Rozdział 14

11.6K 532 129
                                    

  „Żyć to znaczy dziękować za słoneczny blask i miłość, za ciepło i czułość, których jest tak wiele w ludziach i rzeczach."  

~ Phil Bosmans



— Co ty, kurwa, odwalasz? — zapytała z pretensją Elise, kiedy bez słowa położyłem się spać.

— Nic? Jestem zmęczony. — fuknąłem.

— Niby czym? — prychnęła. — Graniem w Monopoly? — zadrwiła. Po co Dean o tym wspominał?

— Tobą. — nie wytrzymałem.

— Co? Czy ty się słyszysz? — założyła ręce na krzyż i podeszła do łóżka.

— Nie, mam problemy z uszami. Zapiszesz mnie do laryngologa? — spojrzałem na nią z pod byka.

— Nathan, możesz mi wyjaśnić jak dorosły człowiek, o co ci chodzi? — oparła czoło o dłoń.

— Już ci to powiedziałem. Kup sobie borówki, podobno służą pamięci. — przewróciłem oczami.

— Serio? Będziesz się fochać, bo nie odzywałam się raptem trzy dni?

— Pięć dni. Zapomniałaś chodzić w szkole na matematykę? — widziałem jak zaciska piąstki.

— Jesteś żałosny. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, tym bardziej z to...

— Doskonale! — wrzasnąłem i zacząłem się ubierać. — Słodkich snów. — trzasnąłem drzwiami i przeczesałem włosy, a potem wypuściłem z płuc powietrze i uderzyłem pięścią w ścianę, przeklinając pod nosem.

Odruchowo skierowałem się do drzwi Grace i lekko w nie zapukałem. Dziewczyna natychmiast mi otworzyła, za co byłem jej wdzięczny.

— Słyszałam. — odparła, wzdychając.

— Czemu jesteście takie skomplikowane?

— Tak chciał Bóg. — zaśmiała się. — Wy nie jesteście dużo lepsi. — poklepała mnie po ramieniu. — Jules powiedział mi o pierścionku.

— Mogłem się tego spodziewać. — moje oczy wlepiły się w podłogę.

— Nie rób tego. Nie oświadczaj się jej.

— Ty mówisz poważnie? — podniosłem na nią wzrok. Miała nietęgą minę. — Nie wierzę, że ty mi to mówisz.

— Cóż, ja nie wierzę, że chciałeś to zrobić.

— Dlaczego? — zmarszczyłem czoło.

— Po prostu. — wzruszyła ramionami.

— Już nie chcę. Szybko mi przeszło. — machinalnie machnąłem ręką. — Muszę się zastanowić, czy jest sens to ratować, czy lepiej zostawić.

— Gdybym była tobą, nie wiem jak bym postąpiła.

— Aleś ty pomocna. — zaśmiałem się, kręcąc głową.

— Wiem, to moja cecha wrodzona. — powiedziała, trzepocząc rzęsami.

— Grace. — zmieniłem ton na poważny. — Sprawdziłem loty. Czemu jesteście tak wcześnie?

— Przysięgam, że nam powiedzieli coś innego. — położyła dłoń na sercu. Wiedziałem, że kłamie.

— Okay. — powiedziałem tylko. — Dzięki.

— Nie ma za co. — posłała mi uśmiech, a potem opuściłem jej pokój i poszedłem do mojego ulubionego pomieszczenia, zwanego kuchnią, a następnie na na kanapę do salonu, mimo tego, że na górze jest kilka wolnych pokoi.

Blue EyesWhere stories live. Discover now