Bukiet smutnych kwiatów

3.4K 189 417
                                    



* Louis *

Obudziłem się, około ósmej. Nie mogłem spać sam w łożku. Budziłem się co chwila, niemogący znaleźć odpowiedniej pozycji, aby zasnąć. Nie bez Harry'ego obok.

Od tego co się wydarzyło w szpitalu dwa tygodnie temu, czułem się tragicznie. Wyprany życia.

Wszyscy w domu chodzili przygnębieni, ale i tak poradzili sobie szybciej.

zwlokłem się z łóżka, ubierając się w pierwsze lepsze dresy i ruszyłem, do kuchni gdzie urzędowała moja mama, z siostrą.

- Hey, Lou jak się czujesz - zagadnęła siostra, podając mi herbatę, i kanapki.

- źle, jak mam się czuć - mruknąłem i zająłem się jedzeniem.
Kobiety już się nie odezwały patrząc na mnie ze smutkiem, zjadłem szybko kanapki mając ochotę to zwrócić, bo tak naprawdę nie miałem ochoty nic jeść. Ale nie chciałem sprawiać przyjemność mamie i siostrze. - jadę - powiedziałem odkładając talerz i kubek. Ruszyłem do wyjścia zagarniając, klucze, portfel i telefon.

Ubrałem buty i wyszedłem idąc do auta.

Podczas drogi, postanowiłem zajechać do kwiaciarni, kupić najpiękniejsza bukiet kwiatów.
Po tym dojechałem, na miejsce wysiadłem z auta i ruszyłem do miejsca, w którym przesiaduje praktycznie cały czas od dwóch tygodni.



****


Wszedłem do sali szpitalnej, patrząc w pogrążonego we śnie, chłopaka. Spojrzałem na jego bladą spokojną, twarz. Wory pod oczami i spękane usta.

Podszedłem całując, loczka w czoło. Nie chcą go budzić usiadłem obok. Lecz chłopak i tak się przebudził, patrząc na mnie i posyłając lekki uśmiech.

- Jak się czujesz? - spytałem stawiają kwiaty, i łapiąc za zimną dłoń chłopaka.

- Dobrze, ale tęsknie za spaniem z tobą

- wiesz, że musisz być w szpitalu do końca ciąży, dla dzieci. - chłopak wydął wargę, którą po chwili pocałowałem.

- Jak urodzisz, to w szóstkę wrócimy do domu. - od razu twarz chłopaka, rozjaśniła się.

* Anne *

Po zjedzonym śniadaniu razem z mamą i Gemmą pojechałyśmy pozałatwiać nasze sprawy, po wydarzeniach sprzed dwóch tygodni wykopałam Desa z domu, bo nie mogłam na niego patrzeć. Nawet się nie bronił czy coś, poprostu się spakował i wyszedł z mieszkania.

Ja dzisiaj postanowiłam spełnić swoje groźby i pójść do adwokata, myślałam nad tym co jej dokładnie powiedzieć żebym była na rozprawie na wygranej pozycji. Weszłam do gabinetu witając się z kobietą.

- A więc słucham panią, dlaczego chce pani złożyć ten pozew o rozwód? - zapytała pani Edwards.

- Chciałabym go złożyć, ponieważ mój mąż stał się niepoczytalny. - oznajmiłam spokojnie.

Prawniczka zapisała coś w jakimś notatniku spoglądając na mnie zza okularów ledwo trzymających się jej nosa.

- W jakim sensie niepoczytalny? - zapytała poprawiając okulary wyżej.

Spięłam się odrobinę, gdyż nie wiedziałam czy wezmę to co jej powiem na poważnie. Bałam się jej powiedzieć, że mój mąż wyrzucił mojego syna z domu, bo jest w ciąży ze swoim czterdziestoletnim wujkiem.

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na panią Edwards.

- Mój mąż wyrzucił mojego syna z domu i w dodatku zaczął robić awantury. - starałam się to wyjaśnić jak najdokładniej ale bez uszczególniania tego bardziej.

- Rozumiem. A czy wcześniej były takie sytuacje w rodzinie? - dopytywała adwokatka.

- Nie, to się zdarzyło pierwszy raz. - odparłam krótko spoglądając na to co zapisuje pani mecenas.

- No dobrze Pani Styles, napisze odpowiedni pozew, ze wszystkimi zarzutami i żądaniami i wyślę do Pana Desmonta, jak coś by się nie zgadzało to będziemy się kontaktowały. - powiedziała blondynka podając mi rękę.

Odwzajemniłam uścisk dłoni żegnając się z panią Edwards i wyszłam z kancelarii. Szczerze trochę mu ulżyło, że będę miała to niedługo ze sobą. Nie chcę żeby coś stało się moim wnuczętom i synowi.

####

Kogo nastraszył początek?

My uncle ✔︎ || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz