2. Wesele (II) KONIEC

6.7K 244 120
                                    

„Nie szukaj ideału. Bo ideałów nie ma. Znajdź kogoś, kto zdenerwuje Cię jak nikt inny. Kogoś, czyj dotyk sprawi, że odlecisz do innego świata. Przy kim nie będziesz chciała udawać nic."


Nieznany autor 








Gości było tak dużo, że obejście ich wszystkich zajęło mi chyba ponad godzinę. Tutaj ktoś cię zatrzymuje, tutaj pyta o dania, a ty musisz odsyłać...

Byłam już zmęczona, jednak szczęśliwa.

— Holly. — usłyszałam za plecami i próbując przybrać uśmiech, którym nie miałam ochoty szczycić tej osoby, odwróciłam się na pięcie.

— Logan. — wzięłam głęboki oddech.

— Nie chcę niszczyć wam tego dnia, nie martw się. — uśmiechnął się smutno. — Z Nathanem już rozmawiałem. — wskazał kciukiem za siebie. — Dobrze cię widzieć szczęśliwą, prawdziwie szczęśliwą.

— A ciebie skruszonego. — założyłam ręce na krzyż. — Słuchaj, to wszystko, co się kiedyś stało... To bolało, bardzo mnie skrzywdziłeś, zarówno fizycznie jak i psychicznie, ale to nie działa tak, że na całe życie będę cię nienawidzić. Wybaczyłam ci.

— Wiem, po prostu chcę, żebyś wiedziała, że niedługo po tym, co się stało, poszedłem na terapię i już nikogo tak nie zranię. — gestykulował rękami. — I życzyć ci, żebyś już zawsze miała taki uśmiech, jak dzisiaj.

— Dziękuję i jestem z ciebie dumna. — dygnęłam, po czym wróciłam do swojego męża, aby zająć honorowe miejsce, na jego kolanach. — Goście już się zbierają powoli.

— No nareszcie, to miało być krótkie przyjęcie. — powiedział Jules, próbując nakarnić Bethany sałatką ogrodową.

— Też już bym wolał zacząć noc poślubną. — szepnął mi na ucho Nate, na co się zaśmiałam i pacnęłam go w ramię.

— Boże święty, ale się wytańczyłam, chyba na kolejne dziesięć lat. — oświadczyła Mercy, dołączając do nas.

— Dean, skąd taka kondycja u ciebie? — zagadnęła Grace.

— Stary... — dyszał. — To... to nie ja...! — podpierał się na krześle. — W połowie zamieniłem się z Calebem.

— Tancerz, czarodziej, akrobata, wampir na lodzie? — rzucił Nate w stronę Caleba, kiedy ten także do nas szedł. Za nim dreptała zmęczona Julia.

— Ze szpagatami się nie polubiłem. — cmoknął z dezaprobatą. — Do szyi ludzi na lodowisku też się nie dobierałem.

— To nie taki człowiek renesansu. — oświadczyłam prześmiewczo.

— I jednak nie kocha jak człowiek romantyzmu. — odparł z błyskiem w oczach.

Później rozmawialiśmy wszyscy o totalnych głupotach, póki ostatnia osoba nie wyszła.



* * *



— Jestem padnięta. — jęknęłam, robiąc placka na łóżko, twarzą w jego stronę.

— Aż tak? — zapytał Nate, a ja podniosłam głowę, żeby móc na niego patrzeć. Rozwiązywał właśnie krawat.

— Teraz nie wiem. — stwierdziłam, kiedy odpiął pierwszy guzik koszuli.

— No wiesz, kiedyś mi powiedziałaś, że chodzenie w takim stroju powinno mi być zabronione, dlatego się go pozbywam. — podszedł do mnie.

— I tak już pewnie przez ciebie pół sali musiało częściej pić wodę.

— To dobrze, trzeba dużo pić. — uśmiechnął się do mnie. — Ty także wyglądasz w tej kiecce bardzo dobrze, ale... — palcem zsunął jedno ramiączko. — wolałbym cię teraz bez niej. — złożył na moich wargach gorący pocałunek, a później spojrzał mi głęboko w oczy. — Kocham cię.

— A ja ciebie kocham, bardzo. — oplotłam rękami jego szyję i przyciągnęłam do siebie, żeby znowu połączyć nasze usta, bo tylko o tym myślałam przez resztę wieczoru.

Choć Nathan miliony razy dotykał moich ud i całego ciała w taki sposób, robił to pierwszy raz jako mój mąż i to sprawiało, że dziwnie drżałam.

— Zimno ci? — szepnął mi w szyję.

— Nie, jest perfekcyjnie. — odparłam i wygięłam się tak, aby dać mu dostęp do moich pleców.

Później splótł nasze dłonie i przyciągnął nasze ręce nad moją głowę, a kiedy znowu chciał mnie pocałować, ktoś bardzo mocno zastukał w nasze drzwi.

Nate zirytowany wywrócił oczami, a ja się zaśmiałam.

— Tak? — próbował zachować spokój.

— Przykro mi, że akurat w ten dzień, ale jest nagła akcja. — usłyszeliśmy od Julesa.

— No bez jaj... — powiedział sam do siebie Nathan. — Co się stało?

— Ktoś się mści za Charlesa, pochówek George'a został zdewastowany, napadli na nasz stary dom, a teraz jadą tutaj.

Nathan podniósł się, ubrał koszulkę i otworzył drzwi, żeby Julian mógł z nami normalnie rozmawiać, a ja w tym czasie w miarę się ogarnęłam.

— Kobiety oczywiście zostają w bezpiecznym miejscu. — zarządził Nate. — No poza Julią. — dodał. — Tak bardzo cię przepraszam. — rzucił mi spojrzenie.

— Świadomie za ciebie wyszłam, świadoma tego, że takie coś się może odwalić. — przypomniałam mu. — Ten dzień nie byłby normalny, gdyby nie takie coś. — wstałam i poklepałam go po ramieniu.

— Akurat teraz. Nie mogli poczekać dwudziestu minut. — wzniósł oczy ku niebu.

— Nate, kochany, wystarczy ci pięć. — przypomniał mu Jules uszczypliwie, przez co zaczęłam się śmiać. — Idę po Rebeckę.

— Zabiję go kiedyś. — potrząsnął głową. — To nieprawda.

— Przecież wiem, głupku. — pacnęłam go w głowę. — Musisz nas ochronić, żebyś mógł skończyć to, co zacząłeś. — pokazałam mu język. — A taki w akcji i po niej, mimo wszystko, jesteś cholernie pociągający. — dodałam, kiedy już opuszczałam pokój.

— Holly. — zatrzymał mnie.

— Tak?

— Mamy pięć minut. — pociągnął mnie do środka, zamknął drzwi, podniósł i przyparł do ściany, a ja nie mogłam uwierzyć w tego człowieka.

I to wszystko przez te moje niebieskie oczy?

W takim razie polecam wszystkim mieć niebieskie oczy i przypominać komuś ich matkę.

KONIEC. 





__________________________________


Przepraszam za taki odstęp czasu, ale były święta i byłam zabiegana i chciałam spędzić czas z rodziną, bo wyjątkowo te święta były pierwszymi spokojnymi c;

Także spóźnione Wesołych Świąt i Szczęśliwego nowego roku!

Dla mnie dzisiejszy dzień jest wyborny, brawo Kamil, brawo Dawid, skoki to życie do tego stopnia, że kiedyś dla siebie walnę chyba fanfik XDD 

Blue EyesWhere stories live. Discover now