Rozdział 23

11.2K 464 185
                                    

  „Nocą myśli mają nieprzyjemny zwyczaj zrywania się ze smyczy."  

~ Stephen King 





Przewracałem się z boku na bok, wciskałem twarz w poduszkę, napiłem się mleka, ale zasnąć wciąż nie mogłem. Zirytowany położyłem się na plecach i zakryłem oczy ręką. Usłyszałem dźwięk otwierania drzwi, i nie, nie było to subtelne skradanie się, a wparowanie do do mojego pokoju.

— Ty możesz wchodzić do mnie bez pozwolenia, to ja też. Coś za coś. — to była Holly. Uśmiechnąłem się.

— Wiem, że nie śpisz. — dam sobie rękę uciąć, że przewróciła oczami. — Nathan.

— Tak? — nadal zasłaniałem się ręką.

— Nie przyszłam tutaj bez celu. — westchnęła.

— Słucham. — naprawdę byłem ciekaw, co chciała mi powiedzieć. Byłem pewien, że skarci mnie za to w kuchni, albo zacznie się tłumaczyć, że wcale tego nie chciała, a ona zamiast tego, powiedziała to:

— Potrzebuję męskich ramion.

— Że co? — musiałem na nią spojrzeć.

— Ugh. — tupnęła nogą. — Chcę, żebyś mnie przytulił. — powiedziała cicho.

Skłamałbym gdybym powiedział, że nie byłem zaskoczony. Byłem, i to bardzo. Analizowałem jej słowa, dopóki nie przypomniałem sobie, że ona czeka.

— Chodź. — wyciągnąłem do niej rękę. Złapała ją i okrakiem przeze mnie przeszła, a zaraz po tym wtuliła się we mnie, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej.

— Musisz wyglądać jak pieprzony model?

— Widocznie tak. — zaśmiałem się. — I jak? Wygodny ten materac?

— Na pewno lepszy niż mój. — mruknęła. — Myślisz, że oni im coś zrobią?

— Myślę, że wszystko się dobrze skończy. — wcale tak nie myślałem.

— Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą. — szepnęła.

— Wydaje mi się, że mogę je porównać z tym, co powiedziałaś mi w ten pokręcony wieczór, przy kawie. — również szepnąłem.

— Dlaczego szepczesz?

— Bo ty szepczesz. — zaczęliśmy się oboje śmiać. Rysowała jakieś szlaczki na mojej skórze.

Elise robiła tak zawsze przed seksem. Ale to nie była Elise, i wiedziałem, że ona nie robi tego w interesie. Lubiłem to uczucie.

— Jakbym zasnęła, to mnie obudź. — oznajmiła.

— Okay. Obudzę. — zapewniłem ją.

— Trochę dziwnie się czuję, leżąc na jej miejscu. — przyznała.

— Nie leżysz na jej miejscu. Ona nigdy nie leżała w moich ramionach. — teraz mnie to bawiło, kiedyś bym się zamartwiał.

— Ale leżała z tej strony.

— Nie... Raczej na całym łóżku. — uśmiechnęła się.

— Wyjątkowo wygodnicki ten wąż.

— Moja mama nazwała ją dzisiaj żmiją.

— Serio? — wyszczerzyła się. — Ja ci mówię, my jesteśmy jakieś spokrewnione.

— Mój Boże, nie! — na samą myśl mnie paraliżowało.

— Czy to miało mnie obrazić?

— Czyli chciałabyś żeby członek twojej rodziny cię całował? — uniosłem jedną brew. Schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi.

Blue EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz