2. Rozdział 13

4.6K 214 18
                                    

„Zasiej niepewność w obozie wroga, a wygrana będzie twoja."


Margit Sandemo - Córka hycla






Nie chciałam myśleć o tym, że dwie godziny temu pożegnałam Nathana, bo mimo tego, że w niego wierzyłam, gdzieś przemknęła mi myśl, że może mu się coś stać.

— Czuję się trochę jak w więzieniu, jesteśmy osaczone z każdej strony. — jęknęła Grace, rozglądając się na ludzi, którzy odpowiadali za nasze bezpieczeństwo.

— Gdyby nie oni, pewnie już dawno coś nam by się stało. — sprostowałam. — Szkoda, że nie ma z nami Julii, czułabym się bardziej komfortowo.

— Oj tak, tak... — zgodziła się rudowłosa. — Za to jest tam z Calebem. — poruszyła zabawnie brwiami. — Ona za nim szaleje!

— Szkoda, że to jednostronne. — prychnęła Mercy, a Grace zgromiła ją wzrokiem. — Nie patrz tak na mnie! Podoba mu się Holly, na jego nieszczęście. — broniła się. — Trzeba być idiotą, żeby tego nie zauważyć. — założyła ręce na krzyż i opadła na fotel, ponieważ wcześniej stała.

— Nadzieja matką głupich. — burknęła dziewczyna. — I Nate z tym nic nie zrobił? — zwróciła się do mnie, ale ja nie znałam odpowiedzi na to pytanie.

— Słuchaj, Grace. Nie mam pojęcia totalnie, czy gadali, czy nie, ale nawet jeśli, to myślę, że przeszło to bezproblemowo, bo Caleb zachowuje się bardzo w porządku i zachował wcześniej. — przypomniałam sobie naszą rozmowę.

— To takie smutne... — westchnęła. — Widziałaś, jaką zrobił minę, kiedy doszła do niego wieść o zaręczynach Holly? — patrzyła teraz na Mercy.

— Widziała, serce mi pękało. — przyznała moja przyjaciółka. — Ale co ma zrobić? Przebywa z Holly dużo, nie ma szans się teraz odciąć i zapomnieć. W tym wszystkim żal mi też Julii, która mam wrażenie, zrobiłaby dla niego wszystko.

— Może w końcu da jej szansę. — zastanowiłam się, chociaż pamiętałam, co mi powiedział.

— Myślałaś już o sukni?

— Co? — potrząsnęłam głową. — Nie, oczywiście, że nie. — zmarszczyłam czoło. — Noszę to od wczoraj. — pokazałam pierścionek. — Nawet nie mam pewności, że...

— Nie, nie, nie! Nie mów tak nawet. — Grace zaprotestowała. — Nie będzie więcej ofiar, już dość, już wystarczy. — posmutniała. Nieobecność George'a nadal była bolesna, ale trzeba było żyć dalej. To było okropnie ciężkie.

— Zjedzmy obiad, bo Caleb zrobił wcześniej i pooglądajmy Bridget Jones. — zaproponowała Mercy, a my się chętnie zgodziłyśmy.



* * *




Obgryzałyśmy paznokcie i niecierpliwiłyśmy się okropnie, bo dochodziła już dwudziesta, a wyjechali o czternastej. Bałam się, że napotkali problem, którego nie potrafili pokonać i chyba niepotrzebnie, bo drzwi domu otworzyły się z impetem, a my usłyszałyśmy głośne śmiechy i rozmowy.

— I wtedy wyciągam spluwę i puf! Puf! NIE MA DRANIA! AHAHAHA. —opowiadał Dean. Kiedy zobaczyłam Nathana, wręcz się na niego rzuciłam.

— Woah, spokojnie... — objął mnie mocno. — Nic mi nie jest, skarbie. — pocałował mnie w czoło, ale wolałam poczuć, że jest cały, niż słuchać.

— Twoja kochanka się sprawdziła? — zapytała żartem Grace, patrząc na Juliana trzymającego swoją ukochaną broń.

— Rebecka jest niezawodna, nikt nie przewyższy jej majestatu i urody, jest po prostu wspaniała i idealna pod każdym względem. — złożył pocałunek na lufie i mrugnął do swojej dziewczyny porozumiewawczo.

— W takim razie śpisz dzisiaj z majestatyczną Rebecką, kochanie. — uśmiechnęła się złośliwie w akompaniamencie naszych śmiechów.

— Nikt ci nie kazał. — dołączył do nas Caleb z nietęgą miną, a napięcie między nim i Julią dało się wyczuć od razu.

— Praca zespołowa. Z-E-S-P-O-Ł-O-W-A! Mówi ci to coś? — założyła ręce na krzyż.

— Kłócą się odkąd wyszliśmy z posiadłości, bo Julia mu pomogła. — szepnął mi Nate na ucho. — Chyba duma mu nie pozwala podziękować. — zaśmialiśmy się oboje pod nosem. Wszyscy rozmawiali i byli dziwnie szczęśliwi. Jednak nikt nie opowiedział, co się stało, dopóki nie usiedliśmy w kole w spokoju.

— Ci ludzie nie byli tacy dobrzy, jakie panuje przekonanie, w zasadzie nie mam pojęcia, skąd wzięła się taka opinia. — powiedział Jules. — Na początku myślałem, że to jakaś zasadzka, czy coś, bo zbyt łatwo poszło, aczkolwiek... Problem był tylko z głową Ravens, tam już lepiej przeszkolili ludzi.

— Trwało to tak długo, ponieważ było ich naprawdę dużo, co trochę zajęło, a w dodatku każde, ale to każde drzwi miały alarm. — dodał Nate. — A tamci z głównego gabinetu to były jakieś pierdolone ninja. — zaśmiał się. — I tak sobie z nimi poradziliśmy, Julia zna chyba każdą sztukę walki i wybawiła nas z opresji. Dziękuję. — zwrócił się do niej.

— Nie ma za co. — odparła przez zęby, nadal oczekując podziękowań od Caleba.

— Julia. — odezwał się chłopak, ciężko wzdychając.

— Co? — burknęła.

— Dziękuję, że uratowałaś mi życie. — powiedział spokojnie, patrząc na nią zmęczonymi oczami, mimo których i tak był po prostu piękny. — Ale to było równocześnie niebezpieczne i głupie.

— Zrozumiałbyś, gdyby... — ucięła, napotykając mój wzrok. — Nieważne. — machinalnie machnęła dłonią. Caleb nachylił się do niej i szepnął jej coś na ucho, a ona natychmiastowo zamrugała oczami tak, jakby właśnie powiedział jej o czymś, co mogło zaważyć na losach świata.

— Więc rozumiem. — odchrząknął. — Kontynuując; dawno nie widziałem, żeby ktoś tak żałośnie błagał o litość. Uczta dla oczu, katorga dla serca. — wzniósł oczy ku sufitowi.

— Tak w ogóle, każdy alarm to była data urodzenia któregoś z ludzi. — wtrącił Dean. — Sprawdzałem to z trupami. —wyszczerzył zęby.

— I już...? — zapytałam z nadzieją. — Po wszystkim? — słuchając bicia serca Nathana, miałam nadzieję na lepsze jutro.

— Została ostatnia sprawa. — wtedy moje serce przyspieszyło, ale jego biło dalej spokojnie. Wiedziałam, o co może chodzić, wiedziałam, że tym razem o mnie, ale czym ja zawiniłam? 

— Czego chce od ciebie Charlie, Amando? — tym pytaniem Caleb zgasił cały płomień mojej wiary w koniec kłopotów. Wtedy sobie uświadomiłam, że z tymi ludźmi nigdy nie będzie ich końca. 

No właśnie, czego ode mnie chciał Charlie? 

Blue EyesWhere stories live. Discover now