2. Rozdział 3

5.1K 248 90
                                    

„Ten, kto podsłuchuje, najczęściej coś źle usłyszy..."



Gilbert Keith Chesterton - Klub niezwykłych zawodów














Nigdy nie należałam do cichych osób, ale po prostu nie miałam ochoty na rozmowę z nowo poznaną osobą, która w dodatku do bólu przypominała książkowego bad boy'a, co chyba zachwyciło Mercedes.

Na szczęście Grace zdążyła wrócić i ponarzekać, że to ona miała zrobić kolacje i to baby są od kuchni.

Caleb był dziwny, zbyt śmiały, jakby nas znał, a znał tylko Grace.

Chłopcy nie dawali znaku życia i wewnątrz umierałam ze strachu, że coś mogło pójśc nie tak, a bluzę, którą miałam na sobie, kurczowo ściskałam.

— Wyglądasz tragicznie, rzucił cię chłopak? — zapytał Caleb, a ja zgromiłam go wzrokiem.

—Nie miał mnie kto rzucić, ostatni raz to ja rzuciłam. — odparłam beznamiętnie, przypominając sobie, jakim dupkiem był Logan, bo teraz nie miałam z nim kontaktu i nie wiedziałam, czy się zmienił, czy tez nie.

— Wyglądasz na taką. — stwierdził. — Zimną, oschłą, nieczułą. — uraził mnie.

— Mój były chłopak bił mnie dla przyjemności, mój ojciec chciał mnie sprzedać bandytom, ogólnie wiele przeżyłam, więc łaskawie nie wypominaj mi, jaka jestem, nie znając mnie ani trochę. - uśmiechnęłam się złośliwie, a później zdenerwowana poszłam do „swojego" pokoju i rzuciłam się na łóżko.

Nie byłoby mnie tutaj, gdybym odcięła się od tych ludzi, ale ja nie mogłam. Kochałam ich. Kochałam go.

Nie wiem, ile czasu, ile godzin leżałam, płacząc w poduszkę, aż usłyszałam samochód. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam szybko do okna. Chłopcy wrócili cali i zdrowi wraz z Finnem, Rey'em i dwiema innymi osobami, których nie znałam. Była to dziewczyna, która z daleka przypominała Grace, a obok niej szedł chłopak. Niestety niewiele mogłam zauważyć.

Rey kuśtykał, Jules mu pomagał. Dziewczyna szła obok George'a, dziwnie blisko, aż za blisko, a Dean szedł wraz z Nathanem za nimi. Ten drugi wyglądał na bardzo zmartwionego. W pewnym momencie spojrzał w moją stronę, ale światło w pokoju było zgaszone, więc nie mógł mnie dostrzec.

Zbiegłam od razu na dół, nie mogłam się powstrzymać.

— Dzięki Bogu! — Grace rzuciła się na szyję Julesa, całując go po całej twarzy, Mercy zrobiła to samo.

— Muszę zająć się nóżką Rey'a. — z trudem się od niej odciągnął. Dean był dziwnie szczęśliwy, a mina Nate'a mnie wciąż niepokoiła. Stałam niepewna na ostatnim schodzie, nie mogłam się ruszyć do przodu, przecież nie miałam kogo powitać. Nathan stał i długo na mnie patrzył, ale nic nie zrobił, bo przecież to ja powinnam coś zrobić. Zamiast tego, stałam w miejscu.

— Elijah i Avril. — Jules przedstawił nowych przybyszy, kiedy weszłam do jadalni. Ponowny widok Caleba mnie zirytował.

— O co chodzi? — zagadnęła Grace. — Już, na tacy.

— Nie mamy pojęcia, kto chce się nas pozbyć. —Nathan rozłożył ręce bezradnie. —Będziemy szukać tropów, bo ludzie, którzy porwali Rey'a z zespołem, byli tylko podstawieni. Dlatego tak łatwo poszło z odbiciem, sprawy przybrały innych obrót, kiedy zaczęliśmy uciekać. Dobrze, że mieliśmy Rudolfa. - poklepał przyjaciela po ramieniu. - Zgubiliśmy ich dawno temu, więc na sto procent nie wiedzą, gdzie jesteśmy, także o to możecie być spokojne, a... A tym, kto żąda naszych głów, zajmiemy się w piątek. Chcemy się przygotować mentalnie na powrót do tego świata.

— Kurczę, dobrze, że nic wam nie jest. — westchnęła Grace. — Mogliście powiedzieć, że będzie czekał na nas Caleb. — zaśmiała się.

— A tam, niektórzy mieli niespodzianki po kąpielowe. — Caleb puścił do mnie oczko, a brwi Nate'a wystrzeliły w górę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

— Jestem wykończony, idziemy, Avril? — Elijah spojrzał na nią wyczekująco, ale ona była skupiona na tym, jak George operuje nogę Rey'a.

—  Avril?

— A, tak, tak. — ruszyła za nim.

— Mogę to wrąbać? — Dean podniósł miskę z paellą. — Okay, mogę. — wzruszył ramionami i zajął się konsumpcją.

— Ja też padam z nóg. — oświadczył Jules. Poszłam wraz z nim, nie miałam na dole nic do roboty.

— Przykro mi, Holly, że znowu jesteś wplątana w jakieś bagno. — powiedział do mnie, a mnie zrobiło się go żal.

— Przecież to nie twoja wina. I szczerze mówiąc, wolę być tutaj z wami, z Calebem nie, niż kisić się sama w kwiaciarni. Miałam przeczucie, żeby zrobić sobie wolne na czas nieokreślony. —zaśmiałam się.

— Tak czułem, że będziecie mieli zgrzyt z Calebem na początku, ale to dobry chłop. Przekonasz się. — pocieszył mnie. — Tak na marginesie, to ulubiona bluza Nate'a, którą tutaj trzyma.

— Powinnam mu ją oddać? — poczułam się głupio.

— Nie sądzę, że przyjmie, ale zawsze możesz użyć tego jako pretekstu. — pożegnałam się z nim i usiadłam na łóżku w swoim pokoju, aby czekać, aż Nathan także będzie w swoim.




* * *




Obudziłam się o drugiej w nocy, nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam.

— Kurczę... — było mi przykro, że zasnęłam, bo miałam iść oddać bluzę. Westchnęłam ciężko, zdjęłam ją z siebie, złożyłam w kostkę i najciszej jak potrafiłam, odniosłam ją pod drzwi Nathana, a kiedy chciałam się podnieść, akurat je otworzył.

— Holly? — zdziwił się. Ja sama także.

— Myślałam, że śpisz, nie chciałam cię budzić, więc pomyślałam, że ją tutaj zostawię. Teoretycznie mogłam ci ją oddać rano, ale to ja... —plątałam się w myślach, chciałam się już zamknąć.

— Nie musisz mi jej oddawać. — podał mi ją.

— Jules powiedział, że to twoja ulubiona. —spojrzałam na niego, a on ukrywał uśmiech. — Czuję się teraz zawstydzona. - wyznałam.

— O Jezu... — pokręcił głową rozbawiony. — Specjalnie ci tak powiedział. — przygryzł wargi. —Wejdziesz? — otworzył szerzej drzwi. Otworzyłam zdumiona usta, ale weszłam do środka. Nathan był wciąż ubrany, więc pewnie rozmyślał i rozmyślał.

— Czekałem. — westchnął. — Czekałem, aż przyjdziesz do mnie. — spotkaliśmy się wzrokiem.

— Cieszę się, że jesteś cały. — odruchowo złapałam go za rękę, ale szybko puściłam, karcąc się w myślach.

— Muszę zapytać. Po prostu jeżeli tego nie zrobię, to mnie rozerwie. Czy coś się zmieniło? —stanął bliżej mnie. — W stosunku do mnie?

— Tak, Nate, wszystko się zmieniło. — odparłam pełna nadziei. Poczułam, że dostaję od życia kolejną szansę.

Ale jego mina zbladła.

— W takim razie, ja... Ja przepraszam, wracaj do pokoju. — otworzył mi drzwi. Byłam zdziwiona, nie rozumiałam, co się dzieje.

— Dobranoc, Holly.

— Dobra... — przerwał mi trzaśnięciem drzwiami.

Blue EyesWhere stories live. Discover now