Rozdział 35

10.2K 423 100
                                    


„Pocałunek jest w miłości tym, czym termometr w medycynie - pozwala dokładnie zdać sprawę z powagi sytuacji."


~ Pierre Daninos 















Wieczór mijał strasznie wolno. Położyłem się do łóżka o jedenastej, minęło tylko pół godziny, a ja odczuwałam to tak, jakby minęło ich cztery.

Zawarczałem w poduszkę i jęknąłem z irytacji. Ostatecznie się podniosłem i wylądowałem tam gdzie zawsze. W kuchni.

— Też nie możesz spać? — pytanie George'a mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że zastanę tutaj akurat jego.

— Dobra, nie odpowiadaj. — machnął lekceważąco ręką. — Ja nie mogę spać, bo myślę o dziewczynie, ty nie możesz spać, bo także myślisz o dziewczynie, Jules też pewnie nie śpi, a Dean nie ma takich problemów. — zaśmiał się, upijając łyk jakiegoś soku, chyba z procentami.

— O jakiej dziewczynie mówisz? Mercedes? — oparłem się o blat i wziąłem do rąk jabłko.

— Ta. — prychnął.

— Co z nią? — zmarszczyłem czoło.

— No właśnie nie wiem! — rozłożył ręce z bezradności. — Przespałem się z nią raz i nie chcę więcej spać z nikim innym.

— George, przyjacielu. — zagwizdałem. — To się nazywa zadurzenie.

— Nie! Precz mi z tymi słowami! Nie, to na pewno nie jest to. — zadarł głowę w śmieszny sposób. — Twoja sytuacja jest gorsza, bo ty kochasz Holly.

— Nie kocham jej. — wzruszyłem ramionami, gryząc jabłko.

— Człowiekuuu... — przewrócił oczami. — Pierdolisz takie farmazony, że Shakespeare się w glebie przewraca. — roześmiałem się i pokręciłem głową z niedowierzania.

— Nie da się kogoś kochać od tak. — pstryknąłem palcami.

— Naprawdę? — zironizował. — Nie kochasz jej od tak — zmałpował mój gest — tylko zdarzyło się wiele rzeczy, które was do siebie zbliżyły. Zwierzyła ci się z naprawdę bolących tematów. — przeszył mnie wnikliwym wzrokiem. — A skoro pozwalasz jej odejść, to ją kochasz.

— Nie wiem, dla mnie to niemożliwe. Miłość pielęgnuje się w związku i tak dalej... — westchnąłem. Skończyłem jeść jabłko i bawiłem się ogryzkiem.

— Może tak, może nie. — cmoknął w powietrzu. — Chwytaj okazję, póki nie spierdala. — odparł, patrząc w jakiś punkt na ścianie.

— Sam się zastosuj do tej złotej rady, co? — skinąłem na niego.

— Ja i Mercy to coś innego. Dobra, zwijam spać. Może przyśni mi się stado jednorożców, które morduję za pomocą piły mechanicznej, a potem wypycham nimi poduszki. — zastanowił się na chwilę.

— Stary, twoja wyobraźnia mnie przeraża. — powiedziałem zgodnie z prawdą.

— Mam coś w sobie z psychopaty. — poruszył zabawnie brwiami i zniknął w ciemności, zostawiając mnie samego.



* * *


Obudziłem się i od razu zbiegłem na dół, ale jedyne co zobaczyłem, to Holly wsiadająca do samochodu swojej mamy. Otworzyłem usta zdumiony i stałem tak dobre kilkanaście minut, gapiąc się w okno.

— Nate, w posąg się bawisz? — zapytał żartobliwie Julian. Odwróciłem się do niego i wskazałem ręką na kierunek, w którym odjechała Holly.

— Pojechała.

— No pojechała, i co? — szczerzył się.

— Pojechała... Tak bez niczego?! Ani głupiego „pa"?! — poczułem się tak, jakbym dostał soczystego liścia w twarz.

— Z nami się pożegnała. — wzruszyła ramionami Grace. — Mogłeś wstać wcześniej. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje! — wyrzuciła ręce do góry.

— Jest pieprzona szósta dwadzieścia, a wy wszyscy na nogach. Nie podoba mi się to. — włożyłem ręce do kieszeni, by po chwili je wyciągnąć i złapać się za włosy.

— Właśnie dlatego wstaliśmy, żeby się z nią pożegnać! — zawołał Goryl z sąsiedniego pokoju.

— Ja w to nie wierzę. — schyliłem się tak, jakby brakowało mi powietrza. — Idę się z tym pogodzić. — zakomunikowałem i wróciłem do pokoju. Trzasnąłem drzwiami i kopnąłem w kant łóżka. Bolało w cholerę, ale musiałem wylądować złość.

Było mi przykro i byłem wściekły. Po tym wszystkim, liczyłem jednak na coś więcej.

Rozgoryczony zacisnąłem powieki i poczułem ukłucie w sercu.

W swojej konsternacji trwałem chyba z dobrą godzinę, zanim ktoś nie zapukał do moich drzwi, ale nie miałem ochoty ich otwierać. Pukający nie ustępował, ja też nie. Chciałem być sam.

— Nie wiem czy wiesz, ale powinieneś mi otworzyć. — osoba pukająca wpuściła się sama. Przed moimi oczami stanęła Holly z serdecznym uśmiechem. Zrobiłem wielkie oczy.

— Co? Mam coś na twarzy? — zdziwiła się. Ja także byłem zdziwiony.

— Przyszłaś się jednak pożegnać? — zakpiłem, ale nie chciałem aby tak wyszło.

— Przyszłam ci powiedzieć, że bez względu na to, co zrobiłeś, bez względu na to, kim jesteś, ja i tak zawsze, ale to zawsze będę cię mieć w sercu. Nie mogę cię z  niego wyrzucić, nie da się tak, Nathanie Hale, gdybyś tylko... — po jej policzku spłynęła łza. — Nie mogę być z kimś, kto zabił moją kuzynkę, próbowałam to wyprzeć, ale tak się po prostu nie da. Przeklinam cię, Nate, w innym życiu, gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, to miałoby szanse, ale w tym momencie jej nie ma. I nigdy nie miało. 

Moja twarz także była mokra. Prawda bolała, bolała gorzej, niż kula w ramieniu. 

— Będę was odwiedzać, żegnaj. 

— Do zobaczenia, Holly. — wysiliłem się na uśmiech przez łzy, kiedy opuszczała mój pokój. 

Kiedy opuszczała mnie. 

Blue EyesWhere stories live. Discover now