Rozdział 25

10.8K 414 52
                                    

  „Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, w jej figurze lub sposobie w jaki układa włosy. Piękno kobiety musi być widoczne w oczach, ponieważ są one drzwiami do jej serca – miejsca gdzie mieszka miłość."  

~ Audrey Hepburn 




Nie mogłem spać. Tysiące myśli przepełniały mój umysł, a ja w żaden sposób nie mogłem ich okiełznać. To, co działo się w mojej głowie, było istnym bajzlem emocjonalnym. Nie potrafiłem sobie darować tego, że tak po prostu ją puściłem. Nawet nie podjąłem żadnej próby uratowania jej, a przecież ona mogła teraz nie żyć. To przypuszczenie mnie dobijało. Nie znałem jej, była z nami z czystego przypadku, to nierealne, ale... Nawet jeśli mama Holly nie płaciłaby nam za jej ochronę, ja i tak bym to robił. Czułem, że powinienem, że to mój obowiązek bez względu na wszystko. Po prostu mi na niej zależało, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało.

Spojrzałem na zegarek. Dochodziła ósma rano, więc wygramoliłem się z łóżka. Juliana już nie było. Ogarnąłem się i poszedłem do kuchni. Siedział przy stole i przybity pił herbatę.

— Wszystko w porządku? — zapytałem, siadając naprzeciwko niego.

— Można tak powiedzieć. — uśmiechnął się słabo. — Przypał. — wypalił nagle. — Przecież jesteśmy najlepsi, a... A pozwoliliśmy im je zabrać. — zaśmiał się bez krzty wesołości.

— Tak... — przyznałem mu rację i sam zacząłem się śmiać.

— Z czego tak lejecie? — takim pytaniem powitał nas George.

— To histeryczny śmiech. — sprostował Jules.

— Pośmieję się z wami. — dołączył do nas i śmialiśmy się tak, przez jakieś dobre kilka minut, zanim przyszła Mercedes i Dean.

Omiotła nas wszystkich wzrokiem i uniosła brwi.

— Okay... — wyminęła nas, wzięła butelkę wody i uciekła.

W sumie, to się nie zdziwiłem.

— Kiedy tam jedziemy? — zapytałem.

— Jutro. — odpowiedział Rudolf.

— Jutro?! — powtórzył George. — Przecież nie możemy zwlekać, oni mogą je torturować, gwałcić, bić... — złapał się za włosy i uderzył czołem w blat.

— Musisz się uspokoić i mieć pozytywne nastawienie. — odparł mój przyjaciel ze stoickim spokojem. — Bądź dobrej myśli, może właśnie obie biorą kąpiel z bąbelkami.

— Oczywiście. A Deer podaje im wino i ciasteczka. — wywrócił oczami na jego słowa.

— Cóż, życie! — skwitował blondyn i wyszedł z pomieszczenia, aby obejrzeć telewizję. Zrobiłem to samo. Była tam też Mercedes.

Gapiłem się w ekran, widziałem tylko i wyłącznie jakieś rozmyte kolorowe plamy. Nie mogłem się skupić na programie, więc zwyczajnie dałem sobie spokój, kiedy z rozmyślań wyrwał mnie głos George'a.

— Jakie bzdury! — oburzył się. — To wcale nie jest najpopularniejszy sposób otwierania drzwi. — prychnął.

— I rozbrajania bomb. — dodał Jules.

— I samoobrony. — wzruszyła ramionami Mercedes, a my rzuciliśmy jej zaskoczone spojrzenie. Julian wziął pilot i zmienił program.

— Wczoraj, wczesnym rankiem zostały uprowadzone dwie młode dziewczyny. — wymieniłem spojrzenie z Julianem.

— W domu, z którego je porwano prócz trupów, nie było nikogo. Policja zdjęła odciski palców, ale nadal nie ustalono, kto jest sprawcą. W dodatku niedawno złapano grupę płatnych morderców, którzy są odpowiedzialni za serię zabójstw, które miały miejsce w ostatnim czasie. Ofiarami są osoby, które w jakiś sposób zamieszane były w napad na bank, dwa miesiące temu. Jak donoszą źródła, jedną z uprowadzonych dziewczyn jest Holly Fangs. — i wtedy na ekranie pojawiło się jej zdjęcie. Delikatny uśmiech, i te przepiękne, niebieskie oczy.

— To jakieś lewe mają te informacje. — powiedział nagle George. — Skoro za nasze czyny odpowiada grupa Finna. — parsknął śmiechem, ale mi nie było do śmiechu.

— Za zaginioną uznaje się także Mercedes Tomilson, której rodziców zamordowano. Po dziewczynie nie ma śladu, tak jak po rodzicach Holly Fangs.

— Szkoła oszaleje. — stwierdziła Mercedes.

— Jak wrócisz, będziesz sławna. — rzekł Dean.

— Poudawaj jeszcze mojego chłopaka, to już w ogóle. — zaśmiała się.

— Bardzo chętnie. — uśmiechnął się do niej szeroko, a mina George'a mówiła sama za siebie. Wyglądał, jakby chciał zamordować Goryla, co mnie śmieszyło.

— Nie no, musiałabym pokazać się z kimś przystojniejszym. Wybacz. — uśmiechnęła się przepraszająco.

— Zdaję sobie z tego sprawę. — powiedział smutno Dean. Na twarz George'a wrócił uśmiech.



* * *



Wieczór mijał bardzo wolno, tak wolno, że miałem ochotę wziąć sznur i się powiesić. Wszystko mnie denerwowało, bo zabrano mi jedne z najważniejszych kobiet w moim życiu.

Czy to normalnie, że stawiałem Holly na tak wysokim miejscu? Oczywiście, że nie. Tylko, że nie mogłem nic na to poradzić.W dodatku dzisiejsze wiadomości w telewizji. Dobiło mnie to niesamowicie.

— Mądry jesteś?! — wrzasnęła Mercedes, kiedy Dean wlał mleko do mąki.

— Co za różnica? — zmarszczył brwi.

— Jest różnica! — klepnęła się w czoło otwartą dłonią. — Najpierw suche składniki, potem mokre... — przewróciła oczami. — Faceci.

— Co to będzie? — zagadnąłem.

— A jak ci się wydaje? — wyglądała na zirytowaną.

— Ciasto. — powiedziałem. — Czekoladowe. — dodałem, kiedy zauważyłem tę słodycz.

— Bingo! — klasnęła w dłonie. W tym samym momencie ktoś zaczął do mnie dzwonić.

— Halo?

— Fajnie jej pilnujesz. — prychnął mój brat.

— To był wypadek. Nie twój interes. — syknąłem.

— Zajebiście, ale jej się może coś stać! Jak mogłeś do tego dopuścić?! — rozumiałem jego pretensje.

— Nie jestem idealny, ja też popełniam błędy.

— Nieprawda! Jesteś perfekcyjny! — mówił z żalem.

— Może dla ciebie. — sarknąłem.

— Nathan...

— Nie zawracaj mi dupy swoimi żalami. — westchnąłem. — To, że z tobą gadam, nie oznacza, że między nami jest okay. Pomyśl. Gdybyś jej tamtego dnia nie lał, może nic by się nie stało. Cześć. — rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź.

— Logan? — zapytał George.

— Ta. — wymamrotałem.

— Czego chciał? — na jego twarzy pojawił się grymas.

— Rzucał się o Holly. — wtedy usłyszałem śmiech Mercedes.

— Gdyby tutaj był, przywaliłabym mu tą rózgą w twarz. Tak ze sto razy, dla pewności, że boli. — uśmiechnęła się w złości.

— A tym twoim oprawcom nie? — dopytywał rudzielec.

— Myślę, że nie miałabym na tyle odwagi, aby spojrzeć im w oczy. Wspomnienia. Za dużo bólu. — momentalnie posmutniała i wróciła do swoich czynności.

— Rozumiem. — powiedział tylko i dał jej spokój. — O której jutro wyjeżdżamy?

— Popołudniu. Jedziemy do niej, zgarniamy ją, a ona kieruje nas do Dreamers. — sprostował Julian. — Odbijemy je.

Blue EyesWhere stories live. Discover now