Rozdział 30

10.2K 425 84
                                    


„Najpierw są tuż obok, niezdecydowanie, onieśmieleni wytęsknioną bliskością, a potem wpadają w siebie i się w sobie gubią."  



~ Olga Tokarczuk 









Minął dokładnie tydzień od tych przykrych zdarzeń. Ja odzyskałem siły, Dean pokochał swój brak palca, a Grace i Jules wreszcie oficjalnie zostali parą. Grace udała się także na badania, aby potwierdzić ciążę, przez co George chodził cały czas uradowany, powtarzając, że będzie wujkiem, czym denerwował Mercedes. Ja chodziłem jak tykająca bomba, bo obawiałem się, że w każdej chwili ktoś może wparować do naszego domu i znowu porwać Holly. Tykająca bomba dlatego, że miałem wybuchy złości. 

No i dobijał mnie fakt, że Holly czuła odrazę. Nie mogłem się jej nie dziwić. 

— To dziewczynka. — powiedziała nagle Grace, a chłopcy wydali z siebie odgłosy niezadowolenia.

— Kolejna...? — jęknął Dean.

— A weź! — dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.

— Bethany. — odezwał się Jules. — Nazwiemy ją Bethany. — uśmiechnął się na końcu.

— Jezu... — przewróciła oczami jego partnerka.

— No co? Śliczne imię. — oburzył się.

— Tak, ale... — dalej już nie usłyszałem, bo wszedłem na zewnątrz. Dawno nie było tak gorąco. Oparłem się o belki na ganku i wpatrywałem się w chmury, które oświetlało słońce. Narzekałem na deszcz, narzekam na słońce.

Żadna pogoda mi nie odpowiadała.

Zaśmiałem się pod nosem.

— Nie uważasz, że czarna koszulka i czarne spodnie są przy takiej pogodzie głupim pomysłem? — zapytała Holly, a ja momentalnie odwróciłem głowę i zobaczyłem dziewczynę w białej bluzce na ramiączkach i jasno-żółtej spódniczce przed kolano. Włosy miała spięte w koka, a jej twarz zdobił delikatny uśmiech, przez co sam się uśmiechnąłem.

— Upał czy mróz, wyglądać trzeba zawsze dobrze. — wzruszyłem ramionami.

— Może i tak, ale wyglądanie dobrze i smród potu chyba nie idzie ze sobą w parze. — uniosłem brwi.

— A śmierdzę? — stanąłem przed nią i zlustrowałem ją wzrokiem, po czym splotłem ręce za jej plecami. Wydała z siebie cichy śmiech.

— Tak, zaraz umrę. — zironizowała. — Co to za zapach?

— Granat z pomarańczą.

— Podoba mi się. — dotknęła palcem moją klatkę piersiową.

— Wiesz, zawsze możemy brać prysznic razem. Nie będę miał nic przeciwko.

— Chciałbyś. — prychnęła i chciała uwolnić się z moich objęć, ale skutecznie ją powstrzymałem. Ślady po tym, co jej zrobiły nie były już tak widoczne, co mnie cieszyło.

— No problem w tym, że bym chciał. — powiedziałem już ciszej, powodując, że jej policzki przybrały różowe barwy. — Co zrobisz, jak już to wszystko się skończy?

— Nie wiem, czy nie zmienię miejsca zamieszkania. — odparła, ale w jej głosie słyszałem żal.

— Co cię tutaj trzyma? — zmarszczyłem czoło.

— Szczerze? — skierowała swój wzrok w drzewa. — Mercedes. Chłopcy, polubiłam ich. — tutaj wróciła oczami do moich. I skłamałbym, gdybym powiedział, że moje serce właśnie nie fiknęło koziołka.

Blue EyesWhere stories live. Discover now