2. Rozdział 1

6.6K 280 72
                                    





„— Holly, jestem mordercą.

— Jesteś lepszym człowiekiem, niż niejeden na tym świecie! Nie chcę tego tak kończyć.

— Znajdę sposób, żeby utrzymać kontakt, możesz być tego pewna."





Wspomnienia zalewały mnie falami i nie mogłam się skupić na swojej pracy, nie mogłam się skupić, bo każda myśl krzyczała:

Holly, jesteś idiotką.

Minęło dokładnie sześć lat od wszystkich wydarzeń, sześć lat, odkąd nie żyła Tessa, sześć lat, odkąd urodziła się Bethany, sześć lat, odkąd Mercedes znalazła swoje szczęście i sześć, pieprzonych lat, odkąd ja olałam faceta mojego życia.

— Nienawidzę róż! — zaczęłam wyrzucać kwiaty z bukietu w brutalny sposób, po czym uderzyłam pięścią w blat kwiaciarni, bo przez te sześć lat się jej dorobiłam.

— Woah! Co ci zrobił ten biedny bukiecik? — obok mnie pojawiła się moja przyjaciółka.

— Nienawidzę róż. — powtórzyłam.

— Tak, ale osoba, do której mają zostać wysłane raczej je lubi, więc daj im święty spokój. Jak ma na imię ta szczęściara? — wzięła bilecik i zamarła, po czym uśmiechnęła się szeroko. — Nie wiedziałam, że żmije dostają kwiaty.

— Żartujesz sobie? — wyrwałam jej karteczkę. Kwiaty rzeczywiście miały trafić do Elise. — Musze znaleźć te najbardziej padnięte. — zaczęłam szukać najbrzydszych róż w akompaniamencie śmiechu Mercy.

— A właśnie, jedziesz sama, czy zabierzesz się ze mną na urodziny Deana? — zastukała palcami w drewno, czekając na odpowiedź.

— Chciałam przekazać ci prezent, nie powinnam tam jechać. — spojrzałam na nią. Prawie się popłakałam.

— Daj spokój, między wami jest przecież dobrze, w tym roku ani razu tam nie byłaś, to twoi przyjaciele. I nie, nie myśl sobie, że Nate nie chce cię widzieć, gdyby tak było, przez ostatnie lata w ogóle byście się nie widywali, a on kurczowo szuka momentów, w których mógłby cię spotkać, Holly. — złapała moją dłoń.

— Dobrze, pojadę tam, bo ty tam będziesz, bo George'a dawno nie widziałam, bo Bethany, bo Grace się za mną stęskniła, bo Jules to Jules, i są urodziny Deana, a on nie ma kciuka.

— Co ma do tego kciuk? — potrząsnęła głową. — Kończ ten bukiecik i się zbieraj, nie chcę tam być późno.

— Dalej się zastanawiam, dlaczego wciąż nie zamieszkaliście z George'm razem. — oddałam bukiet kurierowi, zabrałam prezent i wyszłyśmy z kwiaciarni.

— Zrobimy to po ślubie. — zawsze to mówiła. — Wsiadaj. — skinęła głową na samochód.

Bałam się tam jechać. To prawda, że unikałam jak ognia kontaktu z Nathanem, mimo tego, że tęskniłam za nim cholernie i każdej nocy marzyłam o tym, aby jeszcze raz mnie przytulił, aby mi wybaczył to, jak go potraktowałam. To było sześc długich lat bez wszystkiego, co mogłam mieć, gdybym nie myślała w taki sposób, w jaki myślałam; co ludzie pomyślą? Zabił moją kuzynkę.

Przecież i tak nikt by nie wiedział, a ja... Ja już dawno zapomniałam, że Nate jest płatnym zabójcą.

Dojechałyśmy na miejsce, a mnie prawie żołądek skoczył do gardła. Zaczęłam panikować.

— Uspokój się, będzie dobrze. — pocieszyła mnie Mercedes. Zastukałyśmy do drzwi, a po chwili otworzyła je nam Grace.

— A! HOLLY! — rzuciła mi się na szyję, a po jej krzyku do drzwi dobiegła także Bethany.

Blue EyesWhere stories live. Discover now