Nieprzespane noce

3.7K 179 998
                                    

Suprise motherfucker !!!!

Hehe

Zapraszamy na ig chcemy zdj waszych min XDD

Bądźcie dzielni i czytajcie!
































* Louis *

Przykro mi panie Tomlinson, nie udało się go uratować. - powiedziała a z jej niebieskich oczu uleciały łzy.

Słyszałem za moich pleców, głośny szloch Jay i Anne i nie tylko jej.

- Nie, nie, nie - powtarzałem, w kółko jak mantrę. To tylko sen to nie jest prawda. Zerwałem się wbiegając do sali, kilkoro ludzi, próbowało mnie zatrzymać, usłyszałem jak doktorka mówi, aby tego nie robili.

Leżał tam skąpany, w bieli. Loki zmatowiałe, usta robiące się sine. Porcelanowa twarz blada. Dotknąłem delikatnego policzka, który był już zimnym. Po powiekami zniknęły te piękne tęczówki, a policzki schowały dołeczki których już nie ujrzę.
Mój Harry moja miłość, mój tlen, mój sens życia.

- Błagam wstań - wyszeptałem, a łzy ciekły mi z oczu - proszę kochanie. - delikatnie objąłem ciało chłopka. -
p-proszę.

Przyłożyłem policzek do miejsca gdzie powinno być serce, nie biło. Teraz już nie płakałem, krzyczałem i miałem to gdzieś, że słyszy mnie cały szpital.
Przecież miało wszytko pójść dobrze.

- Lou - mama dotknęła mojego ramienia - chodź masz dzieci.

- N-nie, nie zostawię go. N-nie

- Musisz, macie dzieci. Cząstkę jego. Harry na pewno by chciał, abyś się nimi zajął. Abyś był najlepszym tatą pod słońcem. - miała racje pewnego dnia rozmawialiśmy o tym. Obiecaliśmy sobie, że jak jedno z nas odejdzie. Będziemy silni dla dzieci.

Podniosłem się patrząc na piękną twarz mojej miłości.

- Dotrzymam obietnicy kochanie, Kocham Cię i nigdy nie przestane. - ostatni raz w życiu pocałowałem te pulchne usta.
I w objęciach mamy wyszliśmy, mimo to ciągle odwracałem wzrok.

- Damy radę kochanie - powiedziała mama.
Musiałem dać radę, musiałem dla Harry'ego.

- Do zobaczenia miłości moja - szepnąłem ostatni raz patrząc, na bruneta.

Ostatni raz nie na zdjęciu.


Nagle usłyszałem płacz jednego z moich dzieci. Szybko wstałem z łóżka i pognałem go pokoju maluszków. Wyjąłem małą April z kołyski po czym przytuliłem do siebie. Malutka wtuliła się we mnie po chwili się uspokajając.

Z jednej strony jestem wdzięczny dzieciom za to, że wybudzają mnie ze snu. Ten sam koszmar trwa już od trzech tygodni.

Pokołysałem jeszcze córkę kilka razy po chwili kładąc ją do łóżeczka i przykrywając kocykiem. Cicho i zwinnie jak ninja wyszedłem z dziecięcego pokoju wracając do swojej sypialni.

Usiadłem na łóżku wdychając lekko, gdy nagle poczułem chude dłonie ma moich ramionach. Uśmiechnąłem się pod nosem odwracając głowę za siebie.

- Dają popalić, co? - zapytał mój ukochany Hazz głaszcząc mnie po plecach.

- Troszkę, ale idzie się przyzwyczaić. - odparłem z uśmiechem złączając na chwilę nasze usta.

- Kładź się Lou, następnym razem ja do nich wstanę. - mruknął cicho jeszcze raz całując mnie na dobranoc.

Mimo tego koszmaru, który powtarzał się co noc byłem szczęśliwy, że Harry żyje i wychowuje nasze dzieci razem ze mną. Jak prawdziwa rodzina.

Westchnąłem przytulając się do niego, i całując w czoło.

- Nadal śnisz ten koszmar - szepnął w mój tors.

- Tak - nie mam pojęcia czemu to, aż tak przeżywałem. Skoro wszytko poszło dobrze. Może uderzyłem się w głowę, gdy mdlałem a mdlałem pięć razy.

- Mój biedny Lou. Ale wiesz teraz już wszystko będzie dobrze. - musi być. Całując usta bruneta, objąłem go mocno i zasnąłem w spokojny sen, oby już się nie powtórzył.

* Harry *

Tym razem dzieci obudziły się o siódmej, będąc pewnie głodne. Wstałem, ruszając do pokoiku, moich skarbów.

- Już mama jest - może wydawać się to dziwne, że chcę aby dzieci wolały na mnie mama, ale mnie się osobiście to podoba. Wziąłem, Willa na ręce, pozostałej trójce dając smoczki. Usiadłem z chłopcem na fotelu, zaczynając go karmić. Kiesy doktor Camile powiedziała mi, że będę mógł karmić pięścią niezmiernie mnie to ucieszyło. Siedząc tak, myślałem a raczej miałem nadzieje, że nie obudziliśmy mamy ani Gemmy.

Kobieta wygrała, sprawę z tatą, a dom został w jej rękach. Sama zaoferowała, żebyśmy z Lou zamieszali tu aż dzieci podrosną. Chciała nam pomoc co było dużym, odciążeniem bo gdy Lou akurat danego dnia miał jakieś spotkanie z klientem bardzo mi ona pomagała.

Szaty sprzedał mieszkanie, a kiedy dzieci podrosną kupimy jakiś dom.
Z moich myśli wyrwał mnie, wchodzący do pokoju Lou. Akurat w momencie w którym, Cloe zaczęła płakać.

- Oj malutka, chodź do taty. - wziął kołysząc dziewczynkę. Akurat Will przestał jeść, dlatego podła mi małą, układając na ręce, zabrał chłopca na chwile odkładając do łóżeczka i podał mi Darcy, przez co dwie dziewczynki na raz mogły jeść. Wziął znów Willa na ręce pomagając mu się odbić. - wiesz kochanie mógłbyś karmić całą czwórkę na raz.

- Jak niby? - przewróciłem oczami, czekając na odpowiedź.

- masz w końcu cztery sutki - nie mogłem się powstrzymać wybuchają śmiechem.

Teraz wszytko szło w dobrym kierunku.


####

Serio Myślenice że jesteśmy takimi zwyrolami i zakończymy to w ten sposób XDD

A tak to nie mogłyśmy się powstrzymać, żeby to zrobić XDD

Sorry not sorry

Kochu was i do następnego.

My uncle ✔︎ || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz