„(...) kiedy pozna się kogoś bardzo dobrze, trudno go znienawidzić, a łatwo pokochać."
James A. Owen - Cienie smoków
— Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! — wołała radośnie Grace, niosąc tort z zapalonymi świeczkami, które Dean zdmuchiwał już z pięciu metrów, co mnie rozbawiło.
— Pomyśl życzenie, ale uważaj, czego sobie życzysz. — upomniała go. — I nie na głos!
— Ale ja chcę na głos! — wyrzucił ręce w górę. — Chcę jakąś akcję! — i wtedy zdmuchnął świeczki, a my zaczęliśmy klaskać. Przez moment byłam szczęśliwa.
— Idę po jedzenie do KUCHNI. — oznajmiła wcale nieostentacyjnie Grace. Wstałam zaraz za nią i również się tam znalazłam, wcześniej mówiąc, że jej pomogę.
— Okay, jedzenie jedzeniem, ale powiedz mi, kochana, między tobą, a Nathanem jest...? — szeptała. Wiedziałam, że w głębi duszy ma uradowane serce.
— Według niego wszystko w porządku, po staremu. Z mojej strony czuję jakiś dystans, chciałabym zachowywać się tak, jak kiedyś, ale nie potrafię. Nie będę potrafiła, póki sobie ie przebaczę, a kiedy to zrobię, boję się, że będzie już za późno... — zjadłam łyżkę jakiejś sałatki.
— Holly, zgłupiałaś do reszty? On wciąż do ciebie czuje mnóstwo, całe mnóstwo emocji. Być może nawet cię kocha, nigdy nie przestał o tobie myśleć. — potrząsnęła mną.
— Nawet jeśli, ja się zachowuję tak, jakbym...
— Nie chcesz od niego nic więcej, chcesz tylko się znać, żadnych relacji, o to ci chodzi?
— Dokładnie! — posmutniałam.
— O, Nate, przyszedłeś pozmywać gary? — Grace momentalnie się uśmiechnęła. — Przykro mi, ale jeszcze nie ma, możesz to wziąć. — podała mu tackę z wędlinami.
— Mogę to zjeść po drodze? — zapytał, odsłaniając te swoje piękne zęby.
— Jeżeli cię za to nie zabiją. — wzruszyłam ramionami. — Zjedz.
— Nie mieliby szans. — prychnął, po czym wmaszerował do salony, a my zaraz za nim.
— To była długa wyprawa, co wy tam robiłyście? — zagadnął George.
— Palcówkę, oczywiście. — dodał Dean.
— Tu są dzieci! — tupnęła nogą Grace.
W tedy rozległ się dźwięk telefonu, którego nie słyszałam od lat, a wszyscy spojrzeli w jego stronę zaniepokojeni. Nathan podszedł do niego i niepewnym ruchem podniósł słuchawkę, jakby obawiał się najgorszego.
— Słucham.
— Co się dzieje? — szepnęłam do Julesa.
— Nie mam pojęcia.
— Przy telefonie. — Nate spojrzał na swoich kumpli. — Żartujesz sobie? Ty gnoju. — odłożył słuchawkę. — Wykrakałeś, Dean, Zbierać się, musimy pomóc chłopakom Finna.
— O tak! Co odjebali? — zapytał Dean.
— Ktoś się mści za Dreamers, ja.. ja już dostawałem ostrzeżenia, ale to bagatelizowałem, bo... Mieliśmy z tym skończyć. — przeczesał włosy dłonią. — Widocznie nie można. — rozłożył ręce w geście bezradności. — Ty Jules zostajesz, masz dziecko.
— Nie ma mowy, żaden z was nie strzela tak dobrze, jak ja. — zdenerwował się, a ja stałam przerażona. — Poza tym, niebezpieczeństwo grozi każdemu z nas teraz. Skoro wysyłali pogróżki, wiedzą, gdzie mieszkamy.
![](https://img.wattpad.com/cover/154231569-288-k333588.jpg)
CZYTASZ
Blue Eyes
RomanceCelując każdej ofierze w głowę, patrzył prosto w jej oczy. W oczy Holly, nie potrafił. Nathan Hale jest perfekcyjny w każdym aspekcie, ale nie w jego oczach. Kiedy coś zaczyna, robi to porządnie i do końca. Ma wszystko, czego kiedyś chciał. Luksusow...