział, Louis do Harry'ego całując go krótko w usta.

- pieprzcie się - fuknąłem, ale nie byłem tym jakoś specjalnie zły.

Louis spojrzał na loczka uśmiechając się do niego, i unosząc go w stylu panny młodej.

- Masz racje, Horan. Chodźmy do sypialni kochanie. - i wyszli

* Harry *

Zemsta była udana, jestem tak szczęśliwy. Ma za swoje irlandzka menda.
Louis niósł mnie na rękach, co było przyjemne ale nie chciałem go przemęczać. Do tego kierowaliśmy się na ogród a nie do sypialni.

- Postaw mnie, jetem ciężki - szatyn popatrzył na mnie zatrzymując się, ale zamiast postawić na nogi. Pocałował mnie w usta.

- Jesteś lekki, i nie dyskutuj. Teraz nie mogę zanieść Cię do sypialni ale wieczorem się tobą zajmę. - uśmiech przyozdobił twarz starszego a ja nie protestowałem już. Nie było sensu się kłócić.

Szatyn wyszedł do ogrodu, i ruszył do stolika gdzie siedziała reszta. Usiadł na naszych miejscach, ale oczywiście zamiast posadzić mnie na krześle obok usadził mnie na swoich kolanach.

- Wiesz, że mogę siedzieć sam? - poprawiałem się siadając wygodniej, aby wtulić się w szatyna.

- Bo chce mieć was blisko siebie, słońce - zagruchał, nachylając się do mojego brzucha, podwijając koszulkę i całują.
Położyłem głowę na jego ramieniu.

- Jesteście uroczym małżeństwem - zagadnął Jason. Lou parsknął śmiechem razem ze mną, staruszek widać było nie wiedząc o co chodzi.

- Nie jesteśmy małżeństwem - powiedział Lou - jeszcze - dodał po chwili, spojrzałem na szatyna, który posłał mi zadziorny uśmieszek. „Jeszcze" odbijało się w mojej głowie. Czyli szatyn wiąże ze mną przyszłość, Harry Tomlinson to brzmi tak idealnie.

My uncle ✔︎ || Larry Where stories live. Discover now