Rozdział 4

15.8K 617 0
                                    

  „Trudno zaplanować coś na przyszłość, kiedy przyszłość okazuje się zupełnie inna od tego,co zaplanowałeś."  

~ Rick Yancey 




Obudziłem się w złym humorze. Bóg jeden wie dlaczego, ale nie miałem ochoty wstać i jechać na te cholerne wakacje. Na samą myśl mnie mdliło, a to mi się nie podobało.

Elise pałętała się już po pokoju od świtu, co mnie niezmiernie denerwowało, gdyż sam co chwilę się budziłem i z wyspania nici.

— Dasz się człowiekowi zdrzemnąć? — zapytałem naburmuszony.

— Zdrzemnąć się? Nate, na litość boską! Wstawaj! — rzuciła we mnie poduszką, którą ówcześnie wzięła z końca łóżka. Zrobiłem skuteczny unik, a potem przykryłem twarz przedmiotem, który miał mnie trafić.

— Chwila. — wymamrotałem.

— Jaka chwila?! — byłem pewny, że oparła dłonie na biodrach. — No zbieraj się. — rozkazała, ale ja nie miałem takiego zamiaru. Zaczęła ciągnąć za kołdrę.

— Ej! — wydałem z siebie odgłos niezadowolenia.

— Nathan, wstawaj juuuż! — wrzasnęła, tupiąc nogą. — Za godzinę mamy samolot.

— CO?! — wyskoczyłem z łóżka jak oparzony.

— Właśnie! — przewróciła oczami. — Czekam na ciebie na dole. Masz być za dwadzieścia minut i ani sekundy dłużej. — pogroziła mi palcem.

Przedrzeźniałem ją przez chwilę i zająłem się tym, co trzeba. Kiedy zszedłem na dół, jak zwykle uderzył mnie jakiś zapach. Tym razem kawy. Zadowolony wziąłem kubek, nalałem pełny i wypiłem za jednym zamachem.

— Myślałam, że polecimy same. — zaśmiała się Grace, czochrając moje włosy.

Na szczęście nie wpadłem na taki pomysł i ich wcześniej nie ułożyłem.

— Ogniem i mieczem bym go z tego królewskiego łoża wydarła, gdyby sam się nie ruszył. — powiedziała Elise, mierząc mnie wzrokiem. Jej twarz szybko się zmieniła na pogodną, a tuż po tym dziewczyna podeszła do mnie, po czym złożyła pocałunek na moim czole.

— Nie dostaniemy nawet śniadania? — Dean zrobił minę szczeniaczka, łapiąc się za swoją łysą głowę. Grace roześmiała się serdecznie i wyjęła z lodówki talerz, na którym piętrzył się stos naleśników. Na ten widok zaburczał mi brzuch.

— Hej! — skarciła mnie przyjaciółka. — Nie patrz tak na to. W Toskanii, mój drogi, zjesz o wiele lepsze jedzenie. Ba! Uczta bogów cię czeka. — pomasowała moje ramiona, na co Elise patrzyła skrzywiona.

Nie rozumiałem tego. Tyle razy wałkowaliśmy temat mojej relacji z Grace, że mógłbym tym wymiotować przez najbliższe stulecie.

— Witam, witam. — zawołał wesoło George.

— No witamy, witamy i żegnamy. — odparła rozbawiona Elise, zabierając z ziemi bagaże.

— Ludzie. — do kuchni wszedł Jules. Wyglądał na skołowanego. — Jest problem.

— Jaki znowu problem? — jęknęła Elise.

— Tamta dziewczyna. — westchnął.

Mieszka parę myśli stąd. — zanucił Dean.

— Co? — rzuciłem mu pytające spojrzenie.

— Nic. Takie tam, polskie przeboje. — machnął lekceważąco ręka.

— Co z nią? — zapytałem.

— Mówię przecież, że jest problem.

— Nie no... Trzeba było ją zabić, jak tam byliście! — krzyknęła zdenerwowana brunetka.

Blue EyesWhere stories live. Discover now