2. Rozdział 4

5.2K 262 112
                                    

„Wzajemne zrozumienie jest bardzo ważne. Niektórzy twierdzą, że zrozumienie to jedynie suma wszystkich nieporozumień."


Haruki Murakami - Wszystkie boże dzieci tańczą
















Nie mogłam spać, nie rozumiałam, co się wydarzyło i takim sposobem o szóstej rano znalazłam się w kuchni, aby naładować energię kawą. Tak jak tamtego poranka, kiedy znalazłam Nathana na kanapie.

Wspomnienia są piękne, przyprawiają o dreszcze, podnoszą na duchu, pozwalają wrócić do szczęścia, przypominają nam o tym, kim jesteśmy i dzięki czemu tacy jesteśmy, ale wśród otoczki tych pozytywów, zadają też ból, a ja mojego nie mogłam znieść.

— Ranny ptaszek? — podskoczyłam w miejscu, wystraszona pytaniem Caleba.

— Raczej tak, ale tej nocy nie mogłam spać. — słabo się uśmiechnęłam. Nie potrafiłam się skupić, żeby trafić łyżeczką do kubka.

— Okaaaay, dziewczyno, zostaw to, ja ci przygotuje kawę życia. — wziął ode mnie rzeczy i włożył do zlewu. — Mam nadzieję, że lubisz karmel, a tak poza tym, to przepraszam, za to, co powiedziałem wczoraj. — spojrzał na mnie przepraszająco.

— W porządku, nie jestem pamiętliwa.

Wcale, idiotko, a Nathan i Tess?

— Cieszy mnie to. No nic, usiądź i poczekaj na to, co wypijesz. — podrzucił w ręce mleko, po czym wyciągnął miskę i śmietankę, a następnie zaczął ją ubijać. Zdziwił mnie tym bardzo. Niecodzienny widok. Ubił ją na sztywno od razu, mi to nie wychodziło nigdy. Włożył ją do lodówki, wyjął sos karmelowy i nalał go mnóstwo na dno wysokiej szklanki, oblane zostały także jej ściany. Później wyjął z ekspresu kubek z latte i wlał do karmelu, poszedł po bitą śmietanę, starannie ułożył na samym szczycie, ponownie oblał karmelem i posypał wiórkami czekoladowymi.

— Jesteś baristą między zabójstwami? — zagadnęłam z podziwem.

— Lubię robić różne kursy, między innymi na baristę, barmana, wózek widłowy, pielęgniarza, przedstawiciela handlowego i wiele innych. — podał mi szklankę. — Kurs uwodzenia także.

— Płatni zabójcy to ludzie renesansu. — wzniosłam oczu ku sufitowi.

— Ale kochamy jak ludzie romantyzmu. — przyłożył dłoń do lewej piersi. — Większość z nas również umiera, aczkolwiek nie z samobójstw, a misji, w których ratujemy ukochaną. — smutnym wzrokiem wpatrywał się w głąb kuchni.

— Czytasz książki? — zainteresował mnie.

— Czytam, wiele przeczytałem, ale nie starczy mi życia na wszystkie te, które bym chciał przeczytać. Nieważne, mało interesujące. — machinalnie machnął dłonią. — Długo znasz chłopaków?

— Sześć lat. — gwizdnął długo.

— Dziwi mnie, że nie łączy cię nic z żadnym z nich. To świetni ludzie, choć kuriozalnie to brzmi. — zaśmiał się.

— Można powiedzieć, że nic mnie nie łączy. — zdecydowałam się mu to oznajmić.

— Jak wiele? — zrobił krok w przód. — Nie wiem, czy powinienem się wycofać.

— Czy wam się nudzi, że nie śpicie o takiej godzinie?! — zbulwersował się George. — Naprawdę ja nie wiem, jesteście nienormalni ludzie. — pokręcił głową i nalał sobie szklanę wody z kranu.

— Gdybym znał kogoś normalnego, uważałbym to za uciążliwy cud, bo takie osoby są nudne do bólu. — skomentował Caleb.

— Siemanko! — dołączył do nas Dean. — Holly, całą noc przegrałem! Musiałem ze sobą tutaj zabrać grę, nie wytrzymałbym bez niej, miałem ją sobie sam kupić, w zasadzie nie mm pojęcia, dlaczego tego nie zrobiłem, ale nieważne, bo już ją mam. Zaraz idę dalej grać, tylko przyszedłem po żarcie. — wyjął z lodówki kiełbasę, musztardę i zgarnął cały chleb, a później nas opuścił.

Blue EyesWhere stories live. Discover now