Spotkanie

3.7K 173 258
                                    




* Harry *

- Lou może pójdziemy na spacer, z dziećmi? - spytałem siadając na kolanach szatyna, po nakarmieniu naszych maluszków.

- A nie mają teraz przypadkiem, pory na drzemkę? - spytał układając, dłonie na moich biodrach. Czas kiedy maluchy spały był jedynym, kiedy mieliśmy spokój i czas dla siebie.

- No właśnie jest, ale nie chcą spać. No chodźmy, ubierzemy ich ciepło i przetestujemy przy okazji ten wózek, akurat dzisiaj jest taka ładna pogoda, na spacer. - cóż to była prawda, jak jesień pogarda bardzo dopisywała. Połączyłem nasze usta, w namiętnym pocałunku.

- Dobrze, kochanie. Idź przygotuj ciuchy a ja wózek. Zaraz przyjdę i pomogę Ci przygotować maluchy. - wstałem z kolan mężczyzny, kierując się do pokoju dziecięcego.

Wszedłem do środka, pomieszczenia gdzie słyszałem ciche pomruki dzieci.
Uśmiechnąłem, kochałem moje maleństwa całym sercem.
Podszedłem do dość sporej komody, skąd wyciągnąłem ciepłe ciuchy.
Zajęło mi to jakieś dziesięć minut, ponieważ nie mogłem znaleść czapeczki dla Willa.

- Już jestem kochanie. - Louis przyszedł, posłałem mu uśmiech dając mu, ciuszki dla Willa i April, a sam zająłem się ubieraniem Cloe i Darcy.

- Już słoneczka gotowe. - zaćwierkałem, podnosząc Cloe i powoli idą, na dół. - mamo, przypilnujesz dzieci w wózku? 

- Dobrze, a gdzieś idziecie? - spytała wychodząc ze mną przed dom gdzie stał specjalny wózek, specjalne dla całej czwórki.

- Tak, pójdziemy na spacer. Może maluchy zasną. - położyłem małą wygodnie w wózku, przykrywając złotym kocykiem.

- O a zaszli byście do sklepu?

- Jasne - posłałem kobiece uśmiech, akurat w tym momencie Louis przyszedł z April, podał mi ją i błyskawiczne zniknął w domu. - prześlesz mi listę SMSem.

-  oczywiście - po chwili Louis wrócił z Darcy, ją również  mi podając i znikając po Willa. Spojrzałem na niego z czułością. - Jest dobrym tatą - szepnęła mama, patrząc na Louisa.

- Tak, nieraz wstaje za mnie w nocy, kiedy nawet jest moja kolej. Pracuje ale i tak wciąż ma czas dla mnie. - jak ja kocham tego faceta.

Kiedy cała czwórka była już wózku, razem ruszyliśmy w drogę.

****

- weź jajka - mruknąłem czytając, listę którą wysłała mi mama. Pchając przy tym wózek z dziećmi.
Kiedy Louis, pakował do koszyka kolejne produkty.

- Louis? Harry? - usłyszeliśmy głos za sobą, odwróciliśmy się widząc stojącego Zayna, trzymającego za rękę jakąś dziewczynę.

* Louis *

Jeszcze jego tutaj brakowało. Już myślałem że nie ujrze tej ciemnej mordy nigdy w życiu. Jeszcze ma jakąś panienkę.

- Hej Zayn. - przywitałem się oschle nawet na niego nie patrząc.

- Już urodziłeś Harry. - zagadnął mulat. - A jak tam Jay?

No przysiegam, że zaraz mu coś zrobię. Jeszcze ma czelność pytać o moją mamę.

- Z Jay wszystko w porządku. - odparłem już będąc na skraju przyjebania mu.

- A z jej ciążą wszystko dobrze? - dopytywał jakby z nutką troski.

Żałosne, co ten małolat sobie myśli?

- Z Jay I dziećmi jest okay. - wtrącił się Harry kołyszący wózek.

- Ale już masz duże te dzieciaczki. - oznajmił chłopak podchodząc do wózka.

Stanąłem centralnie za nim przyglądając się jego poczynaniom. Coś tam do nich gadał i wyciągnął to April reke. Przegiął w chuj, złapałem go za bluze przekręcając w swoją stronę po czym wziąłem go za kolnierzyk podnosząc lekko do góry.

- Nie dotykaj moich dzieci, jasne? - warknąłem patrząc my prosto w te debilowate oczy.

- Niech Pan go zostawi! - pisnęła ta tleniona laleczka na co tylko zgromilem ją spojrzeniem.

- Louis, już. Uspokój się to także moje dzieci. - powiedział spokojnie Hazz kładąc rękę na moim ramieniu.

Postanowiłem, że odpuszczę. Postawiłem chłopaka na ziemi dalej patrząc na niego zabójczym wzrokiem.

- Masz się do nich nie zbliżać, zrozumiałeś? I do Jay także... - fuknąłem w jego strone łapiąc za rączkę od wózka.

* Harry *

- Louis, idź powoli, ja Cie dogonie. - powiedziałem ze stoickim spokojem dając mu dostęp do wózka.

- Ale Ha... - chciał coś powiedzieć.

- Proszę Lou, zrób to dla mnie, pogadam z nim krótką chwilkę.

Szatyn mruknął coś pod nosem, ale ostatecznie odszedł powoli a kiedy stwierdziłem, że jest wystarczająco daleko podszedłem do Zayna posyłając mu przepraszające spojrzenie.

- Przepraszam za niego, wiesz jaki on jest. - powiedziałem smutno patrząc na lekko przerażonego mulata.

- Spokojnie, jest okay. Chciałem tylko wiedzieć co z moim dzieckiem. Przemyślałem kilka spraw i głupio postąpiłem reagując w taki sposób. - powiedział spokojnie Zee.

Szczerze byłem zaskoczony jego słowami, jakby no spierdolił bez słowa a teraz coś go naszło i jeszcze ta panienka się nie rzuca, to jest dziwne.

- A kto to Jay? - zapytała piskliwym glosem jakby kurwa mi czytała w myślach.

- Jay to jego ba.... - nie zdążył skończył ponieważ został zgromiony moim spojrzeniem.

- Jay to moja bardzo dobra kuzynka. - oznajmiłem z lekkim uśmiechem patrząc na dziewczynę.

- To o niej mówi Zayn, że ma z nią dziecko. - oznajmiła bardziej niż zapytała.

- No dokładnie. Nie przeszkadza Ci to? - zapytałem lekko zdziwiony.

Dziewczyna zaśmiała się co tylko podrażniło moje biedne bębenki w uszach.

- Zayn postanowił płacić jej alimenty i jak się urodzi to odwiedzać co jakiś czas. - powiedziała blondi z usmiechem na twarzy.

- Oh. - to było jedyne co udało mi się powiedzieć.

- Powiedz Jay żeby się ze mną skontaktowała. Numeru nie zmieniałem. - powiedział mulat lekko spuszczajac wzrok.

Pokiwałem tylko głową w gescie zgody po czym rzuciłem im krótkie pożegnanie idąc w stronę mojego ukochanego z dziećmi.

Czy to możliwe żeby Zayn ot tak się nawrócił, nie wydaje mi się. A może to sprawka kogoś z zewnątrz?

Szybko od goniłem od siebie te myśli, nie powinno mnie to obchodzi, to chyba dobrze że Malik chce wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko.

######

Zenon się nawrócił ??

My uncle ✔︎ || Larry Where stories live. Discover now