Pogrążeni w smutku

3.6K 186 728
                                    




* Harry *

Wstałem o dziwo wyspany, ale samotny bo obok mnie nie było mojego kochanego Lou. Przeciągnąłem się długo i postanowiłem wykorzystać jakoś dzisiejszy dzień, nietylko na wizyte, ale też na jakieś zakupy dla moich pociech.

Zszedłem na dół gdzie oczywiście babcia Jay już krzątała się po kuchni nucąc jakąś piosenkę pod nosem. Przywitałem się z nią buziakiem w policzek i zasiadłem do jedzenia śniadania. W jednym momencie spokojne jedzenie śniadania zmieniło się w chaos.

- Nie rozumiesz, że ja tak tego nie zostawię!? - usłyszałem krzyk taty.

- Ale Des to jest nasze dziecko, nie możesz mu tego zrobić. - kłóciła się mama.

Czyli jednak ojciec nie żartował, mam wypierdalać z jego chaty, bo jestem małą dziwką. Świetnie. Starałem się zignorować tę kłótnie żeby nie ogarnęli, że cokolwiek słyszałem. Spojrzałem na babcie, która widziała, że mnie to zabolało.

- Nie martw się Harry, twój tata jest w szoku. Przejdzie mu za jakiś czas. - powiedziała przytulając mnie z boku.

Nic nie powiedziałem tylko wtuliłem się w staruszkę i tyle wystarczyło żeby moje wszystkie emocje wyszły na wierzch.

- Kiego chuja się tak drzecie? - usłyszałem nikogo innego jak Lou.

- A ty się pedofilu zamknij. - odgryzł się mój tata.

- Jak mnie nazwałeś kurwa!? - wujek już się wkurzył.

Wszedłem do salonu stając na samym środku pomieszczenia. Oboje spojrzeli na mnie kątem oka, a potem znowu zaczęli się kłócić.

- Jesteś jebanym pedofilem, wyruchałeś mi syna, więc teraz oboje możecie stąd wypierdalać! - krzyknął ojciec, a ja zbladłem.

Jedyne co widziałem przed sobą to Louisa zadającego pierwszy cios w szczękę mojego taty. Oczywiście ojciec nie był mu dłużny i tak oddawali sobie cios za ciosem. Ja czułem, że nie miałem siły nawet interweniować słownie, jakby całą energia wyparowała ze mnie przez to jedno zdanie ojca. Potem widziałem już tylko ciemność i nawoływania mojej mamy.

* Anne *

Siedziałam na szpitalnym korytarzu razem z mamą i Niallem, do którego zadzwoniła Jay. Czekaliśmy na jakieś wieści o moim synu, bardzo przeżył poranną kłótnie mojego męża z moim bratem. W pewnym momencie do szpitala wpadł poobijany Louis.

- Gdzie on jest? - zapytał zdyszany.

- I tak do niego nie wiejdziesz, trzeba czekać, usiądź. - oznajmiłam spokojnie.

- Co z dziećmi? Żyją? - dopytywał.

- Louis, siądź na dupie i mnie nie wkurwiaj. - fuknęła mama gromiąc go spojrzeniem.

Louis jakby był jakimś robocikiem usiadł spokojnie obok niej łapiąc się za głowę. Widziałam, że był wściekły, ale i przerażony tym co mogło stać się Harry'emu przez jego bujke z Desem.

- Pani Styles? - usłyszałam swoje nazwisko i od razu poderwałam się z miejsca.

- Co z moim synem? - zapytałam próbując utrzymać emocje.

- Harry jak narazie śpi. Bardzo mocno się zestresowałem co nie jest dobrym czynnikiem dla rozwoju jego czworaczkow. Musi pobyć tutaj jakiś czas, bo jeszcze chwila i mógłby urodzić dzieci nawet w tym momencie a wtedy one miałyby małe szanse na przeżycie. Jak będzie więcej wiadomo to będę się z panią kontaktował. - oznajmił ze spokojem lekarz i odszedł.

Stałam jeszcze przez chwilę jak wryta, lecz mój szok przerwał płacz, płacz mojego brata. Odwróciłam się w jego strone i zobaczyłam go całego we łzach przytulającego się do Nialla.

* Louis *

Strach to jedyne co czułem, teraz. Strach o Harry'ego miłość mojego życia, strach o nasze dzieci.
Boże tak bardzo miałem ochotę wpierdoli. Szwagrowi, że nie zobaczyłem co się dzieje z moim słońcem.

Poczułem dłoń na ramieniu, otarłem łzy i spojrzałem na siostrę.

- Chodźmy do niego - złapałem młodszą za rękę, którą wyciągnęła do mnie i ruszyliśmy do sali bruneta.

Wszedłem do środka a na jednym z łóżek leżał, blady Harry. Omijając łóżko na, którym leżała jakaś brunetka. Praktycznie podbiegłem do mojego skarbca, zagarniając jego twarz w dłonie i całując każdy zakamarek.

- Tak się o was martwiłem, Boże kochany moje słońca. Moje, życie, tlen i wszytko inne. - drobne dłonie młodszego, złapały za moje nadgarstki, a ja połączyłem nasze usta w długim pocałunku.

- Louis już spokojne bo zacałujesz go - zaśmiała się siostra.
Odsunąłem się od bruneta obejmując go w pasie.

- Już jest dobrze, i mam miłe towarzystwo. - zaśmiał się wskazując na brunetkę, która pomachała nam na powitanie. Posłałem jej lekki uśmiech kiwając głową.

Nagle do sali wparował Desmond, stając przed łóżkiem.

- Wyjdź do kurwy - powiedziałem chowają Harry'ego za sobą.

- Nie, wpakuje cię do pierdla skurwysynie a ty wylądujesz na progu! Twoje bachory trafią do bidula! - krzyczał, czułem jak Harry za mną się trzęsie, ze strachu i słyszałem ciche pochlipywanie.
Anne wybiegała po ochronę, a maszyna, do której był podłączony brunet zaczęła pikać. - Zniszczę Cię! Już nigdy więcej się nie zobaczycie.

Po chwili wbiegł lekarz z Anne i ochrona. Przypakowani mężczyźni, wyprowadzili siłą ojca chłopaka, a siostra poszła za nimi.

- Proszę wyjść nakazał lekarz - Harry automatycznie przyległ owijać swoje kończyny w okół mnie.

- Nie, nie, nie, nie - powtarzał jak mantrę nie chcąc mnie puścić.

- Dobrze, może pan zostać. Tylko musi pan pomóc nam go uspokoić. - pokiwałem głową.

Odsunąłem się tak, że lekarze oderwali ode mnie bruneta, który był w totalnej panice.

- Ał!!!! - krzyknął łapiąc się za brzuch a po od kryciu kołdry między nogami bruneta znajdowała się krew. Byłem pewny, że zaraz zemdleje.

Jak przez mgłe pamiętam, jak wypychają mnie z sali. I zasłaniają przestrzeń między łóżkami Harry'ego a brązowowłosej dziewczyny.

* Anne *

Wyszliśmy na zewnątrz z moim rzucającym się mężem.

- Jak mogłeś się zachować tak wobec własnego syna! Nie wstyd Ci?! - za jakiego człowieka wyszłam.

- Nigdy nie lubiłem twojego brata. A teraz chuj trafi do pierdla!

- Dość! Spotkamy się w sądzie, składam pozew o rozwód! Nie zbliżysz się do nas a zwłaszcza do Harry'ego i Louisa!

Zostawiając osłupiałego mężczyznę ruszyłam do sali syna, ale przed drzwiami zobaczyłam klęczącego i zapłakanego Louisa, w objęciach Nialla i Liama.

- Lou co się stało? - spytałam kucając obok.

- Harry...krew...dzieci - nic nie rozumiałam z tego co mówił.

Po chwili wyszedł z sali lekarz a jego twarz, pogrążona była w smutku.

Tylko nie to...

####

🤭🤭🤭🤭

My uncle ✔︎ || Larry Where stories live. Discover now