2. Rozdział 2

5.7K 247 40
                                    

„(...) kiedy pozna się kogoś bardzo dobrze, trudno go znienawidzić, a łatwo pokochać."

James A. Owen - Cienie smoków






— Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! — wołała radośnie Grace, niosąc tort z zapalonymi świeczkami, które Dean zdmuchiwał już z pięciu metrów, co mnie rozbawiło.

— Pomyśl życzenie, ale uważaj, czego sobie życzysz. — upomniała go. — I nie na głos!

— Ale ja chcę na głos! — wyrzucił ręce w górę. — Chcę jakąś akcję! — i wtedy zdmuchnął świeczki, a my zaczęliśmy klaskać. Przez moment byłam szczęśliwa.

— Idę po jedzenie do KUCHNI. — oznajmiła wcale nieostentacyjnie Grace. Wstałam zaraz za nią i również się tam znalazłam, wcześniej mówiąc, że jej pomogę.

— Okay, jedzenie jedzeniem, ale powiedz mi, kochana, między tobą, a Nathanem jest...? — szeptała. Wiedziałam, że w głębi duszy ma uradowane serce.

— Według niego wszystko w porządku, po staremu. Z mojej strony czuję jakiś dystans, chciałabym zachowywać się tak, jak kiedyś, ale nie potrafię. Nie będę potrafiła, póki sobie ie przebaczę, a kiedy to zrobię, boję się, że będzie już za późno... — zjadłam łyżkę jakiejś sałatki.

— Holly, zgłupiałaś do reszty? On wciąż do ciebie czuje mnóstwo, całe mnóstwo emocji. Być może nawet cię kocha, nigdy nie przestał o tobie myśleć. — potrząsnęła mną.

— Nawet jeśli, ja się zachowuję tak, jakbym...

— Nie chcesz od niego nic więcej, chcesz tylko się znać, żadnych relacji, o to ci chodzi?

— Dokładnie! — posmutniałam.

— O, Nate, przyszedłeś pozmywać gary? — Grace momentalnie się uśmiechnęła. — Przykro mi, ale jeszcze nie ma, możesz to wziąć. — podała mu tackę z wędlinami.

— Mogę to zjeść po drodze? — zapytał, odsłaniając te swoje piękne zęby.

— Jeżeli cię za to nie zabiją. — wzruszyłam ramionami. — Zjedz.

— Nie mieliby szans. — prychnął, po czym wmaszerował do salony, a my zaraz za nim.

— To była długa wyprawa, co wy tam robiłyście? — zagadnął George.

— Palcówkę, oczywiście. — dodał Dean.

— Tu są dzieci! — tupnęła nogą Grace.

W tedy rozległ się dźwięk telefonu, którego nie słyszałam od lat, a wszyscy spojrzeli w jego stronę zaniepokojeni. Nathan podszedł do niego i niepewnym ruchem podniósł słuchawkę, jakby obawiał się najgorszego.

— Słucham.

— Co się dzieje? — szepnęłam do Julesa.

— Nie mam pojęcia.

— Przy telefonie. — Nate spojrzał na swoich kumpli. — Żartujesz sobie? Ty gnoju. — odłożył słuchawkę. — Wykrakałeś, Dean, Zbierać się, musimy pomóc chłopakom Finna.

— O tak! Co odjebali? — zapytał Dean.

— Ktoś się mści za Dreamers, ja.. ja już dostawałem ostrzeżenia, ale to bagatelizowałem, bo... Mieliśmy z tym skończyć. — przeczesał włosy dłonią. — Widocznie nie można. — rozłożył ręce w geście bezradności. — Ty Jules zostajesz, masz dziecko.

— Nie ma mowy, żaden z was nie strzela tak dobrze, jak ja. — zdenerwował się, a ja stałam przerażona. — Poza tym, niebezpieczeństwo grozi każdemu z nas teraz. Skoro wysyłali pogróżki, wiedzą, gdzie mieszkamy.

Blue EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz