Rozdział 5

15.3K 588 218
                                    

„Ten, kto ratuje życie jednego człowieka, ratuje cały świat"  

~ Thomas Keneally 



— Co teraz?

— Nie możesz jej zastrzelić na jego oczach. Zaraz się zorientuje. — powiedziałem lekko zawiedziony. I wtedy dziewczyna upadła. Wymieniłem z Julianem zdziwione spojrzenia. Okazało się, że nie tylko my mieliśmy ją na celowniku. Mój brat zareagował natychmiastowo, podbiegając do dziewczyny i jednocześnie wykonując telefon, zapewne na pogotowie lub gliny.

— Kto jeszcze chce ją wysłać na tamten świat? — zapytał Jules, drapiąc się w nadgarstek. Potrząsnąłem głową.

— Nie mam bladego pojęcia. — odpowiedziałem w końcu po dłuższej chwili. Logan gdzieś odszedł, a ona siedziała na ziemi i trzymała się za udo, w które dostała. Inni zamiast jej pomóc, gapili się i robili zdjęcia. Usłyszałem kolejny strzał, ale na szczęście ten ktoś spudłował.

Zaraz, na szczęście?

Wtedy zjechało się chyba z sześć radiowozów.

— Po jakiego grzyba tyle ich się namnożyło?

— Jules, nie wiem, ale coś mi tutaj nie gra. — jeden z policjantów szedł z kajdankami. Julian zmarszczył czoło i znowu zaczął mierzyć, ale nie w nią.

— Co ty robisz?

— Nate, ja też mam serce. — powiedział tylko, zanim zestrzelił każdego policjanta, który wysiadł z samochodu. Patrzyłem na tę scenę zdumiony i nie wiedziałem co zrobić.

— Musimy ją stamtąd zabrać. — oświadczył. — Będę cię osłaniał. — wykonałem znak krzyża i założyłem kaptur na głowę, po czym nasunąłem chustę na twarz.

Ruszyłem przed siebie pewnym krokiem, po drodze spoglądając na inne dziewczyny zaciekawione moją osobą.

Dobrze, że nie pokazałem im twarzy. Padłyby z zachwytu, nie żebym się chwalił.

Kiedy byłem już na tyle blisko, wyjąłem z kieszeni bomby dymne i zręcznie je porozrzucałem. Jules w międzyczasie zlikwidował resztę glin, a ja miałem ochotę przybić mu piątkę. Przykucnąłem obok dziewczyny i napotkałem jej przerażone spojrzenie. W tle słyszałem helikoptery.

— To ty. — wyszeptała drżącym głosem.

— Musisz uciekać. — powiedziałem tylko. — Tutaj nie jesteś bezpieczna.

— Jak na to wpadłeś? — prychnęła. — I nie żeby coś, ale nawet gdybym chciała uciekać, nie mam jak. Postrzeliłeś mnie! — wskazała na swoją ranę.

— Nie maczałem w tym palców. — odparłem spokojnie i wziąłem ją na ręce. Była zadziwiająco lekka. — Zabieram cię stąd. Chciałbym żebyś współpracowała, zgoda?

— No dobra. — oplotła moją szyję rękami i wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi. To było miłe uczucie. Szczerze mówiąc, myślałem, że będzie stawiała jakieś opory, ale poszło gładko jak po maśle. Nawet nikt nie zauważył, że ją stamtąd zabrałem. Idioci.

— Cholera, ktoś cię nieźle urządził. — stwierdził Julian, kiedy położyłem Holly obok niego.

— Bardzo śmieszne. Przecież ty tutaj masz karabin! — rzuciła z pretensją.

— Wiem jak to wygląda, ale daj nam się wytłumaczyć. — poprosił Jules, unosząc ręce w geście obronnym. — Racja. Mieliśmy cię zlikwidować, bo się wygadałaś, ale wtedy zdarzyło się coś, czego nie przewidzieliśmy. Po pierwsze: podejrzewam, że policja myśli, że jesteś odpowiedzialna za zniknięcie twojej kuzynki. Chcieli cię zabrać, dlatego nie żyją. — powiedział z satysfakcją.

Blue EyesWhere stories live. Discover now