Rozdział 15

11.8K 505 141
                                    

  „Kiedy przy kimś płaczesz, kiedy pokazujesz mu to, co boli cię najbardziej, to znaczy, że naprawdę mu ufasz."  

~ Zoe Sugg 




Leżałem w ogrodzie na kocu i bez celu gapiłem się w gwiaździste niebo. Nie rozmawiałem z Holly od wczoraj i było mi z tego powodu źle. Jeszcze gorzej było mi z powodu jej ojca. Wiedziałem, że w końcu to się wyda, ale próbowałem odwlekać. Odwlekać najdłużej jak tylko mogłem. Nie potrafiłem sobie tego racjonalnie wyjaśnić, ale w jakiś chory sposób nie chciałem, żeby spotkała ją jakakolwiek krzywda.

W dodatku przed godziną zjawili się tutaj ludzie z naszego gangu, ale mieszkający w innym mieście. Jechali na długoterminową misję i musieli gdzieś zanocować.

Bałem się o Grace i Holly ze względu na nich. Na starcie dali wyraźnie do zrozumienia, że im się spodobały.

Zebrałem się natychmiastowo i wróciłem do domu. Niejaki Rey akurat schodził ze schodów do jadalni, a ja razem z nim tam wszedłem. Byli tam wszyscy oprócz George'a, Elise i Holly.

Usiadłem naprzeciwko Juliana i zmierzyłem przybyszy wzrokiem, ale tego nie zauważyli.

— Macie teraz wolne? — zapytał Finn, na co skinąłem głową. Najnormalniejszy facet z tej piątki i tak samo jak ja, był zabójczy przystojny.

— Zazdroszczę. — zaśmiał się. — My jeszcze osiem zleceń. Więcej nie przyjąłem. — zgasił papierosa. — Wy przynajmniej macie jakieś dziewczyny w tym domu. Jest na czym oko zawiesić, u nas pustki, a trudno jest jechać na ręcznym cały czas, bo na dziwki go nie ma. — sprostował.

— Faktycznie ładne. — powiedział Eliot, patrząc na Grace. Puścił jej oczko, a ona się wzdrygnęła.

Jules, idioto. Może byś spojrzał?

— Jesteś bardzo zajęta? — zapytał nagle, a jej oczy wyszły z orbit.

— Ja...

— Jest zajęta. — odezwał się Julian.

Brawo!

— Bardzo. — dodał, po czym objął rudowłosą ramieniem. Było widać, że jej ulżyło. Posłała mu wdzięczne spojrzenie.

— Nie martw się El, jest jeszcze jedna. Zajebista dupeczka. Byłem u niej. — Rey zrobił rozmarzone oczy, a ja dostałem palpitacji serca. Grace dyskretnie kopnęła mnie w nogę, dając mi do zrozumienia, że powinienem pójść sprawdzić, czy wszystko w porządku.

— Panowie, moja kobieta na mnie czeka. Przepraszam. — wstałem.

— Tylko żeby Elise za głośno nie jęczała. — zagadnął Finn, śmiejąc się.

Szybko znalazłem się na górze i zapukałem w dębowe drzwi. Nic. Postanowiłem tam wejść i nie żałowałem. Holly stała zaszokowana w samym staniku, a do piersi przyciskała koszulkę. Nie sposób było nie zauważyć siniaków na jej żebrach. Kiedy spostrzegła, że przyglądam się tym śladom, szybko je zakryła, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

— Co do kurwy... — złapałem się za włosy. To było niemożliwe, że zrobił jej to Rey, albo któryś z nich. Siniaki były za sine, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Masło maślane.

— Czy Rey coś ci zrobił? — zapytałem delikatnie. Nie odezwała się. — Jeżeli tylko cię tknął...

— Nie, nic mi nie zrobił. Zachował się jak idiota, ale nie zbliżył się nawet o krok, a stał w tym samym miejscu, co ty. — założyła na siebie koszulkę. Pokonałem dzielący nas dystans i spojrzałem prosto w jej niebieskie oczy.

— Holly. — szepnąłem. — Kto ci to zrobił?

— Ale co? — ubrała fałszywy uśmiech.

— Daj spokój, przecież wiesz, że widziałem. — moja twarz przybrała wyraz zmartwionej. Zacisnęła usta w wąską kreskę, a jej tęczówki błyskawicznie się zmniejszyły, same oczy zrobiły się szklane.

— Słuchaj, wiem co o mnie myślisz, masz całkowite prawo. W końcu zabijam ludzi zawodowo, w tym twoją kuzynkę, ale chcę żebyś wiedziała, że możesz mi ufać. — złapałem jej brodę i uniosłem ku sobie. — Powiedz, proszę. — oblizała usta i pociągnęła nosem.

— To Logan.

— Co?! — tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. — Czemu mi nie powiedziałaś?

— Chciałam, ale wtedy ty przeszedłeś i oznajmiłeś, że jesteście rodzeństwem. Nie chciałam robić problemów... Kiedy mówiłam ci, że mój chłopak ma uciążliwe hobby, chodziło mi o bicie. — wyjaśniła, łamiąc głos.

— To się zdarza notorycznie? — nie chciałem nawet słyszeć odpowiedzi.

— T-tak. — wybuchnęła płaczem. — Chciałam od niego odejść, ale wtedy zagroził, że nie skończy się na żebrach, i przez jakiś czas był spokój. Aż do tamtego dnia, w którym zabiłeś Tessę. Przyjechałam do niej, żeby o tym pogadać, nie mogę go od tak rzucić, Nathan ja się go boję, bardziej niż bałam się ciebie. — wyznała, wprawiając mnie w zdumienie.

— Twoja mama miała rację. — odparłem, byłem w stanie konsternacji. — Wiedziałem, że Logan to dupek, ale nie, że aż taki! — wyrzuciłem ręce w powietrze ze zdenerwowania. — Mogę to zobaczyć? — otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie je zamknęła i podwinęła koszulkę.

Swoją drogą bardzo ładny miała kolor.

Niebieski.

Siniaki były spore, na żebrach i, Boże mój, na nerkach. Nie spięła się kiedy jej dotykałem i nie wzdrygnęła się ani razu, co mnie cieszyło.

— Przecież on mógł ci wyrządzić straszna krzywdę. — stwierdziłem. — Co ja mówię, on ci zrobił straszną krzywdę! Wybacz mi, ale ja tego nie mogę tak zostawić. — rzuciła mi spojrzenie pełne przerażenia.

— Dlaczego aż tak się przejąłeś? Chodzi o to, że to twój brat? — głaskała się po dłoni.

— Też, ale... dla mnie jest to nie do pojęcia, że on mógł cię uderzyć, że w ogóle jakikolwiek mężczyzna może podnieść rękę na kobietę. — powiedziałem, kiedy byłem już w progu. Używałem broni, aby zabijać ludzi, w tym kobiety, ale nigdy żadnej nie dotknąłem, to ujmowało im szacunku.  — Zresztą, Logan to jeszcze mały chłopczyk. — usłyszałem śmiech. Spojrzałem na nią zdezorientowany.

— A ty niby kto? Już taki pełny mężczyzna? — założyła ręce na krzyż i uśmiechnęła się cwaniacko. Przekrzywiłem głowę w bok i zlustrowałem ją wzrokiem, od stóp, aż po sam czubek głowy. Podszedłem do niej powolnym krokiem, włożyłem ręce do kieszeni i nachyliłem się nad nią.

— Duży chłopczyk. — szepnąłem, po czym odwróciłem się i wyszedłem.

— Nathan! — wychyliłem głowę zza drzwi, aby mogła mnie widzieć.

— Tak?

— Wiesz co o tobie myślę? — zmarszczyłem czoło. — Myślę, że jesteś inteligentnym, zabawnym, czułym, wrażliwym i piekielnie przystojnym, dużym chłopczykiem. — mrugnęła do mnie jednym okiem.

Który zabił Tess. 

Love is in the air, tudu duuu, Love is in the air.

— Dzięki. — odparłem tylko.

— Nie ma sprawy. Nie zapomnij się jakoś zabezpieczyć, wiesz, jakby żmija akurat pluła jadem.

— Możesz być spokojna. — roześmiałem się i poszedłem do siebie, zostawiając brunetkę w dobrym nastroju.

Mały sukces, a tak cieszy.

Tylko, że ja przestałem się cieszyć, kiedy pomyślałem o Loganie.





Blue EyesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora