2. Rozdział 12

4.7K 262 154
                                    

„Naszym głównym celem nie powinno być wypatrywanie tego, co odległe i niewyraźne, lecz czynienie tego, co leży w zasięgu naszej ręki."



Dale Carnegie - Jak przestać się martwić i zacząć żyć










Panowała napięta atmosfera, bo nikt nie mógł przewidzieć, co się może stać w najbliższej minucie, a co dopiero dniach. W salonie na stole rozłożony był ogromny plan posiadłości Ravens, który był tak szczegółowy, że od razu chciałam pochwalić osobę, która...

— Mogło czegoś zabraknąć, ale nie powinno. — oznajmił Caleb, dłonią obrysowując plan.

— Jest coś, czego nie potrafisz? — zapytała Mercy, byłam jej wdzięczna, bo sama chciałam zadać to pytanie.

— Mam wiele talentów, nabytych i wrodzonych, trzeba sobie radzić, jak pracujesz w pojedynkę. — mrugnął do niej porozumiewawczo. — Uprzedzając pytania, w łóżku jestem kiepski. — dodał. — Więc, są trzy podziemne wejścia, którymi można się dostać, ale pewnie będą obstawione.

— Dlatego my wejdziemy tędy. — Nathan stuknął palcem dach. — Julian zdejmie ludzi na najwyższym piętrze. Będą nam potrzebne liny, bo się po nich spuścimy.

— Mają alarm. — wtrącił Caleb.

— Jules go rozbroi w pięć minut. — zapewnił Nate, a blondy rozłożył ręce w geście bezradności.

— W dziesięć. — sprostował.

— Masz trzy. — Hale spojrzał na niego lekko rozbawiony, ale poważny. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Julian warknął zirytowany i posłał mu ironiczny uśmiech, a Grace zaczęła się śmiać, pijąc gorącą czekoladę z piankami.

— Rozdzielimy się po wejściu na równe grupy, jedni pójdą lewą, drudzy prawą. — tłumaczył dalej Nathan. — Ich szef będzie siedział w piwnicy, bo tam najciężej się dostać. Nie mamy pewności, że z nim nie będzie kogoś jeszcze.

— Jezu, ale nudy. Chodźmy stąd. — wtrąciła Grace.

— Zaczekaj. — Jules złapał ją za nadgarstek. — Zostaniecie z chłopakami z północy. — oznajmił. — Julia idzie z nami. — dodał, widząc nasze miny.

— Niechętnie, ale to prawda. — odezwała się. Po tych słowach ja, Grace i Mercy odeszłyśmy do kuchni. Podobno w zamrażarce czekały lody kawowe, które uwielbiałam.

— Musze zadać to pytanie, przepraszam. — zaczęła rudowłosa. — Myślicie, myślicie... — westchnęła. — Że wszystko się uda?

— Mam taką nadzieję i modlę się do wszystkich gwiazd o to. — chuchnęłam w splecione dłonie. Mnie też nie dawało to spokoju, wszystkie pytania, wszystko to, co się już stało, a co mogło się stać. Nie wiem, czy miałabym siłę przeżyć kolejną śmierć.

— Teraz będą ostrożniejsi. — powiedziała Mercedes. — Zbyt wiele ofiar... — spojrzała w sufit. — Nie możemy pokazywać, że tak się zamartwiamy, bo sami zaczną i się rozproszą. Kobiety to siła mężczyzny, więc musicie się wziąć w garść. — pokazała na nas palcem. — Co tam u Beth? — zmieniła temat.

— Chciałabym już ją przytulić... — jęknęła Grace. — Ciągle pyta o mnie o Julesa, serce mi się łamie, jak słyszę jej głos przez telefon. — zrobiła smutną minę. — Jeszcze trochę i wyściskam ją za wszystkie czasy. Jeszcze nie wiem jak przekażę jej wiadomość, że jej wujek odszedł. — wzruszyła ramionami.

— Jest mądrą dziewczynką. Nie będziesz musiała zbyt wiele tłumaczyć. — pocieszyłam ją. Usłyszałyśmy jakiś wiwat typowo męski, a po nim Dean wszedł do kuchni, pytając o kiełbasę.

— Holly, możemy porozmawiać? — poprosił Nate, więc bez wahania poszłam za nim w mniej zaludnione miejsce, jakim był ogród. Wyglądał na niespokojnego. — Ta misja jest niebezpieczna.

— Wiem. — założyłam ręce na krzyż.

— Bardzo. — dodał.

— Wiem. — powtórzyłam, próbując odgadnąć, co chce mi powiedzieć.

— Posłuchaj mnie. — podszedł bliżej i złapał moje dłonie. — Wszystko, wszystko, co jest moje, gdybym... Gdybym nie wrócił... — przerwałam mu, przykładając palec do jego ust.

— Nie żegnaj się ze mną, Nathanie Hale, bo nie zniosę więcej pożegnań. — wydukałam. — Wszystko, co twoje, będzie nasze, bo wrócisz. Zawsze wracasz. — przypomniałam mu. Jego twarz jakoś pojaśniała. — Uwierz mi, że wszystko będzie dobrze. — pogładziłam jego policzek. — Będę na ciebie czekała, nie zmrużę oka, dopóki nie zobaczę twoich oczu, ponieważ cię kocham, kocham cię, Nate.

— A ja ciebie kocham, Holly. — odpowiedział z uśmiechem, może nawet ulgą, że w końcu usłyszał ode mnie te słowa? — Dlatego chciałbym, żebyś na mnie czekała. — urwał krótko, odsunął się i uklęknął przede mną. — Ale jako narzeczona.

Kompletnie mnie zamurowało. Wszystkie mięśnie w moim ciele zostały sparaliżowane, kolana mi miękły, a twarz stawała się mokra od łez. Nie miałam pojęcia, co zrobić, czułam się jak dziecko.

— Holly, wyjdziesz za mnie?

— Tak, o mój Boże, tak! — kryłam twarz w dłoniach, dusząc się prawie ze szczęścia i przez łzy, a smarki były już na każdym moim rękawie. Nathan wziął moją drżącą dłoń i wsunął mi na palec pierścionek z białego złota z maleńkim, subtelnym diamencikiem. Później rzuciłam mu się na szyję, nadal płacząc ze szczęścia, bo to była najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie od bardzo dawna.

— No to się cieszę. — powiedział tylko mi do ucha. Był bardzo spokojny, ale w zasadzie mi to nie przeszkadzało. Był tak spokojny, jakby wiedział, że się zgodzę, ale czekał tylko na potwierdzenie.

— Mogę się teraz wykrzyczeć? — zapytałam przez łzy. Skinął twierdząco głową, więc zaczęłam skakać i piszczeć z radości, bo nie wiedziałam, jak ją wyrazić.

— Jezus Maria, co się dzieje?! — na ganek wybiegła Grace z łopatą w ręce.

— Po co ci ta łopata? — zdziwił się Nathan.

— A no idę odkopać brata i z nim pogadać, a co? — zironizowała. — Myślałam, że coś się stało! — wrzasnęła na nas. — I widzę, że się nie myliłam, ale to mi nie będzie potrzebne. — odłożyła łopatę. — Holly, dlaczego płaczesz?

— B-bo, bo... — machałam dłonią z pierścionkiem jak popaprana, a ona nie wiedziała, o co chodzi, póki nie zwróciła uwagi na pudełeczko, które trzymał Nate.

— O MÓJ BOŻE! — podbiegła do mnie. — O KURWA! — teraz skakałyśmy obie. — JA PIERDOLĘ! — krzyczała różne rzeczy w akompaniamencie śmiechu Nathana.

— MERCYYYY! — wołała. — MERCYYYY! HOLLY I NATE SIĘ ZARĘCZYLI!

— CO!? — przez okno głowę wychyliła moja przyjaciółka, Julia i Julian. — Dlaczego ja o tym nie wiedziałem? — zapytał ten ostatni.

— Tak wyszło. — wzruszył ramionami Nate.

— TRZEBA TO OPIĆ! — zawołała Grace. — Znaczy, my tak, wy nie, bo macie misję. — sprostowała.

— Tylko jej nie upijcie, masz pod opieką moją narzeczoną. — przypomniał jej Nate.

Byłam jego narzeczoną. Narzeczoną. Jego.

Czy mogłam prosić o więcej? 

Blue EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz