2. Rozdział 6

5K 252 69
                                    

„Po burzy zawsze wychodzi słońce" 















Wieczór spędzaliśmy w salonie wraz z Grace, Julianem, Deanem, oraz Avril i Rey'em, który czuł się już lepiej. Siedzieliśmy przy kominku, słuchając jakichś durnych historii z przeszłości Goryla, a pusto patrzyłam w płomień, próbując dojść do tego, dlaczego Nathan zachowywał się jak popaprany.

Przed zejściem tutaj chciałam nawet zagaić rozmowę, w której wyjaśniłby mi, o co, do cholery chodzi, ale również mnie zbył.

— Jules, możemy pogadać w cztery oczy? — zapytałam, byłam naprawdę smutna i zdezorientowana.

— Jasne. — po jego słowach wyszliśmy z salonu i przenieśliśmy się do kuchni.

Kuchnia była w zasadzie zabawnym pomieszczeniem. Większość rzeczy działa się właśnie w niej. I dopiero po tylu latach to odkryłam.

— O co chodzi, perełko? — oparł się o blat kuchenny, a rękami klasnął w uda.

— Rozmawiałeś z Nathanem o mnie i wiesz, co się stało? Od dawna próbóję to z nim wyjaśnić, ale on nie chce w ogóle ze mną rozmawiać. — wzruszyłam ramionami i spochmurniałam.

— Nie jestem osobą, która powinna o tym z tobą rozmawiać, ale kibicuję wam od dawna, uważam, że do siebie pasujecie i odpowiednio uzupełniacie, dlatego ci to powiem; Nate słyszał twoją rozmowę z Grace, nie wiem, czy nagle zmieniłaś zdanie, czy tak, jak uważam ja, on coś źle usłyszał. — spojrzał na mnie wyczekująco.

— Co mógł źle usłyszeć? — potrząsnęłam głową.

— Powiedział mi, że Grace powiedziała, że nie chcesz nic od niego, nic nie czujesz, a ty się zgodziłaś, czy jakoś tak. — gestykulował ręką.

— Co za idiota, ja nie wierzę... — uderzyłam się w czoło otwartą dłonią. — Oczywiście, że źle zrozumiał! Rozmawiałyśmy o tym, że nie potrafię zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, a przez to może się wydawać, że nic od niego nie chcę... — westchnęłam.

— Cieszę się, że jak zwykle miałem rację. — uśmiechnął się szeroko. — O wilku mowa...

— Robicie kolacje? — zagadnął Nate, wchodząc do kuchni.

— Tak! Dzisiaj podamy baraninę, w roli głównej Nathan Hale! — wyrzuciłam ręce w górę, jednocześnie rozbawiona i lekko zirytowana. — Nie mogę uwierzyć, że ty, ze wszystkich facetów na świecie, nikogo bym nie podejrzewała o podsłuchiwanie, ale ty? Nate, na litość boską, jak już masz to robić, rób to dokładnie. — powiedziałam wszystko na jednym wydechu, przez co ciężko mi było oddychać. — A nie wyrywaj z kontekstu. Od kiedy stałeś się taki rozkojarzony?

— O Jezu... — Jules zaczął się śmiać. — Miałem rację, stary. — poklepał zaskoczonego Nathana po plecach i zostawił nas samych.

— To znaczy, że... — nie dokończył, uderzył pięścią w ścianę, przez co pękła, a następnie zeszklonymi oczami spojrzał na moją twarz. — Tak bardzo cię przepraszam, Holly. Powinienem ci dać dojść do głosu. Wybaczysz mi? — podszedł bliżej, a mnie miękło serce.

— Oczywiście, że tak, imbecylu, ale nie rań się więcej. — odparłam spokojnie, chowając w dłoniach jego pięść. — Nate, muszę cię o coś zapytać. — spojrzałam mu w oczy. — Dlaczego powiedziałeś, że życzysz mi szczęśliwej historii z Calebem?

— Wydawało mi się, że będzie odpowiednim facetem dla ciebie i... że się sobie podobacie, ale to jednostronne, ty podobasz się jemu. — opuścił głowę w dół, jak szczeniak, na którego się nakrzyczało.

— Moje serce, zawsze, ale to zawsze należało i będzie należeć do ciebie, Nate. — miałam łzy w oczach, sama nie wiem, dlaczego, ale spał mi kamień z serca, kiedy zobaczyłam jego uśmiech.

— W takim razie...

— JEMY BARANINĘ?! DOBRZE SŁYSZAŁEM?! — do kuchni wparował Goryl z nadzieją na dobry posiłek, aż było mi przykro uświadamiać go, że żadnej baraniny nie będzie, ale wtedy przyszedł Caleb i uratował sytuację.

— W zasadzie mogę zrobić. — podrzucił w rękach warzywa i mrugnął do Deana porozumiewawczo, a ja byłam trochę zawiedziona, że przerwali nam moment pojednania, bo w tej chwili już temat zniknął. Jedyne co miałam, to wyjaśnienie.

— Nate! Nate. — przybiegł zaniepokojony George. — Musisz to zobaczyć, chodź. — odciągnął chłopaka, a ja pozostałam ze słabym uśmiechem.

— Damie nie wolno się smucić. — Caleb cmoknął z dezaprobatą. — Nie wypada też gotować, gdy ktoś ma takie umiejętności jak ja, ale... Nie zechcesz mi pomóc? — wyciągnął w moją stronę marchewkę.

— No dobrze, pomogę. — wywróciłam oczami,prawie krztusząc się śliną, żeby zahamować śmiech spowodowany jego miną.

— Świetnie. Cebulę oraz dynię pokrój w równe duże kawałki. Oliwki pokrój w krążki, a kolendrę posiekaj, ja zajmę się mięsem. — podał mi deskę i nóż. Jeżeli Caleb myślał, że zrobię to równo, to był w ogromnym błędzie.

— Wracając do rozmowy, którą nam przerwano; nie musisz odpowiadać, głupiec by nie zauważył, że ciebie i Nathana łączy coś silnego i wyjątkowego. — powiedział to trochę smutno. — Patrzycie na siebie i świat płonie, Holly, a wraz z nim, płoną inni. Iskry między wami są tak wyczuwalne, że... Marzę o tym, żeby przeżyć taką miłość. Nie będzie mi dane, Holly. — westchnął ciężko, a później wrzucił posiekane mięso na patelnie i zaczął przygotowywać jakiś bulion.

— Dlaczego uważasz, że nie będzie ci dane? — zdziwiłam się.

— Szansa, że taki człowiek, jak ja, jak chłopcy, znajdą kogoś, to jeden na milion. — wsparł dłonie na biodrach. — George taką szansę dostał, ale chyba niekoniecznie mu teraz idzie, Nathan ją dostał, ma ciebie, mimo wszystko. — sprostował. — Powiedz mi tak szczerze, kto pokochałby mordercę? Płatnego mordercę?

— Ja pokochałam. — odparłam cicho.

— To wyjątki, wyjątki, na które nie każdy zasługuje, nie każdy ma pisane. Jestem jedną z tych osób, Holly. Żadna inna dziewczyna nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak ty, ale to sprawa przegrana, ponieważ kochasz innego, a ja mam honor. — potem zapadła długa cisza, nie wiedziałam, co powiedzieć.

Caleb przełożył mięso do naczynia żaroodpornego, poukładał między nim warzywa, a później zalał to bulionem i wstawił do piekarnika.

— Będzie się piekło jakąś godzinę. — oznajmił.

— Przypominasz mi Wertera. — wypaliłam nagle.

— Hah, trafna uwaga, to jego ulubiona książka. — dopowiedziała Grace, dołączając do nas. — Gotujecie beze mnie? — zrobiła smutną minę.

— Kochani, zrobi się tutaj tłoczniej, bo będziemy mieć dodatkowego gościa. — oświadczył Jules, ale jego wyraz twarzy był... dziwny. 

Blue EyesWhere stories live. Discover now